01

107 6 0
                                    

Scarlett's point of view:

-witaj, Scarlett. - powiedział zachrypniętym, szorstkim głosem. Na jego twarzy malował się uśmiech. Widziałam go pierwszy raz w życiu, ale już go znienawidziłam.
Od razu rzuciłam się w stronę sejfu, żeby wyjąć broń. To dość oczywiste, że tata podał mi szyfr, byliśmy bogaci i w domu było wiele wartościowych przedmiotów, to idealne miejsce dla złodziei.
Mężczyzna stał cały czas w tym samym miejscu nadal się uśmiechając. Otworzyłam sejf. Był pusty. Mężczyzna zaczął iść w moim kierunku cały czas uśmiechając się. Zaczęłam biec do drzwi, on cały czas szedł tym samym spokojnym krokiem. Drzwi były zamknięte.
-witaj, Scarlett - powtórzył - to niegrzeczne, powinnaś mi odpowiedzieć. - na jego twarzy znowu zagościł ten uśmiech.
Przełknęłam głośno ślinę, zaczęłam oddychać coraz szybciej.
-gdzie jest moja rodzina?!
-nie krzycz, karteczko... - powiedział bardzo powoli, chyba chciał żebym dokładnie zrozumiała jego słowa.
-karteczko?
-jesteś jak kartka papieru. Biała, nieskazitelna, czysta, niewinna a zarazem podatna na zgniecienie, podarcie, wyrzucenie, zlikwidowanie. - tłumaczył uśmiechając się.
-powiedz mi, proszę, gdzie jest moją rodzina?
-oh, Scarlett, Scarlett... Zacznij martwić się o siebie. - podszedł bliżej mnie i złapał w tali. - mała karteczko...
-puść mnie! - krzyknęłam w jego klatkę piersiową. Był znacznie wyższy ode mnie, z resztą nie ma się co dziwić, mam metr sześćdziesiąt dwa wzrostu.
Zacisnął ręce jeszcze mocniej.
-wyjaśnijmy sobie coś, Scarlett - przestał się uśmiechać - nie możesz mi rozkazywać i krzyczeć na mnie. Jesteś... - spojrzał mi w oczy - tylko... malutką karteczką - znów się uśmiechnął po czym odszedł.
Siedział na krześle w kuchni i sprawdzał coś w telefonie a ja cały czas stałam w tym samym miejscu.
- kim jesteś i co ze mną zrobisz? - powiedziałam bezmyślnie licząc na odpowiedź. Przecież to, że mi nie odpowie jest oczywiste.
-będę się tobą zajmował. - rzucił nadal patrząc w telefon.
-dlaczego? - kolejne głupie pytanie, na które nie powinnam oczekiwać odpowiedzi.
-bo jesteś małą karteczką, Scarlett... - powiedział tym razem patrząc mi prosto w oczy. Nie uśmiechał się, był całkowicie poważny.
Zapadła cisza, trwała kilka minut. On cały czas robił coś na telefonie a ja nadal stałam pod ścianą.
-jedziemy. - rzucił krótko.
-gdzie?
Uśmiechnął się i złapał mnie za rękę.
-jeśli zrobisz cokolwiek nie tak cała twoja rodzina umrze, jasne?
-słucham? Chcesz ich zabić?
Uśmiechnął się.
-oh, Scarlett... Jaką miałbym z tego zabawę? - zapytał retorycznie, po czym dodał - Żadną. Ty ich zabijesz.
Byłam przerażona.
Weszliśmy do samochodu.
-boisz się śmierci? - zapytał normalnym głosem.
-tak. - odpowiedziałam krótko.
-a gdyby miał zginąć twój ojciec albo ty, to kto?
-ja.
-a gdyby miała zginąć twoja matka albo ty, to kto?
-ja.
-oh, Scarlett, Scarlett... Musicie być naprawdę zżyci bo każdy z was wybrał Twoją śmierć.

niezwykła kartka //h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz