~~Move a little closer now~~

2.3K 126 4
                                        


Dokładnie tydzień temu dowiedziałam się o wyścigach Zayna i reszty. Przez to wszystko nie mogę się na niczym skupić. Mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi, wie co się dzieje... Czuje się jak przestępca, choć nic nie zrobiłam! To ON. Wszystko jest JEGO winą. ON mnie wciągnął w to swoje popaprane, ciemne życie bez słowa wyjaśnienia. "Jesteś częścią tej tajemnicy." W dupe niech sobie wsadzi tą tajemnice! Ale... Już widzę te nagłówki. Prawnik z najlepszej kancelarii w Londynie zamieszana w nielegalne wyścigi. W jednym przyznam temu idiocie racje. To jego przyjaciele. I nie zdradzą go, choćby sami mieli pójść do paki.

- Louise! - spojrzałam przed siebie. Ronny stał i pstrykał palcami przed moim nosem. Odsunęłam sie.

- Co?

- Masz te papiery?

- Jakie papiery? - zmarszczyłam brwi.

- Zeznanie narzeczonej zamordowanego? Prokurator przysłał je dziś rano.

- Jaja sobie robisz? - uniosłam brew.

- A wyglądam jakbym sobie robił? - zlustrowałam go od góry do dołu. Co, jak co, ale jaj to on na pewno nie ma. Facet ucieka przed zwykłą muszką owocówką!

- Nie zaglądałam dziś na pocztę.

- Malik jest wściekły.

- To wydrukuj to i mu zanieś! - warknęłam.

- Miałaś przygotować te zeznania, treści wszystkich artykułów, które pod nie podlegają i odebrać nowy identyfikator z urzędu.

- Cholera! - uderzyłam się dłonią w czoło. To przez tego idiotę! Znów jego wina! Jak zwykle... - Moż... - przerwał mi dzwonek telefonu. Westchnęłam i odebrałam. - Tak?

- Louise proszę do mnie. - rzucił głos po drugiej stronie.

- Tak jest! - odłożyłam słuchawkę. Zachowuje się jak w jakimś wojsku! Od kiedy boje sie pana Malika? Przecież to jedna z najmilszych osób, jakie chodzą po tej ziemi. Tylko jak spłodził takiego syna? Naćpany był, czy jak? Zdecydowanie nie dał popisu. Ale przyznam szczerze, że jego głos nie brzmiał zachęcająco. Podniosłam sie z fotela i ruszyłam do gabinetu szefa.

- Wchodź. - usłyszałam, zanim zdążyłam zapukać. Bez słowa zajęłam miejsce na przeciwko mężczyzny. - Co się z tobą dzieje? - zapytał po krótkiej chwili ciszy.

- Nic. - wysiliłam sie na uśmiech.

- Louise, jesteś inna niż zwykle. - spojrzał mi w oczy. - Chodzi o Zayna?

- Nie. - pokręciłam głową.

- Czy wy.. - zaczął bawić sie długopisem. Nie podoba mi się to.

- Tak? - ponagliłam pana Malika.

- Jesteście razem? - zaśmiałam sie. - Czyli nie?

- Z całym szacunkiem, ale pański syn to największy cham, prostak i zboczeniec, jaki kiedykolwiek chodził po tej planecie.

- Ulżyło mi. - uśmiechnął sie. Zmarszyczlam brwi.

- Ulżyło panu, że z niego dziwka... Dziwak?

- Tak. - roześmiał sie. - Weź sobie wolne, Lou.

- Co?

- Jesteś wolna. Do zobaczenia jutro. Zaszalej. - nie przestawał sie uśmiechać. Mój szef właśnie zwariował. Albo to ten kryzys wieku średniego. Biedactwo. Nic na to nie poradzę. Zamierzam sie cieszyć wolnym popołudniem.

***

- Nie. - odpowiedziałam, nie podnosząc oczu znad książki. Malik próbuje namówić mnie na przejażdżkę swoją kupą złomu. Za nic w świecie sie na to nie zgodzę. - Ale Lou...

- Nie mów do mnie Lou, wieśniaku. Tak mówią tylko przyjaciele.

- Louise. Nikogo nie ma w domu, a ty musisz wiedzieć, co cie czeka. Chodź. Nie wyjde stąd, póki sie nie zgodzisz. - ze stoickim spokojem zamknęłam książkę, po czym usiadłam po turecku. Po chwili z całej siły cisnęłam nią w stronę Mulata. Odbił ją prawym łokciem.

- Masz 10 minut. - syknęłam. - A spróbuj przekroczyć 40/h, a gwarantuje że ci tą twoją Blue w tłusty zad wsadzę.

- Czterdzieści?! Przeciez to żółwie tempo nawet dla rowerzysty!

- Jestem zbyt piękna, żeby umierać. - rzuciłam i ruszyłam na zewnątrz. Malik przykaraskał się tuż za mną. Najpierw wsiadł on, następnie ja.Starałam się siedzieć tak, by ie stykać się z jakąkolwiek częścią jego ciała. Niestety nie było to łatwe.
- Jeżeli umre, to cie zabije! - warknęłam, przytrzymując się tego dziwnego czegoś z tyłu.

- Nie panikuj. Obejmij mnie.

- Powaliło?!

- Jak wolisz. - wzruszył ramionami i ruszył. Przełknęłam ślinę. Pierwszy raz jadę czymś takim i... przyznam, że to nawet fajne. Zayn przyspieszył.

- Jaka była umowa?! - zawołałam.

- Ja nic nie wiem! - odkrzyknął. Zwiększył prędkość. Z każdą chwilą moje serce biło mocniej. Zaraz się przewrócimy, on nas zabije, albo walniemy w drzewo, przejedziemy kota... Albo sąsiadkę... Opona pęknie... Walniemy w gałąź... Zabije nas!

- Zayn! - po chwili zorientowałam się, że ten dupek ma zamiar skręcić.
 W odpowiedzi zaśmiał się. Zsunęłam się odrobinkę niżej i mocno chwyciłam go w pasie.Zamknęłam oczy. - Zatrzymaj się!!!

- Zaufaj mi!

- Tobie? Za żadne skarby świata!

- Wyluzuj! Otwórz oczy! Zrelaksuj się!

- Przytulam największego idiotę w tym mieście, jadąc na jego rzęchu! I ty mi każesz się wyluzować?!

- Spokojnie, powoli!

- Chyba mi na mózg padło... - szepnęłam sama do siebie. Rozluźniłam uścisk i powoli otworzyłam oczy. Byliśmy już na autostradzie. Nawet nie zauważyłam, że to już wieczór. Odetchnęłam głęboko. Jak mam zginąć, to z gracją. Spojrzałam w niebo. Miliony gwiazd, wiatr we włosach... Chyba to polubię. Oczywiście, jeśli kto inny będzie prowadził. - Malik! - zawołałam.

- Tak?!

- To jest cudowne! - zaśmiałam się.

- A nie mówiłem?!

- Nie!

- A właśnie, że tak!

- Nie! - uderzyłam go w ramię. - I nie kłóć się ze mną, mam przewagę!

- Niby jaką?!

- Wyrwę ci te twoje kudły! - westchnął.

- Ale to naprawdę jest cudowne!

- Teraz widzisz, dlaczego tak kocham wyścigi...

Lawyer ||Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz