Louis
Spieprzyłem sprawę. Kompletnie. Tak, że bardziej już chyba nie można. Miałem zorganizować misję ratunkową, a co zrobiłem? Podałem im na tacy Louise! Brawa dla tego pana...
- Przyspiesz! - warknąłem na kierowce. Raz mógłby zrobić coś porządnie. Ciągle muszę wszystkich poprawiać. Ani trochę dojrzałości, zgrania, czegokolwiek, co przydaje się w takich sprawach...
- Za chwile skończymy w rowie - zauważył Niall.
- Trudno! – warknąłem. – I tak już jesteśmy trupami.
- Okej. To jaki jest plan?
- Niall - westchnąłem. – Ile razy układamy plan, zawsze coś nie wypali. Po co nam kolejny? Żeby stracić jeszcze więcej ludzi?
- To co? Wszyscy włażą na spontana?
- Najpierw musimy się dokładnie dowiedzieć, gdzie są. – Wybrałem numer siostry Zayna. W niej nasza jedyna nadzieja.
- Halo? – Usłyszałem głos po drugiej stronie.
- Błagam cię, powiedz, że wiesz gdzie są...
- Niezupełnie. Podłączyłam się po satelitę, ale jak widać nie ja jedyna. Ten cały Łysy też ma do niej dostęp. Przez to nie mogę wyśledzić ich samochodu.
- Żartujesz, prawda?
- Nie mam twojego specyficznego poczucia humoru. Mówię poważnie, Liam.
- Jestem Louis.
- Nieważne.
Zayn
- Jakiś może plan? – szepnąłem do Louise, gdy miałem pewność, że nikt nas nie usłyszy.
- Ty jesteś geniuszem zbrodni, nie ja – przypomniała. – Jedyne, co mam to wsuwki we włosach. Jeśli powiesz mi, że potrafisz nimi otwierać kajdanki, jak ci na filmach, to...
- Gdzie dokładnie?
- Poważnie? – Spojrzała na mnie zszokowana. – Z tyłu. – odwróciła głowę. Wykręciłem dłoń na tyle, by dosięgnąć jej włosów.
- Wyżej trochę...
- Mam złamaną rękę – fuknęła. – Jak twoim zdaniem mam się podciągnąć? – Mimo swojego marudzenia podsunęła się na tyle, bym dosięgnął spinki. Wyciągnąłem ją i natychmiast schowałem w swojej pieści.
- Szefie! – W pomieszczeniu znów pojawił się Ronald. – Wszystko spakowane. Możemy ruszać.
- Świetnie. Przynieś benzynę. Reszta do samochodów.
- Benzynę? – Zmarszczył brwi. – Po co?
- Czy ja ci płacę za pytania? – Chłopak zaprzeczył, po czym wyszedł. Łysy podszedł do nas z uśmiechem. Wyjął z kieszeni kluczyk i położył go w takiej odległości, że ani ja, ani Lou, nie mogliśmy go przesunąć. – Wiesz, co to jest? – zwrócił się do mnie. W dłoni trzymał zapalniczkę. Zwykłą, przeciętną zapalniczkę.
- Hmm.. Zapalniczka?
- Tak. Dokładniej, to zapalniczka mojego syna, który dostał dożywocie za sprawą twojego tatulka. Miałem się na tobie zemścić na torze, ale cóż... Nie udało się. A teraz spalę żywcem ciebie i twoją laleczkę. Tą oto zapalniczką.
- Jesteś szalony! – warknęła Louise.
- Do takich świat należy. Roland, szybciej z tą benzyną!
- Ronald - poprawiłem go. Zmarszczył brwi. - Facet nazywa się Ronald.
- Na twoim miejscu nie byłbym taki szczęśliwy. Za niecałe pół godziny spłoniesz żywcem.
- Żywcem spłonie? - Za Łysym pojawił się Ronald.
- Wylej to przed wejściem - rozkazał. - Spłoniecie powoli i boleśnie - uśmiechnął się, po czym odebrał Ronaldowi benzynę. - Upewnij się, że okna są otwarte, ja wyleje benzynę, bo znów spieprzysz.
- Tak jest, szefie - podszedł do nas i kucnął przy mnie. - Po schodach na dół, jest tam szerokie okno. Otwarte, powinniście dać radę.
- Nie wierzę w to, co zrobiłeś Ronny... - szepnęła do niego Lou. Upewnił się, że szef go nie widzi i podał mi kluczyk.
- Przepraszam, Louise. - Wstał i otworzył okno, które było niedaleko nas. Odwrócił się i wyszedł.
- Tchórz - prychnąłem.
- On się bał... Dalej się boi.
- To nie znaczy...
- Zamknij się już - poprosiła.
- No, to chyba na tyle - przerwał nam Łysy, wesoło machając. Po chwili rzucił zapalniczkę na ziemię. W mgnieniu oka powierzchnia przed nim zapaliła się. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i zamknął drzwi. Ogień zablokował nam wyjście i dwa okna.
- Nie podoba mi się to... - szepnęła brunetka.
- Chodź bliżej. - Z niemałym wysiłkiem wykonała polecenie. Usiłowałem rozkuć ją kluczykiem, który podał Ronny. Po dłuższej chwili kajdanki nadal sie nie otwierały. - Cholera...
- Co? - zaniepokoiła się.
- Kluczyk nie pasuje...
CZYTASZ
Lawyer ||Z.M
Hayran Kurgu- Jesteś adwokatem. - Co z tego? - Pomóż mu. - Niby dlaczego? - Bo sam sobie nie poradzi. Ja cię proszę. Pomóż mu. - Nie. - Jeszcze zobaczymy... - Co proszę?
