20

1.3K 83 17
                                    

Rano obudziłam się w swoim pokoju dokładnie przykryta kocem. Zasłony były rozsunięte, a ja zawsze je zasuwam przed snem co oznacza, że Michael zaniósł mnie wczoraj do łóżka.
Na tą myśl delikatnie się zarumieniłam.
Wyciągnęłam szyję w prawo żeby mieć widok na pokój Michaela. Rolety były opuszczone a na podwórku nie było nawet leżaka.
Zapewne jeszcze śpi lub już dawno wstał i nie ma go w domu.
Zeszłam z łóżka i szybko przebrałam się z moich wczorajszych ubrań w których spałam. Ubrałam legginsy i białą, zwiewną koszulkę na ramiączkach.
Szczerze, nie zamierzałam dzisiaj nigdzie wychodzić więc wzięłam laptopa i ułożyłam się na łóżku. Szybko sprawdziłam maila, na którym nie znajdowało się nic inne niż reklamy i powiadomienia o ' Zdrowym czwartku ' w szkole.
Potem zaczęłam oglądać drugi sezon The Walking Dead.
Gdy byłam na czwartym odcinku, mój telefon zawibrował pod poduszką.
Nie zatrzymując serialu, sięgnęłam ręką po poduszkę i odblokowałam iPhona.
Od: Abby.
Będę u ciebie za dziesięć minut!
Przewaliłam oczami i wyłączyłam laptopa.
Niezdarnie, zeszłam schodami na dół i weszłam do kuchni w której zobaczyłam blondynkę.
- Peyton? - Uniosłam brwi. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Dzień dobry! - Pisnęła. Dopiero teraz zauważyłam że ma kolczyk w nosie.
- Jest prawie trzynasta, ale spoko. - Chwyciłam jabłko z koszyczka stojącego na stole.
- Chcesz jajecznicę? - Zapytała rozbijając jajko o patelnie.
- Nie, dziękuje. Jabłko mi wystarczy. - Uśmiechnęłam się i usłyszałam dzwonek do drzwi.
Blondynka chciała otworzyć ale uprzedziłam ją że to do mnie.
- Cześć! - Pisnęła brunetka. Zmierzyła mnie wzrokiem i się skrzywiła. - Idziemy do ciebie, raz, dwa! - Uderzyła mnie w pośladek a ja zmierzyłam ją wzrokiem.
Nie pytając o nic, weszłam do swojego pokoju a Abby zamknęła za sobą drzwi.
- Idziemy dzisiaj na imprezkę! - Zaklaskała w dłonie.
- Nikt nie robi imprezy... - Skrzywiłam się.
- Szef mojej mamy robi. W jego willi. - Zrobiłam wielkie oczy, nic nie rozumiejąc. Jej mama pracuje jako stuardesa. - I mama kazała mi ciebie wziąć!
- Tak, tak. Nie. - Założyłam ręce. - Bierzesz mnie tylko dlatego, że nie chcesz tam iść sama. - Uśmiechnęłam się.
- Nie prawda! - Wyrzuciła ręce. - Będzie tam więcej osób w naszym wieku. To dla rodzin. - Powiedziała.
- Od kiedy jestem waszą rodziną?
- Zamknij się! - Wstała z łóżka. - Idziesz i koniec! Nie będę tam siedziała sama z tymi baranami! - Obie wybuchłyśmy śmiechem.
Niechętnie się zgodziłam.
Szybko wybrałyśmy dla mnie jakąś sukienkę z mojej szafy po czym, ja poszłam wziąć prysznic.
Gdy dochodziła siedemnasta, przebrana i gotowa wyszłam z Abby i taksówka pojechaliśmy do niej, gdzie się wyszykowała a o dwudziestej jej mama, której nie widziałam chyba z trzy miesiące, zapukała do drzwi jej pokoju.
- Gotowe? -  Uchyliła delikatnie drzwi. Wyglądała pięknie. Jest z roku mojej mamy, ma czterdzieści sześć lat. Długie, czarne włosy. Oczywiście dba o linie. Jest szczupła i zgrabna. Trochę za mocno opalona. Ostatnio była podobno na Majorce więc się nie dziwię. Ubrana w czarną sukienkę w kolano z delikatnym dekoltem. Na nogach nie za wysokie szpilki, a na szyi srebrna kolia.
- Tak. - Powiedziała Abby wstając z fotela poprawiając swoją bordową, rozkloszowaną sukienkę. Na nogach miała czarne koturny, które wydawały mi się trochę za wysokie jak na nią. Usta podkreśliła bordową szminką a włosy upięła w wysokiego koka, wypuszczając kilka pasemek przy buzi. Wygląda jak sto milionów dolarów. Czuję się przy niej dziwnie w białej sukience która, pokazuje trochę za dużo. Ale to Abby ją wybrała dla mnie. Dała mi swoje białe balerinki, ale stwierdziła że moje 156 centymetrów przy jej prawie 180 w tych koturnach, wygląda dziwnie. Więc dała mi białe szpilki które dodawały mi jakieś dwanaście centymetrów. Ledwo umiałam w nich chodzić, ale nie chciałam wyglądać źle. Zabrałam swoją skórzaną kurtkę i udałam się za panią Watson, prawie zabijając się w tych obcasach na schodach.
Przy drzwiach, czekał na nas ojczym Abby który ma może z dwadzieścia sześć lat.
Jej ojciec zmarł na raka gdy Abby miała cztery lata. Dwa lata temu jej mama wyszła za tego mężczyznę. To trochę obleśne. Nie wyobrażam sobie mojej mamy z dwadzieścia lat młodszym facetem. To nie smaczne.
- Pięknie wyglądacie panienki. - Powiedział Andrew - tak ma na imię. Dodam jeszcze, że jest Hiszpanem i to właśnie tam mama Abby go poznała.
Podziękowałam delikatnym uśmiechem i obciągnęłam sukienkę od tyłu, upewniając się że zakrywa mój tyłek.
Wsiadłyśmy do limuzyny która zabrała nas dwa miasta dalej, na bogate osiedla, gdzie mieszka pan Simson. Dyrektor lotniska w Sydney. Jego posiadłość była jak cztery domy Abby. Dwa baseny, jacuzzi, sauna, oraz basen na dachu.
Udając że takie widoki są dla mnie normalne, szłam trzymając Abby pod rękę.
Gdy weszłyśmy do środka zobaczyłam kilkanaście osób rozmawiających ze sobą. Wszyscy elegancko ubrani popijali szampana. W tle grała cicha, poważna muzyka. W rogu stał gigantyczny stół z przekąskami a między schodami fontanna z czekoladą. Na ścianach widać było portrety różnych osób oraz krajobrazy.
Zaraz za dużą fontanną z której lała się biała czekolada, były szklane drzwi które prowadziły zapewne do ogrodu. Mogłam za nimi dostrzec dużą liczbę osób a ci chwila wpadały przez nie jakieś dzieciaki piszcząc i śmiejąc się.
Popatrzyłam na Abby a ta przewaliła oczami.
Jej mama i tata opuścili nas i poszli przywitać się z jakąś starszą, pulchną panią.
- Idziemy do ogrodu. Tam będzie więcej osób w naszym wieku. - Pociągnęła mnie brunetka. Gdy drzwi się otworzyły, uderzyło we mnie ciepłe powietrze. Mimo że noce w Sydney lubią być chłodne, ta była wyjątkowo gorąca.
- O! Tam jest Jenny i Becka! - Wskazała mi na dwie blondynki w obcisłych sukienkach. Ruszyłyśmy w ich stronę.
- Cześć! - Przywitała się z nimi Abby. Potem te dwie zmierzyły mnie wzrokiem z grymasem na twarzy.
- Kto to? - Zapytała się jedna robiąc przy tym minę jak by miała zwymiotować.
- To moja przyjaciółka, Eve Graham. - Uśmiechnęłam się sztucznie.
- Skąd ją wytrzasnęłaś? - Zmarszczyła brwi druga.
Zaraz ci zrobię przejażdżkę ryjem po kostce zimna suko.
- Chodzimy razem do szkoły. - Abby chyba nie zauważyła że się im nie spodobałam. Obie pociągnęły Abby do siebie, odwracając się do mnie plecami.
Ała kurwa.
Abby nie przeszkadzało to że stałam tam sama i gapiłam się w ich plecy podczas gdy one plotkowały o swoich paznokciach.
Odetchnęłam ciężko.
Po co ja się na to zgadzałam?
Miałam ochotę wyjść i wrócić do domu, wejść do łóżka, wziąć laptopa i oglądać The Walking Dead.
Niestety dom był za daleko żebym wróciła pieszo a nie chciałam się narzucać pani Watson.
Odwróciłam się i zaczęłam wolnym krokiem iść brzegiem basenu.
W końcu zobaczyłam znajomą mi osobę. Uśmiechnęłam się i podeszłam do bruneta, którego włosy prawdopodobnie, zostały przefarbowane na blond. Nie powiem, wyglądał słodko.
- Cześć. - Stanęłam przed nim uśmiechając się.
- Eve? Co ty tu robisz? - Zdziwił się.
- Przyjechałam tu z ... - Przewaliłam oczami. - Abby...
- Czemu jesteś taka smutna? - Zauważył.
- Ugh... Abby mnie trochę odepchnęła gdy zaczęła gadać ze swoimi ' bogatymi ' przyjaciółkami. - Popatrzyłam na swoje buty. Było mi smutno i chciało mi się płakać, ale starałam się to ukryć.
- Tamte dwie? - Popatrzył na dwie blondynki i Abby. - To zdziry. Zapewne zaliczyły tu już dzisiaj nie jednego faceta... - Zaśmiał się. - Chodź. - Złapał moją rękę. - Wyrwiemy się stąd. - Puścił mi oczko.
Nie byłam co do tego pewna ale w końcu się zgodziłam.
Szliśmy razem chodnikiem i wygłupialiśmy się. Nie mam zielonego pojęcia w którą stronę się udawaliśmy ale nie przeszkadzało mi to.
W końcu mój telefon zadrżał.
Od: Ukryty
Eve, może lepiej wróć na imprezę a nie włócz się z jakimś lalusiem. Masz dziesięć minut... Na twoim miejscu bym się pośpieszył...
Co się dzieje?
Popatrzyłam na Aidana który był przejęty moją miną.
- Musimy tam wracać. Natychmiast! - Pisnęłam i zaczęłam biec. Niestety bieganie w wysokich butach jest wręcz niemożliwe więc ściągnęłam je w biegu. Aidan biegł za mną nie wiedząc o co mi chodzi.
Po chwili wbiegłam do dużej willi. Wszyscy siedzieli skuleni przy ścianach. Zaczęłam się nerwowo rozglądać i weszłam w głąb domu. Wtedy zobaczyłam pięciu chłopaków.
Dwóch z nich dobrze znałam.
Brunet stał do mnie tyłem. Mulat wskazał mu mnie wzrokiem a gdy się odwrócił zobaczyłam że trzyma pistolet przy głowie mojej przyjaciółki.
Momentalnie zaczęłam się cała trząść.
- Eve. - Zaśmiał się wrednie Styles.
- Puść ją! - Krzyknęłam.
- Nie tak nerwowo. Umówmy się tak... Idziesz z nami, twoja przyjaciółka też lub idziesz z nami a twoja przyjaciółka zostaje tutaj z dziurą w głowie. Ty decydujesz. - Uśmiechnął się.
- Nie możesz jej tu po prostu zostawić? Nie wplątuj jej w to wszystko! - Krzyknęłam.
- Czyli mam ją zabić, tak? - Abby jęknęła gdy chłopak docisnął spluwę do jej głowy.
- Nie! - Krzyknęłam nerwowo. - Weź nas obie. - Powiedziałam niepewnie. On tylko wskazał głową na mnie a blondyn podszedł i złapał mnie mocno za ramię. Zmierzyłam go wzrokiem. Czułam do niego obrzydzenie. To przez niego to wszystko się teraz dzieje.
Pociągnął mnie mocno a ja ruszyłam do wyjścia. Co chwile się upewniałam że Abby jest cała.
Serce waliło mi tak, że ledwo mogłam oddychać. Mimo tego starałam się zachować odwagę.
Chłopak zabrał mi komórkę przez co miałam ochotę go zabić.
Niall wepchnął mnie do bagażnika jakiegoś samochodu a zaraz za mną dołączyła Abby.
Płakała i cała się trzęsła.
Mimo że byłam na nią wściekła że mnie tak zostawiła, było mi smutno że ją w to wciągnęłam. W sumie, to nie moja wina. To wszystko wina Michaela. Tego idioty. Nienawidzę go z całego serca!
- Eve, o co chodzi? - Zapytała roztrzęsionym głosem brunetka.
- Ee... Nie wiem. - Nie do końca miałam ochotę jej o tym opowiadać w samochodzie, w bagażniku.

UNPREDICTABLE | M.C ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz