29. My new ''friend''?

678 46 16
                                    

Poprzednie popołudnie spędzone w towarzystwie sekretarki Eddiego Barbary minęło mi szybko i przyjemnie. Najpierw udałyśmy się do fryzjera na niewielkie podcięcie i zmianę koloru. Na fotelu siedziałam cała podenerwowana, mimo iż wcześniej nigdy tak nie reagowałam na podobne wizyty. Zawsze uważałam, że to tylko włosy i prędzej czy później odrosną. A moje rosły w błyskawicznym tempie. Dlatego lubiłam od czasu do czasu ściąć je nawet o dwa cale. Bardziej obawiałam się reakcji otoczenia na nowy kolor.

Następne w kolejce były zakupy, za które oczywiście płacił Eddie. Nieco zaszalałyśmy, bowiem nowymi zabytkami mogłam wymienić połowę moich dotychczasowych ubrań. Większość z nich była elegancka i szykowna, na wypadek kolacji w renomowanych restauracjach lub spotkań przy kawie.

Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie wczorajszego dnia i przetarłam zaparowane lustro. Polubiłam Barbarę za jej pozytywne nastawienie do życia. Była optymistką aż do bólu.

Spotkanie z partnerem Johnson Development miało się odbyć, o dziwo, w Roxy. Domniemywałam, że jego charakter bardziej będzie przypomniał luźną pogawędkę o interesach przy szklance whiskey niż podejmowania decyzji w sprawie nowego przedsięwzięcia. Z tego powodu wybrałam zwiewną koralową sukienkę i szpilki w takim samym odcieniu. Przyprószyłam policzki brzoskwiniowym różem i pomalowałam usta pomadką w wyrazistym kolorze. Założyłam na siebie ramoneskę, wyciągnęłam spod niej włosy, które następnie na koniec przeczesałam palcami. Nadal zmiana koloru nieco mnie przerażała. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam w stronę najbliższego przystanku autobusowego.

Wysiadłam niedaleko Hell House. Poczułam na odkrytych łydkach chłodny powiew wiatru, który dodatkowo spotęgował moje podenerwowanie. W kółko zastanawiałam się, dlaczego to robiłam. I tu nie tyle chodziło o spotkanie biznesowe dotyczące firmy, o której nie miałam zielonego pojęcia. Nadal miałam wątpliwości, czy podjęłam słuszną decyzję, przyjmując propozycję Eddiego. Wizja konsekwencji, które miały mnie spotkać, gdyby DEA dowiedziało się o wszystkim, spędzało mi sen z powiek.

Chwilę się wahałam. Sama nie wiedziałam, po co przyjechałam pod Hell House. Żeby któryś z nich trzymał mnie za rączkę i klepał po główce? Chyb tak. Tego wieczoru cholernie potrzebowałam wsparcia. W końcu chodziło o moje być albo nie być.

Delikatnie uchyliłam drzwi i weszłam do środka. Gunsi siedzieli na kanapie w salonie i najwidoczniej jamowali. Slash i Stradlin grali na gitarach akustycznych, Rose próbował śpiewać, a Duff zapisywał wszystko na kartce. Tylko Steven siedział nieprzejęty i układał kostkę Rubika. Oczywiście na stole leżały puste butelki sprzed tygodnia, jak i te otwarte dosłownie przed chwilą. Najwidoczniej chłopcy nie potrafili tworzyć na trzeźwo. Od razu, jak mnie zobaczyli, zrobili sobie małą przerwę.

– Chyba zaraz zemdleję ze strachu – mruknęłam na przywitanie, z trudem przełykając ślinę.

Adler przerwał na chwilę wykonywaną czynność, popatrzył na mnie, uśmiechnął się i pomachał do mnie, po czym znowu wrócił do układania kostki. Reszta próbowała powstrzymać śmiech. Duff nawet miał łzy w oczach.

– Zostałaś moja fanką numer jeden, misiaczku? – prychnął Axl, przykładając do ust szklankę z Daniel'sem. Najwidoczniej dzisiaj pili na bogato.

– Moi rodzice podobno są Irlandczykami – odparowałam, zaciskając prawą pięść.

– Bardzo typowymi – dodał rozbawiony McKagan.

– Co w tym takiego śmiesznego? – Wzruszyłam ramionami.

– Teraz wyglądasz jak żeńska kopia Rose'a – wyjaśnił basista, co go jeszcze bardziej rozbawiło. Przewróciłam oczami. Sama na to wpadłam, kiedy Eddie przedstawił swój warunek.

Welcome To The Paradise City || GN'ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz