~~I feel like I'm dreaming~~

1.9K 114 7
                                    

- Na czym polega prawo Ohm'a? - zapytałam, krążąc wokół Waliyhii. Jutro ma egzaminy, a kompletnie nic nie umie. Nie rozumiem tego... Wiedziała o nich już cztery miesiące temu i wszystko olała.

- Jeżeli natężenie prądu przemienne...

- Stop! - warknęłam. Byłam zdenerwowana do granic możliwości. Zatrzasnęłam zeszyt, który dzierżyłam w dłoni i uderzyłam brunetkę w głowę. - Chcesz oblać?! O tym marzysz?!

- Masz okres? - uniosła brew, masując obolałe miejsce.

- Grabisz...

- Jak idzie nauka? - do kuchni wszedł ojciec rodziny w swojej skromnej osobie. Oparł się o blat, a jego oczy wędrowały ode mnie do Lii i na odwrót. - No co? - Zerknęłam na brunetkę, która obdarowała ojca morderczym spojrzeniem. Uniosła lewą rękę i wskazała wyjście z pomieszczenia. Mężczyzna prychnął i wyszedł.

- Jeszcze raz - zaczęłam.

- Nie! - wrzasnęła dziewczyna. - Nie. Ide do Zayna. - wstała i wyrwała mi z dłoni zeszyt. Powlokła się w stronę drzwi.

- Też mnie zostawiasz?! - zawołałam za nią. - Na rzecz tego obmierzłego dupka?! - w odpowiedzi pomachała mi i wyszła. - Super!


***

Korzystając z faktu, że jest sobota, postanowiłam wyjść na świeże powietrze. Zabrałam książkę i poszłam na taras. Tam zajęłam całą ławę. Wygodnie się rozłożyłam i otworzyłam 324 stronę Władcy pierścieni.

Właśnie przemierzałam ciemną kopalnie krasnoludów wraz z hobbitami, elfem, krasnoludem i całą resztą, gdy ktoś wyrwał mi książkę. Gdy tylko rozpoznałam Harry'ego, cała gwałtownie się spięłam.

- Zayn jest... - zastanowiłam się. - Właściwie to nie wiem, gdzie jest. Szczerze, to mnie to nie obchodzi. A teraz oddaj mi książkę - wskazałam przedmiot, który Styles dzierżył w swojej dłoni. Jego zielone tęczówki wpatrywały się we mnie, jakbym była co najmniej duchem.

- To? - uniósł moją własność wyżej.

- Właśnie to - uśmiechnęłam się. Wyciągnęłam dłoń, ale Harry zrobił coś, czego w życiu bym się nie spodziewała. Odwrócił się i wyrzucił książkę wprost do ogródka sąsiadów.

- Styles!!! - rzuciłam się na Loczka. Oboje wylądowaliśmy na ziemi. Zaczęłam szarpać jego koszulę. Po chwili poczułam, jak czyjeś ręce mnie podnoszą i przytrzymują. Zerknęłam na postać. Louis. Rewelacja. - Puść mnie! - wyrwałam się.

- Miałeś ją zabrać, a nie zachęcać do zabicia siebie... - prychnął Tomlinson. - I po cholerę wyrzucałeś tą książkę?!

- Właśnie! - poparłam chłopaka. - Czekaj, co? - zwróciłam się do niebieskookiego. - Jakie "zabrać"?

- Zabrać do mojego domu - powiedział powoli Lou.

- Za dużo słońca, Rybeńko - uśmiechnęłam się słodko.

- Mówię poważnie.

- Ja też.

- Jedziesz z nami.

- Prędzej mnie kosiarka przejedzie.

- To da się zrobić - Harry wskazał głową na kosiarkę stojącą pod płotem.

- Idźcie się leczyć - poradziłam i ruszyłam do środka. Ktoś złapał mnie za rękę. Westchnęłam i odwróciłam się.

- Nie jesteś tu bezpieczna, Lou. Chodź z nami - poprosił Louis.

- Puść mnie - powiedziałam spokojnie. Tomlinson zrobił to, o co prosiłam. Przytuliłam go. - Dziękuję, że się o mnie martwisz, ale nie masz podstaw. Jestem tu całkowicie bezpieczna - odsunęłam się od chłopaka. Obdarował mnie uśmiechem. Skorzystałam z okazji i wymierzyłam mu policzka.

- Za co?! - oburzył się.

- Za łapanie mojej ręki. Mnie nie zatrzymuje się w ten sposób... W ogóle mnie nie zatrzymuj, bo i tak zrobię to, co chcę. - zatrzepotałam rzęsami.

 - Odłóż na bok twoje ego i chodź jeśli chcesz dożyć swojej trzydziestki! - wtrącił Harry.

- O co wam chodzi? - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Przychodzą do mojego domu, grożą porwaniem, pod pretekstem ochrony życia. No coś tu nie gra.

- Mają Zayn'a... Chcą i ciebie - wyjaśnił Louis. Przełknęłam ślinę. Jak to mają Zayn'a? Jakie "chcą ciebie"?! - Pamiętasz... Nie, nie pamiętasz... Mistrzostwa... Zayn ścigał się z takim wielkim gościem...

- Nadal nic... - pokręciłam głową.

- Finał jest taki, że ten właśnie facet chce się zemścić na Zayn'ie za upokorzenie go na torze...

- Co ja mam z tym wspólnego?

- Jesteś dziewczyną Zayn'a.

- Byłą dziewczyną - sprostowałam.

- Jeden pies - machnął dłonią Styles. - Tylko u jednego z nas będziesz bezpieczna. Chodź z nami, a nic ci się nie stanie. - Loczek położył mi dłoń na ramieniu i powoli zaczął prowadzić w stronę wyjścia. Po chwili siedziałam w samochodzie, a ci dwaj rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami. Z braku zajęcia zaczęłam wpatrywać się w obrazy za oknem.

Szczerze mówiąc, to nie wiem dlaczego się zgodziłam. Nawet nie odczuwam tego strachu. Mam w sercu jakieś takie ziarnko, ale... tu nie chodzi o mnie. Tu chodzi o niego. Boję się, że coś mu się stanie, że...

- A co będzie z Zayn'em? - zapytałam.

- Spokojnie, Liam cały czas ma na oku auto, którym go wiozą. Nie zrobią mu nic, póki nie znajdą Ciebie.

- Louis do cholery! - warknęłam. - Czemu go nie ratujecie?!

- Nie mamy broni... - wyznał.

- Ścigacie się, a nie macie broni?!

- Ta, którą mamy nie nadaje się do walki z tymi typkami.

- To jak zamierzacie go uratować? - moje serce zaczęło szybciej bić. Do tej pory nie okazywałam zdenerwowania, bo sądziłam, że  już trwa jakaś akcja ratunkowa. A tu proszę...

- Pracujemy nad bronią. Ludzi mamy dość, ale... Musimy ją pożyczyć od sprzymierzonych nam...

- I oni ją pożyczą? - prychnęłam.

- A masz inny pomysł?! - zirytował się Harry.

- Żebyś wiedział - uśmiechnęłam się, a w mojej głowie już powstał plan.

Lawyer ||Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz