Broken Skyscraper

1.8K 140 2
                                    

-To ostatnie i najgorsze ze wszystkich miejsc. -- Dziewczyna usiadł na końcu dachu, spuszczając nogi w dół.

-Dlaczego? --Dla niego wszystkie te miejsca i historia związana z nimi jest straszna. Poczynił to co dziewczyna i teraz siedzieli razem, przytuleni do siebie.

-Bo...

"Czy i tym razem będą jakieś ofiary?"
Jej umysł zaśmiecony był pytaniami, na które nikt jej nie odpowie. Przecież przyszłości nie da się przewidzieć. Na to pytanie jest zmuszona odpowiedzieć sobie sama, dlatego musi to zrobić, żeby się przekonać. Była rozdarta. Nie chciała zostawiać Jack'a samego, ale nie mogła zostać na tym świecie. Nie byli zwykłym rodzeństwem. Byli prawdziwymi przyjaciółmi i stali za sobą murem.

Po schodach wdrapała się na sam dach, najwyższego wieżowca w Nowym Yorku. Słońce zachodziło, a ludzie spieszyli się do domów, do swoich rodzin. Byli tak zabiegany, że nikt nie zwracał uwagi na dziewczynę, która desperacko stała na budynku i odliczasz sekundy to godziny zero, żeby skoczyć. Nie bała się. Wmawiała sobie, że to tylko skok ze spadochronem, którego nie ma. Jest to jedyne wyjście, żeby przedostać się na druga stronę. Podobno samobójcy nie idą do nieba, tylko piekła... Nie obchodziło to ją. Nawet w piekle u diabła byłoby jej lepiej niż na tym okrutnym świecie.

Zacisnęła pięści tak, że paznokcie wbijamy jej się w skórę, raniąc ją. Nie zwracała uwagi na ten lekki ból, który sobie zadała. Chciała już skoczyć i mieć to za sobą. Przygryzła wargę i wystawiła jedną nogę przed siebie. Zerwał się lekki wiatr, który rozwiewał jej niebieskie włosy. Znowu je przefarbowała. W tym kolorze było jej lepiej. Czuła się odważniensza. Kiedy rozłożyła lekko ręce, w myślach oddworzyla jej się scena z Titanica. Lubiła ten film i zawsze chciała być tak samo zakochana jak Rose. Kiedy zachowała się lekko i nie dała utrzymać się już na jednej nodze, poczuła że spada. Jednak uczucia jak szybko się pojawiło tak szybko zniknęło. Ręce, które oplotły jej talię, wciągnęły ją spowrotem. Przestraszona krzyknęła i zaczęła się wyrywać.

-Puść mnie... Puść! --Kiedy jeszcze mocniej przyciągnął ją do swojej klatki piersiowej poczuła znany jej zapach perfum. Jej brat uratował ją przed śmiercią.

-Dlaczego chcesz to zrobić? --Zapytał nadal trzymając, szarpiącą się dziewczynę.

-Bo chce żyć normalnie. Nie chce być już bita i upokażana w szkole. Mam dość. Daj mi to zrobić Jack --Warknęła

-Nigdy, za bardzo cie kocham siostrzyczko --Powiedział. Nie wytrzymała. Wyrwała się nie chcący uderzajac łokciem w brzuch bruneta. Skulił się i cofnął parę kroków. Z ust Ashley wydobył się przerażliwy krzyk rozpaczy.

Została sama.

-Od tamtej pory próbowałam się zabić, jednak w mniej brutalny sposób. Mam jakąś fobie. Wydaje mi się, że jeśli się powieszę czy coś w tym stylu, ktoś inny ucierpi, dlatego... Dlatego podcinałam sobie żyły. --Pokazała mu swoje rany.

Michael wziął obydwie jej ręce i ucałował każdą, nawet najmniejszą jej bliznę.

-Jest moim niebem Ashley

____________________________
Hejka naklejka ;-)

Jak rozdział?

Może niech każdy skomentuje swój ulubiony akapit z tego rozdziału? Byłoby mi miło. Jestem ciekawa co najbardziej spodobało wam się w tym rozdziale :-)

kik story |m.c.|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz