~~ Who are you? ~~

1.6K 98 2
                                        

Siedziałam w kuchni i rozmyślałam nad wszystkim, co się stało.

Wypadek, w którym o mało nie zginęłam. Zayn w śpiączce od czterech dni. Do tego agenci, których spotykam na każdym kroku.

I na koniec pogrzeb Asheara'y.

W głowie nadal siedziały mi słowa, które do niej powiedziałam. Wrócę po ciebie. Wtedy wydawało mi się, że dziewczyna nie do końca mi wierzy. Może coś przeczuwała? Pewnie liczyła się z tym, że w takim fachu śmierć czai się za rogiem. Jednak nie usprawiedliwia mnie to. Obiecałam, że wrócę, a przez całą akcję nawet na chwile o niej nie pomyślałam. Zostawiliśmy ją w tym pieprzonym aucie, nie mając pojęcia, że ktoś jeszcze został, że... Że dorwą akurat małą Ash.

- Lou? - poczułam ciepłą dłoń na ramieniu. Odwróciłam się powoli i ujrzałam matkę Zayn'a. Nie wyglądała za dobrze. Ciągły płacz i zamartwianie się o jedynego syna nikomu nie służą. - Wszystko dobrze, skarbie? - Tak. Tak bardzo chciałam powiedzieć, że wszystko jest okej, że sobie radzę, że Zayn z tego wyjdzie. Zamiast tego wstałam i przytuliłam się do kobiety. Ścisnęła mnie tak mocno, że poczułam przeszywający ból w prawej ręce. Chociaż była w gipsie, niekiedy nadal dawała o sobie znać.

- Muszę jechać do szpitala... - Odsunęłam się od kobiety.

- Poczekaj... Byłam tam i...

- Wybudzili Zayn'a? - zawołałam, a na mojej twarzy zawitał szeroki uśmiech. Pierwszy szczery uśmiech od wielu dni.

- Tak kochanie, ale... Poczekaj! - Kobieta nie zdołała mnie zatrzymać. Wybiegłam przed dom i ruszyłam wprost do auta Zayna.

***

- Zayn! - wbiegłam do pokoju chłopaka. Krzątały się przy nim dwie pielęgniarki. Widząc mnie, zebrały swoje rzeczy i wyszły. Stałam przy drzwiach i wpatrywałam się w jego bezbronne ciało. Jego oczy krążyły po pomieszczeniu. Wydawał się taki obcy, taki... nieświadomy wszystkiego, co się stało. - Kochanie! - Podbiegłam bliżej i przykucnęłam przy łóżku. Złapałam jego dłoń. Spojrzał na mnie pustym wzrokiem. Po chwili jednak odwzajemnił mój uśmiech.

- Cześć, piękna... - wyszeptał. Wydawało się, że wypowiedzenie nawet najkrótszego słowa jest dla niego bolesne.

- Nie mów nic - poprosiłam. - Jestem tutaj, jestem przy tobie, Zaynie... Jesteś bezpieczny. - Uśmiechałam się przez łzy. W końcu nadeszła chwila, na którą tak długo czekałam. - Każda godzina, każda minuta bez ciebie była katorgą... I.. I ten strach, że już się nie obudzisz... - Usiadłam na brzegu łóżka, nadal wpatrując się w Zayn'a, jak w obrazek.

- Pani Blair? - odwróciłam się i zobaczyłam, że nade mną stoi pielęgniarka. - Mam tutaj kopię dokumentów. Mówiła pani, że urodziła się w tym szpitalu, prawda?

- Tak. - Pokiwałam głową, przypominając sobie rozmowę z lekarzem.

- Doktor powiedział, że nie ma pani swojego aktu urodzenia. Zrobiłam kopię szpitalnego. - Uśmiechnęła się, wręczając mi dokument.

- Dziękuję. - Odwzajemniłam uśmiech i zerknęłam na papier. - Louise Amelia Blair - przeczytałam cicho. - Urodzona siedemnastego listopada, ble ble... - Mój wzrok padł na imiona rodziców. - Amelia Blair. - Z uśmiechem przywołałam ostatnie wspomnienie mamy. Była piękną kobietą. - Wiesz, miała takie delikatne usposobienie. Mimo to krzyczała, gdy moja siostra zbiła jej ulubiony wazon... A tata... On się z tego cieszył... - parsknęłam śmiechem, przypominając sobie tamtą sytuację. Powróciłam do czytania kartki. - Andrew Malik? - zmarszczyłam brwi. - Tu jest jakiś błąd! - podsunęłam Zaynowi akt pod nos. - Widzisz? Idę to wyjaśnić... - wstałam, z zamiarem udania się do pokoju pielęgniarek.

- Louise! - w tym samym momencie do sali wpadł ojciec Zayna. Poczułam ulgę. On pomoże mi wyjaśnić sprawę.

 -Wie pan co? - zaśmiałam się. - Wpisali mi pana do aktu urodzenia, śmieszne nie? - spojrzałam na szefa, ale on się nie śmiał. - Zabawne... - powtórzyłam.

- Louise usiądź - poprosił, kładąc rękę na moim ramieniu. Cofnęłam się kilka kroków. Serce biło mi coraz szybciej. Czemu on nie powie, że to zabawne?! W tym pieprzonym akcie jest napisane, że mój ojciec, to nie mój ojciec!

- To pomyłka... - powtórzyłam. - Pomyłka. Tak?

- Louise... - mężczyzna nie wiedział, jak dobrać słowa. Potarł twarz dłońmi, lecz po chwili znów na mnie spojrzał. - Twój ojciec wiedział. Uzgodniliśmy, że powiemy tobie dopiero...

- Czemu kłamiesz?! - rzuciłam się na Malika. - Nie kłam! - Przytrzymał moje ręce.

- Louise, przepraszam! Twoja matka zaszła w ciąże cztery miesiące przed ślubem! Twój ojciec jej wybaczył... Do aktu wpisano mnie, ale...

- CO?! - krzyknęłam jeszcze raz, zanosząc się płaczem. Po chwili przypomniałam sobie pusty wzrok Zayna. Ten, którym obdarował mnie, gdy wchodziłam do sali. - Wiedziałeś? - rzuciłam mu kartkę.

- Dowiedział się dziś rano... - wyszeptał mężczyzna. Teraz zrozumiałam. Ten, którego tak pokochałam, okazał się być... - Jesteście rodzeństwem, Lou.


Lawyer ||Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz