61. You shoot me down, but I won't fall

478 40 17
                                    

– Masz dla mnie tę książkę?

Ledwo weszłam do Hell House, a już ktoś coś ode mnie chciał. I to akurat była ta osoba, z którą najbardziej nie miałam ochoty rozmawiać.

Hope miała jakąś awarię w bloku i w jej mieszkaniu zabrakło prądu. Carter praktycznie cały czas była na linii. Bez sprawnego telefonu nie potrafiła pracować, a miała sporo spraw na głowie. Załatwiała koncerty, rozmawiała z ludźmi z wytwórni. W końcu chłopcy niedawno podpisali kontrakt. Zadomowiła się u nich, bo mieli działający telefon i, o dziwo, spory zapas całkiem niezłej kawy.

Ostatnio nasze stosunki nieznacznie się poprawiły. Nadal nie były dobre. Uczepiła się mnie, a ja nie chciałam być jej dłużna. Jednak coś w niej pękło i popatrzyła na to wszystko zgoła inaczej. Dowiedziała się o mojej pracy w księgarni i planach na studia. Widziała, że już dorastałam i jednocześnie zmieniałam swoje podejście. Nadal uważała i pochodziła do tego sceptycznie, z lekkim dystansem. Aczkolwiek zdarzało się, że rozmawiałyśmy jak normalne osoby. Dzisiaj nawet poprosiła mnie o kupienie jej jakiejś książki o prowadzeniu własnej firmy czy coś w tym rodzaju.

– Jasne – westchnęłam, poszukując owej rzeczy w torebce.

Nawet nie zdejmując ramoneski, podeszłam bliżej, uważając na puszki po piwie, które walały się po podłodze. Wcześniej zajmowały cały stolik do kawy, jednak Hope zrobiła z nimi swego rodzaju porządek. Zamiast nich na blacie rozwalała się masa papierów, kolorowe teczki i kilka grubych książek z pożółkłymi stronami, które świadczyły o stopniu użytkowania.

Dziewczyna raptownie wzięła książkę, od razu zabierając się za jej kartkowanie. Czytała pojedyncze fragmenty, aczkolwiek bardziej skupiała się na jej formie. Wydawała się być skupiona, aczkolwiek jej wyraz twarzy na nic nie wskazywał.

– Dzięki wielkie – rzuciła, posyłając mi krótkie spojrzenie. Uśmiechnęła się na moment. Pierwszy raz wykonała ten gest wobec mnie.

– Nie ma za co – odparłam niepewnie, co zabrzmiało bardziej jak pytanie.

Rozejrzałam się dookoła. Panował tutaj cholerny syf. Gorzej chyba było tylko na wysypisku śmieci. Oprócz pustych puszek i petów po pomieszczeniu walały się stosy Playboyów i jakichś ubrań. Na podłodze ktoś wylał alkohol a w powietrzu unosił się zapach tytoniu i moczu. Skrzywiłam się nieznacznie. Dziwiłam się, jak Rosie mogła tutaj wychowywać dziecko.

– Gdzie reszta? – spytałam, zakładając ręce na piersi.

Spojrzała na mnie spode łba, odrywając się na moment od pracy.

– Axl odsypia wczorajszy wypad do klubu, Izzy pojechał szukać Slasha, Duff poszedł na spacer, a Steven wyszedł spotkać się z Lily – wyrecytowała na jednym oddechu.

– A Rosie i Tommy?

Coś mi nie pasowało. Było zbyt cicho. Za cicho. Ostatnimi czasy w Hell House niemal na okrągło panował hałas i wrzawa. Jak nie grupa muzyków, która ćwiczyła nowe kawałki, to płacz dziecka. Może śpią, pomyślałam.

– Rosie już tutaj nie mieszka – oznajmiła ze stoickim spokojem. – Wkurzyła się. Nie dziwię jej się. To nie są warunki dla małego dziecka. – Zaśmiała się ironicznie.

Miała rację. Poza tym Hooter tylko pomieszkiwała tu do czasu, aż znajdzie jakąś przytulną kawalerkę w spokojnej okolicy. Aczkolwiek jeszcze wczoraj mówiła mi, że nadal szuka. Czyżby nagle znalazła dobrą ofertę?

– Przyznali jej mieszkanie? – dociekałam.

– Nie – zaprzeczyła, przekładając jakieś papiery. – Na razie przyjęłam ją do siebie. Mam duże, dwupokojowe mieszkanie – dodała, posyłając mi długie spojrzenie.

Welcome To The Paradise City || GN'ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz