Louise
Naprawdę cieszyłam się, że Zayn zaprosił mnie na ten spacer. Niby nic wielkiego, a jednak... On... wcale nie jest taki zły, kiedy pozna się go bliżej. Myliłam się. Nie znałam go i oceniałam przez pryzmat wad. A przecież każdy z nas ma wady.
Półtorej godziny przygotowywałam się na nasze spotkanie. Pół godziny zajął mi prysznic, następne pół godziny nie mogłam się zdecydować, co na siebie włożyć, kolejne pół makijaż i włosy. Kiedy w końcu spojrzałam na swoje odbicie i byłam w pełni zadowolona usłyszałam pukanie do drzwi. Z szerokim uśmiechem na twarzy pobiegłam je otworzyć. Ujrzałam czarną czuprynę, a mój uśmiech poszerzył się. Dla pobocznego obserwatora wyglądałam pewnie jak psychopatka. Mówi się trudno.
- Idziemy? - wypaliłam, nie dając Zayn'owi dojść do głosu. Głośno wypuścił powietrze i podrapał się po karku.
- Słuchaj... - zaczął.
- Możemy już iść. - zapewniłam. - Jestem gotowa. Wezmę tylko torebkę i...
- Nie, Louise... - pokręcił energicznie głową. Zmarszczyłam brwi. Jakie nie? Przecież dwie godziny temu zaprosił mnie na "randkę" z własnej, nieprzymuszonej woli.
- To nie był dobry pomysł. - powiedział skruszony. Nadal wpatrywałam się w niego, bez okazywania jakichkolwiek emocji. - Przepraszam... A nasza... Przyjaźń z korzyściami... Pora ją zakończyć. Miałaś rację. To niczego nie daje. Moimi przyjaciółmi nie musisz się martwić. Wszystko im wytłumaczę. Jeśli będziesz chciała zmienić też numer, czy coś, to przyjdź. Zapłacę za wszystko. I dziękuję. - mówił to, uważnie wpatrując się w swoje dłonie. Po chwili podniósł głowę. Stał tak przez chwile, jakby rozważał jakiś ruch, ale po kilku sekundach odwrócił się na pięcie i zbiegł na dół. Natomiast ja dalej stałam przytulona do drzwi, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Czyli to już koniec? Koniec naszej zabawy, tak? Wszystkiego? Imprez u Harry'ego, wypadów z Louis'em, szaleństwa na torze... Koniec tego życia, w które Malik podstępnie mnie wplątał, a w które tak się wkręciłam? Przecież je polubiłam, pokochałam... Jak mam teraz wrócić do nudnej, szarej rzeczywistości? Ja nie chce...
Pokręciłam energicznie głową, chcąc odpędzić od siebie wszystkie te myśli. Zamknęłam drzwi i głośno odetchnęłam. Spojrzałam na łóżko, na którym były porozwalane wszystkie, dosłownie wszystkie, moje ubrania. Czułam się co najmniej, jakby ktoś przejechał po mnie tirem i poprawił dwupiętrowym autobusem.
Bezużytecznie.
Bezsensownie.
Nic nie warta.
Odrzucona.
Niekochana...
Tylko dlaczego? Przecież koniec udawania! Koniec tulenia Malika na każdym kroku! Koniec całowania! Całowania warg, które... są do tego stworzone. Powinnam się cieszyć, a nie... płakać... Wtuliłam się w poduszkę, chcąc zagłuszyć łkanie.
Nie wiem, jak długo tak leżałam. Usłyszałam dziwny dźwięk, który z pewnością był mi znany. Po dłuższym czasie zorientowałam się, że to dzwonek mojego telefonu. Leniwie sięgnęłam do stolika nocnego, na którym znajdowało się urządzenie.
- Halo? - przez płacz mój głos stał się zachrypnięty. Odchrząknęłam, by wrócił do normy. - Halo? - powtórzyłam głośniej.
- Cześć.
- Cześć El. - usiadłam po turecku, niecierpliwie wyczekując, co dziewczyna ma mi do powiedzenia. W duchu miałam nadzieję, że tyczy się to Zayn'a.
- Musimy się spotkać.
- Po co? - prychnęłam. - Zayn obiecał, że wszystko wam wytłumaczy i nie muszę się martwić.
- Ale Lou.. Ja wiem, że zerwaliście i...
- Właśnie. - przerwałam jej. - Nie utrudniaj tego. Daj mi spokój, Eleanor. Wracaj do swojego życia, a ja wrócę do swojego. Cześć.
- Cześć...
- Pozdrów Danielle i całą resztę. - poprosiłam. Po tych słowach rozłączyłam się. Rzuciłam telefonem na ziemię. Złapałam się za włosy, zanosząc się płaczem. Czemu do cholery to tak boli?! Przecież to był czysty układ! Nic więcej! Nic! - Ja wcale nie płaczę... - powiedziałam sama do siebie. - Po prostu mam oczy w mokrym miejscu. - uśmiechnęłam się na wspomnienie słów, których często używał Louis.
A jednak boli... I nie chce przestać...
Zayn
Wyrzuciłem te słowa, nie patrząc w oczy Louise. Nie mogłem obserwować jej brązowych tęczówek, raniąc równocześnie. I tak zadałem jej ból. Starała się to ukryć, ale nie udało się. Gdy wybiegłam z domu zadzwoniłem prosto do Louis'a. Przyjechał po mnie, zabrał do siebie, wysłuchał i dopiero później opieprzył za złamanie zakazu. Jednak nie wydzierał się aż tak mocno. Sądzę, że to przez wiadomość o rozstaniu z Lou. Louis wczuł się w moją sytuację. Sam kocha Eleanor nad życie i nie chce jej stracić. Wie, jak się czuje. Przynajmniej próbuje się dowiedzieć.
El, gdy usłyszała newsa, natychmiast zadzwoniła do Louise. Ich rozmowa nie trwała długo. Gdy brunetka skończyła wyszeptała tylko trzy słowa "Ona cię kochała".Od tamtej pory czuje się taki pusty... Taki...
Bezużyteczny
Bezsensowny.
Nic nie warty.
Odrzucony.
Niekochany...
Może Lou przez długi czas bała się przyznać, że mnie kocha... A może wcale nie kocha... Może El się myli... Tego już się nie dowiem.
- Zayn? - Louis uchylił drzwi pokoju, w którym aktualnie się znajdowałem. - Chcesz pogadać? - wzruszyłem ramionami. Podszedł i usiadł obok mnie. Przez długi czas nic nie mówił.
- Wiesz co? - westchnąłem. - Kochałem ją.
- Hm? - zmarszczył brwi.
- Ja, Zayn Malik, kochałem Louise Blair.
- Wiem, że ją kochałeś, stary. - Lou objął mnie ramieniem.
- Kocham i kochać będę.
~-~-~-~-~-~-~
Wygląda na to, że dzięki chorobie nabawiłam się weny :D
To.. chyba dobrze?
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba.
![](https://img.wattpad.com/cover/55468571-288-k599728.jpg)
CZYTASZ
Lawyer ||Z.M
Fanfiction- Jesteś adwokatem. - Co z tego? - Pomóż mu. - Niby dlaczego? - Bo sam sobie nie poradzi. Ja cię proszę. Pomóż mu. - Nie. - Jeszcze zobaczymy... - Co proszę?