~~Right now I can be your vice~~

2.8K 144 18
                                    

W co tu się ubrać? Dziś ta sobota i impreza u kumpli Malika. To się wrąbałam. Nie ma co. Stojąc w samym szlafroku, zaczęłam przeglądać sukienki w szafie. Czarna do kolan? Czerwona miniówka odpada.

- Masz wyglądać seksownie i pociągająco, jasne? - w drzwiach pojawił się mój prześladowca.

- Nie umiesz pukać?! - warknęłam. Zignorował to i podszedł bliżej. Wyciągnął czerwoną miniówkę. Wredny palant.

- To i to. - podał mi jeszcze czarną skórzaną kurtkę i prześwitującą koszulę. Skąd to się do licha wzięło w mojej szafie? - I żadnego marudzenia. - dodał, widząc moją minę. Wytknęłam na niego język i siłą wypchnęłam z pokoju. Najwidoczniej żywi się moim nieszczęściem.

Gotowa zeszłam na dół. Waliyha uważnie mi się przyjrzała.

- Pomyliłaś pokoje i zahaczyłaś do Donii?

- Lepiej nie pytaj. - poprosiłam. Zayn podszedł i zlustrował mnie wzrokiem.

- Wychodzimy! - zawołał i podał mi rękę. Zignorowałam to i sama ruszyłam do drzwi.

- Stop! - zawołała Lia. Jej brat odwrócił się. - Wy idziecie gdzieś i to RAZEM? Zayn, uderzyłeś się w ten słup wysokiego napięcia, co postawili na polu wujka Johna?

- Nie. Louise jest mi winna przysługę. - wyszczerzył się i ruszył do auta.

- Lepiej nie pytaj. - szepnęłam i pobiegłam za Malikiem.

Po godzinnej wycieczce byliśmy, chyba, na miejscu.

- To tu? - uniosłam brew, rozglądając się po lesie.

- Niezupełnie. - rzucił i wyszedł z auta. Zrobiłam to samo. - Muszę coś sprawdzić. - powiedział, podchodząc do mnie. Skrzyżowałam ręce na piersi.

- Co ty planujesz, Malik?

- Zaraz zobaczysz. I pamiętaj o naszym układzie. A tu się już udawanie zaczyna.

- Już mam cię dość.

- Mhm. - mruknął. Zbliżył się do mnie, a ja zaczęłam się odruchowo cofać. W końcu natknęłam się na maskę samochodu. - Punkt dla mnie. - wyszczerzył się i objął mnie w talii.

- Nie. - pokręciłam głową, gdy załapałam, o co mu chodzi. - Nie będziesz ze mnie robił taniej ulicznicy. - wbiłam paznokieć w mostek chłopaka.

- Skończyłaś? - westchnął znudzony.

- Nie, ja... - w tej samej chwili poczułam wargi Mulata na swoich. Byłam tak oszołomiona, że nie mogłam się ruszyć. Po chwili odzyskałam czucie. Coś zahaczyło o mój język. I do tego pchało się coraz głębiej.

- Zayn, Zayn, Zayn. - usłyszałam zachrypnięty głos. - Może nie tak w środku lasu, co? Udostępnię wam jedną ze swoich sypialni. - Zayn oderwał się ode mnie i spojrzał na chłopaka. Tymczasem ja po kryjomu otarłam zainfekowane wargi, po czym dokładnie przyjrzałam się nieznajomemu. Było tak ciemno, że niewiele widziałam. Kręcone, brązowe, lub czarne włosy. Nic więcej.

- Harry. - Mulat chwycił moją rękę i ruszyliśmy bliżej domniemanego Harry'ego. Czułam się trochę... Dziwnie. Może to dlatego, że nigdy wczesniej się z nikim nie całowałam? Czułam się tak, jakby Harry o tym wiedział. Jego spojrzenie przewiercało mnie na wylot.

- Kim jest twoja urocza towarzyszka? - zapytał, gdy zbliżyliśmy się na tyle, bym mogła dostrzec te... niesamowicie piękne rysy twarzy. Do tego dołeczki. Stoi przede mną anioł.

- Louise. - uśmiechnęłam się. Ukazał mi się lewy dołeczek Lokowatego.

- Skąd ty je bierzesz, Malik? - chłopak pokręcił głową z dezaprobatą i wrócił spojrzeniem do Mulata.

- Same się kleją. - Zayn wzruszył ramionami. Nie podoba mi się to. Czy oni oboje traktują dziewczyny, jak przedmioty na jedną noc? - Reszta już jest?

- No ba. Czekaliśmy tylko na was. Chodźcie. - Harry prowadził nas po krętych, leśnych ścieżkach. W końcu dotarliśmy do wielkiej polany. Na samym środku wznosił się biały dom.

- Robi wrażenie , co? - Harry pojawił się obok mnie. - Nie tylko to mam wielkie. - mrugnął i ruszył dalej.

- Hazz! - warknął Zayn.

- Wyluzuj stary. Żartowałem. Zapraszam państwa do środka. - Lokowaty ukłonił się teatralnie i wpuścił nas do domu. Impreza trwała w najlepsze. Przemierzaliśmy pokoje, co chwila wybałuszając na coś oczy.

- Ej, ty! - zawołał Harry, wskazując... Chłopaka przebranego za osła, który trzymał Yorka między nogami. - Nie gwałć mojej suczki! Jeff! Nogi ze stołu! Ariana! Złaź z żyrandola! - chłopak zaprowadził nas do pokoju na trzecim piętrze. Schodów pilnowali ochroniarze. Gdy tylko otworzyły się drzwi pomieszczenia ujrzałam uśmiechnięte twarze trzech chłopaków i dwóch dziewczyn.

- Mamy nowicjusza! - Harry zamknął za nami drzwi. - Słuchajcie, to jest Louise, dziewczyna Zayn'a. Louise, to jest Niall, Liam i Louis, a tam to El, dziewczyna Lou i Soph, dziewczyna Liama. - uśmiechnęłam się lekko. Na szczęście dziewczyny od razu odwzajemniły uśmiech. Podbiegły do mnie i podprowadziły do stołu, przy którym wszyscy siedzieli.

- To od czego zaczynamy? - Harry'emu zabłysły oczy.

- Może wpierw się poznajmy. - zaproponowała Sophia. - Louise pracujesz?

- Jestem Lou. - uśmiechnęłam sie do brunetki. - I jestem adwokatem. - wszyscy po kolei wybałuszyli na mnie oczy.

- Zayn... - szepnął Harry. - Czy ty..?

- Spokojnie. - syknął Mulat. Na tym ich krótka wymiana zdań sie skończyła.

- Okeeej. - Sophia powoli pokiwała głową. - Ile masz lat?

- Jest w twoim wieku. - odpowiedział za mnie Zayn. Z trudem powstrzymałam się przed powiedzeniem mu, że z niego wcinający się w wypowiedź cham.

- Jak się poznaliście?

- Pracuje w kancelarii mojego ojca. - wzniosłam oczy ku niebu, po czym skrzyżowałam ręce na piersi.

- Masz rodzeństwo?

- Nie.

- Skąd jesteś?

- Z ..

- Walii. - uśmiechnęłam się słodko. - Umiem mówić, Zayn.

- Dobra, starczy tego. - przerwał Harry. - Chianti czy coś innego? - w obu rękach trzymał butelki wina. Po małej sprzeczce zdecydowaliśmy się na Bellarossa. Z początku sądziłam, że nie będę piła, ale długo nie wytrzymałam. Po kilku kieliszkach totalnie wyluzowałam. W efekcie, pijana, znalazłam się na kolanach o dziwo trzeźwego Zayn'a. Bawiłam się rewelacyjnie.



Lawyer ||Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz