Justin's POV
Późny wieczór. Wychodzimy z budynku, idąc bardzo blisko siebie i trymając się kurczowo za ręce. Czuję, jakby to tu było moje miejsce na ziemi - właśnie tutaj, przy niej.
- Ten horror był słaby. W ogóle mnie nie przestraszył - mruczy dziewczyna pod nosem, marszcząc przy tym brwi. - Czasem miałam wrażenie, że bałeś się bardziej ode mnie...
- Co? Nieprawda, wcale się nie bałem - prycham urażony. Okej, może w kilku momentach zdarzyło mi się podskoczyć na fotelu, no ale bez przesady...
- Oj, przecież wiesz, że żartuję, misiu - mówi tonem, którym rodzic uspokajałby obrażone dziecko i daje mi całusa w policzek. Uśmiecham się krzywo.
- Niech ci będzie, ale gdybyś nie była taka słodka, to bym ci nie wybaczył.
Brunetka chichocze i spuszcza głowę, chowając twarz w swoich delikatnie pofalowanych włosach. Jest ciemno, ale znam ją tak dobrze, że jestem pewien, iż właśnie się zarumieniła. Zatrzymuję się w miejscu i staję naprzeciwko niej, po czym unoszę jej podbródek i odgarniam włosy.
- Nie chowaj tej pięknej twarzyczki, Skylar - mówię łagodnie, patrząc z uśmiechem prosto w jej oczy koloru czekoladowego brązu. - Jesteś piękna - powtarzam dobitnie.
- Och, Justin. - Dziewczyna wsuwa ręce poniżej moich i mocno mnie przytula, wtulając głowę w mój tors. - Kocham cię, wiesz?
- Ja ciebie też, mała - uśmiecham się lekko, odwzajemniając uścisk i składam delikatny pocałunek na jej czole.
Tak, wtedy było naprawdę cudownie. Szkoda, że pewnego dnia wszystko się zjebało.
- Justin... Muszę ci coś powiedzieć.
- Hm, skarbie?
Skylar siedzi naprzeciwko mnie, a jej wzrok jest poważny. Kurwa, zaczynam się bać.
- Muszę wyjechać - wyrzuca z siebie po dłuższej chwili milczenia. Marszczę brwi. Nie czegoś takiego się spodziewałem.
- Nie rozumiem. Jak to wyjechać? - pytam zdezorientowany, z prawie niezauważalną nutą niepokoju w głosie.
- Po prostu, wyjeżdżam. Do San Diego. Rodzice dostali propozycję przeniesienia.
Czuję, jak cała krew odpływa mi z twarzy. Sky wyjeżdża? I jak to, do cholery, do San Diego?
- Przecież to drugi koniec Stanów... - mamroczę słabo.
- Wiem, Justin. Wiem.
Coś jest nie tak. Znam ten spokojny ton. Jeżeli ona mówi w taki sposób o czymś dla niej ważnym, to znaczy, że już pogodziła się ze stratą tego. A w tej chwili rozstrzygają się dalsze losy nas.
- Sky... - zaczynam po chwili. - Przecież jakoś damy radę, prawda? To nie szkodzi, że nie będzie cię w NY, możemy rozmawiać przez telefon, FaceTime, pisać SMS-y... Jest mnóstwo par, które są ze sobą mimo odległości i...
- Justin, przestań.
Sposób, w jaki wypowiada te słowa, zamyka mi usta. Przygryzam dolną wargę i spoglądam ze smutkiem na twarz tej dziewczyny - dziewczyny, którą kocham - w tej chwili tak spokojną, że wręcz obojętną.
- Dobrze wiesz, że nie damy rady. Związki na odległość nigdy nie kończą się dobrze.
- Może będziemy wyjątkiem.
CZYTASZ
unpredictable | j.b.
FanfictionWyobraź sobie, że jesteś najpopularniejszą dziewczyną w szkole. Należysz do tej "elity" - najbogatszych, najlepiej ubranych, najbardziej podziwianych i... po prostu naj. Wyobraź sobie, że poznajesz chłopaka z zupełnie innego świata. Chłopaka, któreg...