2. Think about you

2K 120 15
                                    


Szliśmy ulicami Los Angeles oświetlanymi przez blask księżyca. Z jednej strony, cieszyłam się, że będę blisko przyjaciół. Z drugiej natomiast, okropnie się bałam. Nadal żyłam wspomnieniami z San Francisco, choć tak bardzo chciałam się ich pozbyć. Dodatkowo jego obecność, która wtrącała mnie z równowagi. Może powinnam z nim porozmawiać?

Wreszcie doszliśmy na miejsce. Moim oczom ukazał się malutki domek z zaniedbanym ogródkiem i werandą, na której można było znaleźć dosłownie wszystko. Jednym słowem ich parcela wyglądała, jakby pięć minut temu przeszło tam tornado. Zaśmiałam się cicho. On chciał, żebym to wszystko ogarnęła? Tutaj nawet ekipa sprzątająca nie dałaby rady.

   – Wiem, że tu nie jest za czysto, ale tym się na razie nie przejmuj. Zapraszam do środka, poznasz chłopaków. – W geście pokazał mi drzwi.

Udaliśmy się w kierunku wejścia. Wchodząc po schodach, nie dało się nie zauważyć, że okropnie skrzypiały. Na wspomnianej wcześniej werandzie leżała masa petów i kilkadziesiąt pustych butelek po whiskey, wódce i tym podobnych. Axl otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Weszliśmy do małego salonu z otwartą kuchnią i dębowymi schodami prowadzącymi na górę. Na kanapie, która kolorem przypominałam skoszoną trawę siedziało trzech facetów. Dwóch blondynów i jeden Mulat o kruczoczarnych lokach na głowie. Wszyscy posiadali długie włosy, co było swoistą cechą rockmenów.

    – Hej, chłopaki, to jest Victoria. Pomieszka z nami przez jakiś czas. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko. Vicky, to jest Duff, Steven i Slash. – Pokazał mi ich po kolei.

    – Miło was poznać. – Uśmiechnęłam się niemrawo.

    – Nam również. Spoko, możesz zostać, o ile za parę dni sama nie będziesz chciała się wyprowadzić – zaśmiał się Duff.

W gruncie rzeczy to nie wykluczałam tej opcji. Bowiem panował tutaj jeden, wielki syf. Na podłodze walały się śmieci, które emitowały dosyć nieprzyjemny odór. Na oliwkowych ścianach znajdowała się substancja nieznanego pochodzenia. Raczej nie chciałam się dowiedzieć, co to było.

    – Idziemy do klubu? – Usłyszałam znajomy głos.

Dostrzegłam czarnowłosego mężczyznę o bladej skórze, który już odrobinę pijany schodził po schodach. Poczułam gulkę w gardle, która nie chciała zniknąć podczas przełykania śliny. Nic się nie zmienił.

    – Spoko. Chętnie się czegoś napiję, bo w domu już nic nie ma – odpowiedział mu Slash, jednocześnie wstając z kanapy.

    – Hej, Izz – zawołał Axl – pamiętasz jeszcze Victorię?

    – Stary, kogo jak kogo, ale jej akurat nie zapomniałem – zaśmiał się. – Dobrze cię widzieć, młoda – zwrócił się do mnie.

Podszedł bliżej, po czym przytulił mnie. Poczułam się dziwnie. Pachniał, jakby dopiero co wrócił z gorzelni, aczkolwiek zbytnio mi to nie przeszkadzało. Minęła chwila, zanim odwzajemniłam jego gest.

    – Mam nadzieję, że nie będzie ci to przeszkadzało, jeśli zatrzymam się u was na jakiś czas – wyszeptałam, starając się, aby usłyszał moją wypowiedź

    – Oczywiście, że nie. – Uśmiechnął się delikatnie, jednocześnie przejeżdżając ciepłą dłonią po moich plecach.

    – Idziemy już? – zapytał zniecierpliwiony Slash, który bacznie stał przy frontowych drzwiach.

Zaśmiałam się, odsuwając się przy tym od mojego przyjaciela. Chłopak ostatni raz spojrzał na mnie, a następnie zajął się rozmową z Duffem. Wszyscy wybierali się do klubu, więc postanowiłam pójść z nimi. Pomimo zmęczenia nie zamierzałam siedzieć sama w ich syfie. Oparłam walizkę o czysty fragment ściany i wyszłam na zewnątrz.

Welcome To The Paradise City || GN'ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz