73. Keep on dreaming even if it breaks your heart

396 32 16
                                    

Spacerowałam opustoszałymi uliczkami Los Angeles, z zamyśleniem zmierzając do celu. Dawno tam nie byłam, przez co trochę zbłądziłam. Jednak fakt ten posiadał swego rodzaju zalety. Miałam więcej czasu na przemyślenie swoich słów oraz poznanie miasta od innej strony. Tej spokojniejszej, zachęcającej do sprowadzenia się na te tereny.

Było już lepiej. Po kilku dniach wreszcie wyszłam z mieszkania. Tęskniłam za tym złudnie czystym powietrzem i przyjemnie ogrzewającymi promieniami słonecznymi. Jednak one nie były w stanie wypełnić pustki, która zagościła w moim sercu. Nie rozmawiałam z Izzym. Po prostu stchórzyłam. Nie chciałam go wprawiać w zakłopotanie.

Axl także się nie odzywał...

Zmrużyłam oczy, chcąc w ten sposób zmniejszyć ilość rażącego światła, która do nich wpadała. Zapomniałam wziąć ze sobą okulary przeciwsłoneczne. Decyzja o tym wyjściu zapadła w ostatniej chwili pod wpływem pewnego impulsu. Dlatego nawet nie zaprzątałam sobie głowy doborem bluzki, perfekcyjnym makijażem czy pełnym wyposażeniem torebki. Po prostu wyszłam z domu w tym, w czym byłam, czyli wytartych jeansach i rozciągniętym T-shircie.

Cmentarz przy Wittier Boulevard witał przechodniów wysokimi topolami, które kołysał delikatny wiatr. Tego dnia jednak stały nieruchomo, jakby dodatkowo podkreślały żałobny charakter tego miejsca. Za drzewami rozciągały się alejki z nagrobkami, które od czasu do czasu odwiedzali najbliżsi. Dzisiaj jednak nie było tam złamanej duszy.

Przełknęłam z trudem ślinę, przechodząc przez masywną, metalową bramę. Wydawało się, że w tym miejscu temperatura spadała o kilka stopni. Założyłam ręce na piersi, niepewnie rozglądając się dookoła. Nie pamiętałam drogi, która prowadziła do jej grobu. Nawet nie wiedziałam, w jakiej części cmentarza się znajdował. Szukanie go zajmie mi cały dzień, pomyślałam.

Spacerowałam alejkami, przypominając sobie tamten okropny dzień. Padało, co dodatkowo potęgowało melancholijny nastrój. Wtedy nie mogłam pogodzić się z faktem, iż już nigdy więcej jej nie zobaczę. Dzisiaj z trudem kojarzyłam jej ulubione filmy, które w kółko oglądała. Zapomnieliśmy o niej. Slash miał rację. Byliśmy egoistami, którzy myśleli wyłącznie o sobie.

Po dłuższym czasie znalazłam ten właściwy nagrobek. Przystanęłam przed nim, wzdychając głęboko. Czytanie tablicy przychodziło mi z trudem. Dotychczas nie wracałam do tego miejsca. W dniu pogrzebu jak i dzisiaj przywołało u mnie nieprzyjemne wspomnienia.

– Cześć, Lenka – wyszeptałam. Uśmiechnęłam się niewyraźnie. – Dawno mnie tutaj nie było. Brakuje mi ciebie, wiesz?

Zacisnęłam usta w wąską linię, milknąc na moment. Nie zamierzałam płakać. W ciągu ostatnich dni wylałam stanowczo za dużo łez.

– Cholerna ze mnie egoistka – przyznałam. Uśmiechnęłam się gorzko i odwróciłam głowę w drugą stronę.

Nie wiedziałam, co mogłabym jej powiedzieć. Było już za późno na słowa.

– Trudno się nie zgodzić. – Usłyszałam przepity, męski głos, który nieco mnie przestraszył. Myślałam, że jestem tutaj sama.

Odwróciłam się gwałtownie, żeby dostrzec mojego rozmówcę. Slash powoli zbliżał się do nagrobka swojej ukochanej. No tak, on tutaj bywał niemalże codziennie.

– Przestraszyłeś mnie.

Zaśmiał się, stając obok mnie. Skrzywiłam się nieznacznie, wyczuwszy od niego alkohol. W sumie sama nie byłam lepsza. Zapijałam smutek, licząc, że to pomoże.

– Ona wiedziałabym, co zrobić – stwierdziłam, przerywając milczenie.

Pokiwał twierdząco głową, chowając ręce do kieszeni.

Welcome To The Paradise City || GN'ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz