~~All these lights They can't blind me~~

2K 124 8
                                    

- Blair... Blair... - irytujący głos dobiegający do mojej głowy nie chciał dać mi spokoju. - Blair... - owinęłam się szczelniej kołdrą. - Louise! - ktoś mną potrząsnął. Otworzyłam oczy. Wystarczyło mi, że ujrzałam brązowe ślepia. Szybko odkopałam prawą dłoń spod kołdry i strzeliłam Zayn'owi z liścia.

- Wyjdź. - odwróciłam się na w drugą stronę i znów zamknęłam oczy.

- Louise, jest 18:12. - westchnął.

- Odrabiam za przedwczorajszą balangę u Louis'a. - przypomniałam. Zayn zmusił mnie, żebym w czwartek poszła z nim na imprezę. No pogrzało gościa do końca! W piątek chodziłam po sądzie jak trup, prawie zemdlałam w toalecie, musiałam błagać szefa o wolne, by się porządnie wyspać. Cały dzisiejszy dzień leżę w łóżku, a ten ćwok śmie mnie z niego wyciągać. Brak jakiejkolwiek wdzięczności. Gdyby nie ja, już dawno byłby spalony w oczach swoich znajomych.

- Louise, mówiłem ci: dziś o północy rozpoczynają się Mistrzostwa. Musisz na nich być.

- Gówno, nic nie muszę. - prychnęłam.

- Błagam cię...

- Daj mi 15 minut.

***

Całe mistrzostwa przespałam słodko na swoim krześle. Było trochę niewygodnie, zimno, twardo, głośno... Było bezsensownie, ale zdrzemnęłam się. Dobrze, że zabrałam ze sobą słuchawki. Przynajmniej nie obudziły mnie wrzaski publiki. Zamiast tego z transu wyrwała mnie rozemocjonowana Eleanor. Tak się wystraszyłam, że spadł mi telefon.

- Elka... - jęknęłam, podnosząc go. Dziewczyna nie zwróciła większej uwagi na mojego drogiego przyjaciela. Po prostu stałą nade mną i skakała, przykrywając usta dłonią. Natomiast Sophia krzyczała jak opętana. Przeciągnęłam się i wstałam, mając wielką nadzieję, że to koniec mojej katorgi. Myliłam się. - Co jest?

- Wygrali! Wygrali! - krzyknęła El i pociągnęła mnie za rękę. Cudem dotarłam w całości do zwycięzców. Moja kurtka natomiast miała mniej szczęścia. Nie jestem pewna kto, stawiam na El, ale ktoś popchnął mnie wprost na Zayn'a. Jego szczęście, że mnie przytrzymał.

- Wisisz mi kurtkę ćwoku... - szepnęłam mu do ucha.

- Nawet dwie! - krzyknął i wziął mnie na ręce. Zaczął tak paradować wokół reszty.

- Postaw mnie dupku! - krzyknęłam. Chyba po raz pierwszy odbiło mu aż do tego stopnia. Był cały rozpromieniony. Jego oczy... nigdy nie widziałam, żeby tak się świeciły. I ten uśmiech. On chyba naprawdę kocha wyścigi.

- Nie ma sprawy! - nie przestawał się uśmiechać. W końcu odstawił mnie z powrotem. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam oderwać od niego wzroku. Był taki szczęśliwy. Nie mam pojęcia, co mnie do tego natchnęło, ale zbliżyłam się do niego i leciutko musnęłam malinowe wargi Zayn'a.

- Gratulacje. - uśmiechnęłam się. Tym razem szczerze. Wydawał się lekko zszokowany, ale... mówi się trudno. Dalej jest parszywym idiotą, opinii o nim nie zmienię, lecz niech wie, że cieszę się z jego sukcesu.

- A to za co?

- Wygraliście! - poszerzyłam uśmiech.

-Oglądałaś calutki wyścig? - pochylił się w moją stronę. Chyba nie wypadało zaprzeczyć...

- Troszkuuu przespałam. Ale i tak jestem z was dumna. - Zayn objął mnie ramieniem. Już chciał coś powiedzieć, ale Louis musiał się wtrącić.

- I co, Lou? - zwrócił się do mnie.

- Gratuluje Lou.

- Zayn, pewnie czeka cie w domu nagroda od Lou, hmm, Lou? - uniósł brew i głupkowato się zaśmiał.

- Jeszcze chwila, a podbije ci to błękitne oczko... Lou. - zamrugałam rzęsami.

- Nie pękaj młoda. Idziemy świętować.

- CO?! - oburzyłam się. - Gdzie?

- Do mnie. - odpowiedział wesoło. Nim się zorientowałam, siedziałam zmarznięta na Blue i próbowałam zrozumieć bełkot Louisa, który jechał metr od nas. Zabije go.


***


- Tym razem nie jesteś pijana. - zauważył Zayn, przekręcając klucz w zamku. To prawda. O dziwo nie wypiłam ani kieliszka, natomiast Malik ograniczył się do trzech.

- Szybciej kręć, bo zamarznę... - ponagliłam go. Otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem. Zrzuciłam kurtkę i buty i pobiegłam wprost do swojego pokoju. Słyszałam, jak Zayn wchodzi po schodach, ale potem jego kroki ucichły. Poczekałam jeszcze chwilę, a potem leciutko uchyliłam drzwi i rozejrzałam się po ciemnym korytarzu. Przez małą szparkę niewiele mogłam dostrzec, ale usłyszałam głosy. Jeden należał do Zayn'a, natomiast drugi do jego ojca.

- Przecież między mną, a Lou nic nie ma... - bronił się chłopak.

- Zayn, nie jestem głupi! Zostaw tę dziewczynę w spokoju. Już raz cię ostrzegałem

- Nawet jeśli byłbym z Louise, co w tym złego? - no właśnie. Też się zastanawiam, co w tym złego. Przecież nie jesteśmy spokrewnieni.

- Chcesz mi powiedzieć, że ty i ona... No...

- Nawet jeśli, to co? - dałabym sobie rękę uciąć, że Zayn w tamtej chwili głupkowato się uśmiechał.

- Spaliście ze sobą?! - syknął mężczyzna.

- Nie będę z tobą o tym rozmawiał... - znów rozległy się kroki, tym razem trochę głośniejsze. Tuż po tym trzask drzwi. Cicho domknęłam swoje i głęboko odetchnęłam. Ciekawa jestem, o co chodzi mojemu szefowi...

Lawyer ||Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz