Poprzednie popołudnie spędzone w towarzystwie sekretarki Eddiego Barbary minęło mi szybko i przyjemnie. Najpierw udałyśmy się do fryzjera na niewielkie podcięcie i zmianę koloru. Na fotelu siedziałam cała podenerwowana, mimo iż wcześniej nigdy tak nie reagowałam na podobne wizyty. Zawsze uważałam, że to tylko włosy i prędzej czy później odrosną. A moje rosły w błyskawicznym tempie. Dlatego lubiłam od czasu do czasu ściąć je nawet o dwa cale. Bardziej obawiałam się reakcji otoczenia na nowy kolor.
Następne w kolejce były zakupy, za które oczywiście płacił Eddie. Nieco zaszalałyśmy, bowiem nowymi zabytkami mogłam wymienić połowę moich dotychczasowych ubrań. Większość z nich była elegancka i szykowna, na wypadek kolacji w renomowanych restauracjach lub spotkań przy kawie.
Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie wczorajszego dnia i przetarłam zaparowane lustro. Polubiłam Barbarę za jej pozytywne nastawienie do życia. Była optymistką aż do bólu.
Spotkanie z partnerem Johnson Development miało się odbyć, o dziwo, w Roxy. Domniemywałam, że jego charakter bardziej będzie przypomniał luźną pogawędkę o interesach przy szklance whiskey niż podejmowania decyzji w sprawie nowego przedsięwzięcia. Z tego powodu wybrałam zwiewną koralową sukienkę i szpilki w takim samym odcieniu. Przyprószyłam policzki brzoskwiniowym różem i pomalowałam usta pomadką w wyrazistym kolorze. Założyłam na siebie ramoneskę, wyciągnęłam spod niej włosy, które następnie na koniec przeczesałam palcami. Nadal zmiana koloru nieco mnie przerażała. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam w stronę najbliższego przystanku autobusowego.
Wysiadłam niedaleko Hell House. Poczułam na odkrytych łydkach chłodny powiew wiatru, który dodatkowo spotęgował moje podenerwowanie. W kółko zastanawiałam się, dlaczego to robiłam. I tu nie tyle chodziło o spotkanie biznesowe dotyczące firmy, o której nie miałam zielonego pojęcia. Nadal miałam wątpliwości, czy podjęłam słuszną decyzję, przyjmując propozycję Eddiego. Wizja konsekwencji, które miały mnie spotkać, gdyby DEA dowiedziało się o wszystkim, spędzało mi sen z powiek.
Chwilę się wahałam. Sama nie wiedziałam, po co przyjechałam pod Hell House. Żeby któryś z nich trzymał mnie za rączkę i klepał po główce? Chyb tak. Tego wieczoru cholernie potrzebowałam wsparcia. W końcu chodziło o moje być albo nie być.
Delikatnie uchyliłam drzwi i weszłam do środka. Gunsi siedzieli na kanapie w salonie i najwidoczniej jamowali. Slash i Stradlin grali na gitarach akustycznych, Rose próbował śpiewać, a Duff zapisywał wszystko na kartce. Tylko Steven siedział nieprzejęty i układał kostkę Rubika. Oczywiście na stole leżały puste butelki sprzed tygodnia, jak i te otwarte dosłownie przed chwilą. Najwidoczniej chłopcy nie potrafili tworzyć na trzeźwo. Od razu, jak mnie zobaczyli, zrobili sobie małą przerwę.
– Chyba zaraz zemdleję ze strachu – mruknęłam na przywitanie, z trudem przełykając ślinę.
Adler przerwał na chwilę wykonywaną czynność, popatrzył na mnie, uśmiechnął się i pomachał do mnie, po czym znowu wrócił do układania kostki. Reszta próbowała powstrzymać śmiech. Duff nawet miał łzy w oczach.
– Zostałaś moja fanką numer jeden, misiaczku? – prychnął Axl, przykładając do ust szklankę z Daniel'sem. Najwidoczniej dzisiaj pili na bogato.
– Moi rodzice podobno są Irlandczykami – odparowałam, zaciskając prawą pięść.
– Bardzo typowymi – dodał rozbawiony McKagan.
– Co w tym takiego śmiesznego? – Wzruszyłam ramionami.
– Teraz wyglądasz jak żeńska kopia Rose'a – wyjaśnił basista, co go jeszcze bardziej rozbawiło. Przewróciłam oczami. Sama na to wpadłam, kiedy Eddie przedstawił swój warunek.
CZYTASZ
Welcome To The Paradise City || GN'R
FanfictionDokąd zmierzasz? To pytanie słyszę niemal codziennie. Uciekasz? Nie, przynajmniej tak mi się wydaję. Moje życie jest jedną wielką niewiadomą. Dziś jestem tu, jutro będę tam. Nie mam zbyt wielu przyjaciół. Stoję nad przepaścią i zastanawiam się czy s...