13

351 30 8
                                    

Lucy's POV

- Hej, śpiąca królewno! Czas wstawać. - Lekko schrypnięty męski głos wyrywa mnie z błogiego snu.

- Mmmph - mamroczę, nie otwierając oczu, po czym przewracam się na drugi bok i chowam głowę w poduszkę. Najwyraźniej jednak nie dane mi jest zaznać spokoju.

- Spóźnimy się do szkoły - stwierdza Justin.

- Nie chcę do szkoły, chcę spać - jęczę w odpowiedzi, wsuwając się głębiej pod kołdrę. Słyszę, jak chłopak podchodzi do łóżka, a chwilę później czuję jego oddech na swoim karku.

- Mam posunąć się do drastycznych środków?

Jestem stanowczo zbyt zaspana na zastanawianie się, co też może mieć przez to na myśli. Biorę poduszkę i nakrywam nią swoją głowę, ignorując jego słowa.

- Okej, sama tego chciałaś - mówi rozbawiony i chwilę później kołdra zostaje ze mnie brutalnie ściągnięta i ląduje na podłodze. Na moim ciele w zetknięciu z zimnym powietrzem automatycznie pojawia się gęsia skórka.

- O Boże, nie wierzę, że to zrobiłeś - warczę, mrużąc oczy i próbując oswoić je ze światłem. Zauważając sylwetkę Justina przy nogach łóżka, bez zastanowienia rzucam w niego poduszką. Niestety nie trafiam, a on wybucha śmiechem.

- Sama się o to prosiłaś - wzrusza ramionami, robiąc minę niewiniątka. Przeciągam się i przecieram oczy, a następnie chcąc nie chcąc siadam na łóżku. Postanawiam zignorować jego stwierdzenie i pytam, która godzina.

- Wpół do ósmej.

- Co, proszę?!

O, Jezu... Pół godziny do rozpoczęcia zajęć? To ile mam czasu na ogarnięcie swojego wyglądu i zjedzenie śniadania, piętnaście minut? A może mniej? W końcu nie wiem, ile od Justina jedzie się do szkoły. A powinniście wiedzieć, że jestem osobą o bardzo, ale to bardzo dużej skłonności do nietrzymania się ram czasowych i potrzebuję mnóstwo czasu, żeby się wyszykować i nie spóźnić.

- Czemu nie obudziłeś mnie wcześniej? - wzdycham, zrywając się z łóżka. W tej samej chwili jednak uznaję spieszenie się za bezcelowe - i tak nie zdążę.

- Tak słodko spałaś... - Justin uśmiecha się niewinnie, a ja wywracam oczami.

- No trudno. Najwyżej nie pójdę na pierwszą lekcję - mówię ze spokojem, a Justin krzywi się.

- Wagary?

- Z jednej godziny to żadne wagary - śmieję się, jednak po chwili łapię, co mogła znaczyć ta dezaprobata w jego głosie. - Nie mów, że nigdy nie byłeś na wagarach?... - pytam lekko zszokowana. Wiem, że Justin dobrze się uczy i w ogóle, no ale błagam - każdy kiedyś wagarował!

- Szczerze to... nie. I nie jestem pewien, czy to taki dobry pomysł.

Ojej... No, teraz to jestem naprawdę w szoku.

- Zawsze musi być ten pierwszy raz - uśmiecham się, ale zauważywszy, że grymas dezaprobaty wciąż widnieje na twarzy chłopaka, dodaję: - Daj spokój, Justin... I tak już nie zdążymy. Powiedz mamie, że mamy na dziewiątą i wyszykujmy się na spokojnie.

- No nie wiem - mamrocze chłopak. - A co powiemy w szkole?

- Awaria metra? - proponuję. - Albo, że byliśmy świadkami wypadku samochodowego i musieliśmy pomóc. Z reguły działa. Możemy też powiedzieć, że ktoś nas napadł albo...

- Zostańmy przy tym metrze - przerywa mi szybko, w końcu pozwalając sobie na lekki uśmiech. Parskam śmiechem na jego reakcję.

- Jak chcesz. To ja idę się ogarnąć - mówię, zbierając z szafki przy łóżku swoje ubrania i kierując się w stronę drzwi. W progu odwracam się jeszcze do Justina i posyłam mu kokieteryjny uśmiech, oczywiście żartując. Szatyn w odpowiedzi puszcza mi oczko. Zanim wychodzę, zdążam jeszcze zlustrować go na szybko wzrokiem. Jest bez koszulki i... o mój Boże. Teraz to mam już pewność, że ćwiczy. Co prawda nie ma na brzuchu idealnie zbudowanego ośmiopaku, ale mięśnie wciąż są dobrze widoczne i wygląda to obłędnie.

unpredictable | j.b.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz