46. We can't be together

552 42 9
                                    

– Zaprosisz mnie do środka, czy tak będziemy stać na werandzie?

Z rozmyślań wytrącił mnie jego spokojny, aczkolwiek przepełniony niecierpliwością głos. Otrząsnęłam się i próbowałam podjąć jakąkolwiek racjonalną decyzję. Jedno było pewne. Musieliśmy porozmawiać.

– Jasne – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się niemrawo, po czym otworzyłam szerzej drzwi.

Chris ostrożnie wszedł do środka, uprzednio podając mi kwiaty. Odruchowo zaciągnęłam się ich zapachem, jednakże tym razem nie odczułam tej samej radości, wywołanej zwykłą wonią róż. Mężczyzna w tym czasie uważnie rozejrzał się po pomieszczeniu, dokładnie analizując każdy jego fragment, każdą osobę, która się w nim znajdowała.

W pewnym momencie jego wzrok zatrzymał się na rudowłosej postaci, która, popijając whiskey, posyłała nam palące spojrzenie. Odruchowo złapałam Chrisa za nadgarstek i skierowałam w stronę schodów. Tylko na górze mogliśmy znaleźć jakieś ciche i ustronne miejsce. Nadal odczuwałam na sobie jego wzrok, którym próbował mnie wypalić. Skręcało mi żołądek i to nie tylko z tego powodu. Po raz kolejny musiałam zmierzyć się z własnymi uczuciami wobec Pittmana, co nie należało do najłatwiejszych.

Zanim zupełnie zniknęliśmy z pola widzenia innych, zwróciłam się do Lily, jakby w tym momencie była jedyną osobą, której ufałam:

– Zajmij się tym.

Podałam jej bukiet, na co dziewczyna z początku zareagowała zdziwieniem. Dopiero po chwili subtelnie się uśmiechnęła i poszła w kierunku kuchni, zapewne w celu znalezienia czegoś, co mogłoby służyć jako wazon.

Kiedy znaleźliśmy się w moim starym pokoju, dokładnie zamknęłam drzwi na mały metalowy kluczyk, którego od bardzo dawna nikt nie używał. Po prostu nie był potrzeby. Zaczęłam nerwowo chodzić po pomieszczeniu, jednocześnie tocząc bój z myślami, które zalewały mi głowę, podczas gdy Chris najspokojniej w świecie siedział na skraju łóżka i zatapiał we mnie swoje przenikające, a zarazem przyjemne spojrzenie. Panowała niezręczna cisza, której nijak nie umiałam przerwać. Mój towarzysz chyba to wyczuł, ponieważ zdecydował się rozpocząć naszą rozmowę.

– Zmieniłaś się – zauważył, nie zmieniając ani trochę wyrazu swojej twarzy. – Tatuaż, makijaż, ubiór, zachowanie. Tylko uśmiech i blask, który masz w oczach pozostał ten sam. Gdyby nie to, chyba bym cię nie poznał.

Próbowałam stworzyć coś na wzór uśmiechu, ale bardziej wyszedł mi grymas. Chris krótko się zaśmiał, jednak mnie absolutnie nie było do śmiechu. Denerwowałam się i musiałam czymś zająć dłonie, aby nie dało się zauważyć tego, jak bardzo się trzęsły. W końcu stwierdziłam, że nie mogę cały czas milczeć i odwlekać tej decyzji w czasie. Musiałam coś postanowić, nawet jeśli skrzywdziłabym w ten sposób siebie i po części jego.

– Życie mnie zmieniło – odpowiedziałam flegmatycznie. – Cały czas daje mi kopa i tym samym motywację do działania. Kiedyś zdarzało mi się użalać nad sobą; dziś tego nie robię, bo wiem, że nie warto. Dostaję solidną lekcję, z której staram się czerpać, jak najwięcej.

Mężczyzna ostrożnie wstał i próbował zmniejszyć dystans, jaki powstał pomiędzy nami, lecz ja nie chciałam do tego dopuścić. Nie mogłam mu dawać fałszywych sygnałów, więc odsunęłam się i nie zwracając na niego uwagi, odeszłam na drugi koniec pomieszczenia.

– Dlaczego uciekasz? – zapytał widocznie zawiedziony. – Nie chcę cię skrzywdzić, jeśli o to chodzi.

Dobrze znałam jego zamiary. Zacisnęłam usta i zamknęłam oczy. Musiałam być silna, a przynajmniej nie mogłam okazywać słabości. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, jednak nie zdawałam sobie sprawy, iż w pewnym momencie omal mnie to nie przerośnie.

Welcome To The Paradise City || GN'ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz