Jestem Louise Blair. Mam 26 lat. Skończyłam studia prawnicze. Obecnie pracuję w Kancelarii Adwokackiej Andrew Malika w Londynie. Pół roku temu moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Pan Malik, u którego pracuję już od ponad 3 lat, przygarnął mnie do siebie. Zyskałam nową rodzinę. Przybraną matkę i 3 siostry. Doniye, Waliyhę i Safaę. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jeszcze jeden członek rodziny. Właściwie jak dla mnie powinniśmy go uznać co najwyżej za psa. Mianowicie apodyktyczny, zadufany w sobie dupek, Zayn Malik... Zayn... Idiota Malik... Zayn... Nimfoman Malik...
- Blair! - o wilku mowa. Jaśnie Malik zaszczycił mnie swoją obecnością. Wparował do pokoju, nawet nie pukając. Zadowolony oparł się o futrynę.
- Czego apodyktyczny nimfo... - zaczęłam, ale zobaczyłam, że Safaa stoi na korytarzu i przysłuchuje się naszej rozmowie. Nie mogę przecież gorszyć jedenastolatki. Nie jej wina, że ma brata, który nie odpuści żadnej żywej istocie płci żeńskiej. - Zayn. - wysyczałam. Mulat uśmiechnął się zwycięsko.
- Nasza słodka dziewczynka pisze pamiętnik? - wskazał na zeszyt na moich kolanach.
- Nie twój zakichany interes. - warknęłam, zatrzasnęłam notes i włożyłam pod poduszkę. - Czego chcesz?
- A zgadnij. - poruszył brwiami. Westchnęłam.
- Safaa, chciałaś coś? - uśmiechnęłam się do dziewczynki, stojącej tuż za Zayn'em. Zdziwiony chłopak odwrócił się. Mała tylko odwzajemniła uśmiech i zbiegła na dół.
- Zabierasz mi mój cenny tlen nimfomanie.
- Obiad, wieczna dziewico. - wytknął na mnie język.
- Przynajmniej nie posuwam każdego faceta, który powie do mnie cześć. - warknęłam.
- To znajdź mi prawdziwego faceta, z wyjątkiem mnie, który powie do ciebie cześć. - roześmiał się.
- Miało być faceta. - wypchnęłam go z pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Z uśmiechem wyminęłam chłopaka i ruszyłam na parter.
- Suka... - usłyszałam cichy głos Zayn'a.
- Miło mi. Louise jestem. - rzuciłam przez ramię i zadowolona zeskoczyłam z ostatniej schodki. - Co dziś jemy? - uśmiechnęłam się do Tricii.
- Zupa pomidorowa. - uśmiechnęła się kobieta. Usiadłam na krześle obok Waliyhii. I cierpliwie czekałam, aż pani Malik naleje mi zupy. Po chwili przykaraskał się Zayn. Pech chciał, że jedyne wolne miejsce było obok mnie.
- Lia, skarbie, zamienisz się miejscem? - zapytałam dziewczynę. Dodałam tu najpiękniejszy ze swoich uśmiechów.
- Nie. - odpowiedziała, śmiejąc się.
- Coś nie tak skarbie? - zapytała Tricia, stawiając przede mną talerz gorącej zupy. I co mam powiedzieć? "Twój syn jest gorszym pasożytem niż glista ludzka? "
- Jestem strasznie głodna. - uśmiechnęłam się.
- Zajadaj. - mrugnął do mnie Andrew. - Na jutro mamy sporo roboty. Ella umówiła na jutro 6 osób. Po 3 na każdego. Trochę nam zejdzie. - skończył i zaczął siorbać zupę. Poczułam jak coś kopie moją nogę. Mój wzrok od razu powędrował na Zayn'a. Uśmiechnął się wrednie i zaczął w dziwny sposób oblizywać łyżeczkę. On jest naprawdę zboczony.
- Synu, co robisz? - zapytała go matka.
- Emm... Oblizuje łyżkę. - wzruszył ramionami i zamoczył kawałek metalu w płynie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Mogłam w spokoju dokończyć posiłek.
•••
- Wyłaź Zayn! - waliłam w drzwi od ponad 20 minut. Mulat zachowywał się tak, jakby w ogóle mnie nie było. Zadowolony siedział w łazience, a ja stałam przed drzwiami z rozczochranymi włosami i w piżamie w krowy. - Malik do cholery! - kopnęłam drzwi. Dalej nic. Odsunęłam się kilka kroków w tył, wzięłam rozbieg i całym ciałem uderzyłam w kawał drewna. Pech chciał, że Zayn akurat wtedy je otworzył. Skończyło się tak, że wylądowaliśmy oboje na ziemi. Oczywiście ja na nim. - Powaliło cię?! - warknęłam.
- Tak! - odparował. - Konkretnie kloc w pidżamie w krowy!
- Ale zabawne. - rzuciłam z ironią i uniosłam się na łokciach.
- Wbijasz mi łokcie w żebra! - wrzasnął.
- Oj. - wzruszyłam ramionami, po czym "przypadkiem" wbiłam je jeszcze mocniej.
- Możecie przestać się bawić? - usłyszałam głos nad sobą. - Jest kolejka do łazienki, a wy się miziacie na podłodze. - Wstałam i również "przypadkiem" uderzyłam kolanem udo Zayna. Odwróciłam się. Spotkałam brązowe oczy Doniyii. Uniosła brew. Tymczasem Zayn podniósł się i wyszedł z łazienki.
- Mam spotkanie za pół godziny. - przypomniałam. Zrezygnowana dziewczyna opuściła pomieszczenie i zamknęła za sobą drzwi. Po 15 minutach zwarta i gotowa wybiegłam z łazienki, chwyciłam torbę i pobiegłam na dół.
- Gdzie pan Andrew? - stanęłam na środku salonu.
- Mówił, że weźmie pierwszego klienta, a ty masz się przygotować na spotkanie z drugim. - wyjaśniła Tricia, pomagając Safarze wciągnąć kurtkę.
- Zabrał samochód? - pisnęłam cicho.
- Oczywiście. Ja muszę zawieźć dziewczyny do szkoły, więc biorę drugi. Zayn za 20 minut jedzie do pracy, to cię podrzuci. Prawda synku?!
- Cokolwiek. - krzyknął w odpowiedzi chłopak.
- Zayn Javadd Malik! - zawołała kobieta.
- Tak, tak zawiozę ją!
- No. - uśmiechnęła się Tricia. - Do zobaczenia później. - wyszła razem z najmłodszą z córek.
- Na razie Lou! - rzuciła Lia i wybiegła z domu.
- Doniya! - zawołałam.
- Co?
- Matka ci ucieknie!
- Już lecę! - po chwili i jej nie było w domu. Zrezygnowana ubrałam buty i kurtkę. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, czekając aż Zayn zejdzie na dół. W końcu zbiegł na dół z torbą na ramieniu. Spojrzał na mnie i powoli podszedł.
- I po co ja się zgodziłem? - westchnął.
- Bo ci matka kazała.
CZYTASZ
Lawyer ||Z.M
Fanfiction- Jesteś adwokatem. - Co z tego? - Pomóż mu. - Niby dlaczego? - Bo sam sobie nie poradzi. Ja cię proszę. Pomóż mu. - Nie. - Jeszcze zobaczymy... - Co proszę?
