>3<

472 28 1
                                    


  - Coś stało się Leo... - powiedziała do siebie blondynka.

- Leo? Masz na myśli Leondre? - upewniłam się.

- T-tak. Myślisz, że go pobili? - wiedziałam, że się martwi. Wystawiłam rękę w nieznanym kierunku, szukając twarzy Violence. Uścisnęła mi dłoń i przyłożyła do swojego mokrego policzka.

- Marnujesz tylko siłę na płakanie. Nawet dobrze go nie znasz, dlaczego sądzisz, że nie jest niczemu winny? - zapytałam chłodnym głosem.

- O ile się nie mylę to ty niedawno chciałaś go ratować! - krzyknęła.

- Tak, racja - spuściłam głowę. - Przepraszam - uśmiechnęłam się. Czasem jeszcze zdarza mi się palnąć coś, czego nie chciałam powiedzieć. To był mój nawyk z dzieciństwa. Pamiętam zranione spojrzenia innych zanim straciłam wzrok. Mówiłam przykre rzeczy na ich temat i nie obchodziły mnie ich uczucia. Wtedy zajęła się mną Violence. Nie radziłam sobie bez wzroku, a ona jako jedyna znosiła moje beznadziejne wahania nastroju. - Martwisz się o niego - przerwałam głuchą ciszę.

- To prawda. Nie jest moim przyjacielem ani znajomym, ale mam przeczucie, że muszę mu pomóc - wytłumaczyła.

- Więc dlaczego mnie powstrzymałaś? Chciałam mu pomóc, ale mi zabroniłaś - wymamrotałam. Jestem ciekawa uczuć Violence. Nie mam charyzmy ani taktu, ale kiedy miałam wzrok spędzałam dużo czasu na obserwowanie społeczeństwa. Interesowały mnie ich reakcje na poszczególne zdarzenia lub rozmowy. Ale nikt nie chciał się z nich tłumaczyć, dlatego tylko mogłam domyślać się o co chodzi. Teraz nie widzę nikogo, żadnych uczuć, mimiki. Jestem zdana na swój umysł.

- Bo przeszliby na ciebie! - zdenerwowała się. - Jak myślisz, dlaczego ja nic nie robię? Dlaczego wszyscy tylko patrzą na cierpienie innych? Bo się boją. Ben i Kondrad nie są pierwszymi lepszymi chuliganami, którzy chcą poczuć się silniejsi. Oni po prostu robią to dla zabawy. Są zdeterminowani, by wyczerpać kogoś psychicznie i fizycznie. Więc, jak niby ktoś taki, jak ty lub ja może sobie z nimi poradzić?

- Strach jest tylko złudzeniem - gwałtownie wstałam, przez co zakręciło mi się w głowie. - Nie boją się Bena i Kondrada. Martwią się tylko o siebie. Jak możesz mówić, że chcesz pomóc Leo skoro nie masz nawet odwagi, by sprzeciwić się dwóm łajdakom? - prychnęłam. Usłyszałam huk. Violence zapewne uderzyła w stół przed nami. Wstała tak prędko, że krzesło się przewróciło.

- Laura! - wrzasnęła. - Możesz się uspokoić?! - wiedziałam, że kipi złością, więc usiadłam.

- Tak, to był mój błąd - napiłam się herbaty.

xxxx

- Przepraszam, pani Devries? - odezwała się Violence. Przed kimś stałyśmy.

- Tak, o co chodzi? - usłyszałam przed sobą głos kobiety. To pewnie mama Leo.

- Mogłybyśmy się dowiedzieć, jak czuje się Leo?

- Ach, jesteście koleżankami Leondre'a? - spytała pogodnie. Przytaknęłam głową, nie wiedząc, czy Violence nie zrobiła tego jako pierwsza. - Jak na razie zdrowieje. Możecie go odwiedzić, jeśli chcecie.

- Dziękujemy! - ucieszyła się blondynka. Obróciłam głowę w kierunku jej głosu.Violence kierowała mnie do szpitala. Pytała się wszystkich o pacjenta, aż w końcu dowiedziałyśmy się w jakiej jest sali. Otworzyłam drzwi, wcześniej upewniając się, że naciskam klamkę. Rozjaśniło mi się przed oczami, co oznaczało, że musiało być tam naprawdę jasno.

- C-cześć... Nazywam się Violence, a to jest Laura. Chodzimy do tego samego gimnazjum. 




***Witajcie Bambino! Mamy dla was kolejną część Invisible ^^ wstawiamy ją dzisiaj we Wigilię, jako taki mały prezent od nas dla was :))) Mamy nadzieję, że ten rozdział wam się spodoba i życzymy Wesołych Świąt Bambino!! <3  



Invisible | LeondreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz