Znowu ją widział. Siedziała przy stoliku z numerem dziesięć i rozmawiała z innymi dziewczynami. Prawie wstrzymał oddech kiedy przerzuciła swoje długie brązowe włosy niczym aktorka z reklamy dobrego szamponu. I wtedy się odwróciła. Posłała mu piękny uśmiech, a on się zarumienił I odwrócił wzrok. Zganił się za to, że znów się na nią zagapił. Przyjechała do obozu sześć miesięcy temu, a on nigdy z nią nawet nie zamienił głupiego cześć. Ale taki już był. Wszyscy się go bali, omijali szerokim łukiem. Myśleli, że to on nie chciał się z nimi zadawać. Ale mylili się. Lecz nie znalazła się osoba, która zrozumiałaby, dlaczego się tak zachowuje. Nikt go jeszcze nie przejrzał i do końca nie wiedział, czy się cieszyć, czy smucić.
Spojrzał, tym razem, na swoje śniadanie. Nie lubił jeść. Jedzenia go obrzydzało, miał wrażenie, że wszystko co ma w żołądku, zaraz z niego wypłynie, ale nie normalnie, tylko z efektami specjalnymi. Ale musi jeść. Choć w sumie, to dla kogo...? Nawet tak nie myśl-spoliczkował się w myślach-masz Hazel, Ann, Leo, Percy'ego... No więc musisz to zjeść!
Powoli wciskał w siebie owsiankę. A dlaczego owsiankę? Bo Demeter przyjechała Do obozu na ferie I zarządziła, że na śniadanie zawsze ma być owsianka. No więc łyżka za łyżką, powoli zmniejszał zawartość ohydnej cieczy w swojej misce. Po dziesiątej łyżce stwierdził, że więcej nie da rady. Znów odruchowo spojrzał na stolik Afrodyty. Zobaczył tam Pierre- bo tak nazywała się brązowowłosa dziewczyna-całującą się ze swoim chłopakiem. A raczej to on ją całował. Denerwowało go to. Pierre była cudowna-piękna, mądra, zdolna, miła... A On?! Kobieciarz, który nie docenia tego co ma.Chłopak prychnął pod nosem. Nie chciał patrzeć na tą scenkę. Nie wiedział, co ona w nim widzi. Byli razem od trzech miesięcy. Powinna już dawno przejrzeć na oczy. Ale mógł tylko patrzyć na ich szczęście.
Wstał i skierował swe kroki w stronę areny. Musiał z kimś powalczyć, bo inaczej coś zepsuje. I wtedy ktoś na niego wpadł.
-Bardzo przepraszam! O, cześć Nico. Akurat mam do ciebie sprawę.-dziewczyną, która na niego wpadła, była Drew z domku Afrodyty. A myślał, że większego pecha mieć nie może.
-Hm~Mruknął.
-No bo widzisz-zaśmiała się cukierkowo-chciałabym się dokształcić w szermierce. To jak będzie?-uwodzicielsko zatrzepotała rzęsami.
Zastanowił się. W końcu czemu nie? Wiedział, że te lekcje mają być tylko pretekstem do spotkania, ale mógł przecież udawać, że się nie domyślił. Zajmie sobie wolny czas, którego miał nadmiar. A szermierka to coś, co na prawdę kochał.
-Dobra. Chodź.-ruszył do przodu. Usłyszał jeszcze zduszony pisk szczęścia za sobą.
Po drodze mijali driady, satyrów I innych obozowiczów. Udał, że nie zauważył podniesionych kciuków w stronę Drew, gdy przechodzili obok grupki dziewczyn od bogini piękności.
Kiedy dotarli na arenę, polecił jej by znalazła dla siebie miecz. Coś tam mruknęła pod nosem i powolnym krokiem ruszyła w stronę zbrojowni.
CZYTASZ
...Dlaczego?
أدب الهواةZa górami, za lasami... Nie, nie ta bajka. No to może: za polem truskawek, za Wielkim Domem... O, tak! To to! No więc w Obozie Herosów... Reszty dowiecie się czytając. (Mogę wam zdradzić, że opowieść dla fanów pana di Angelo) Okładkę zrobiła wspania...