34

717 66 2
                                    

Przez kolejne dni nie miałam po prostu siły porozmawiać czy choć by napisać do Michaela. Praktycznie całymi dniami siedziałam w pokoju i albo gapiłam się w sufit albo płakałam.
Myślę że to wydarzenie pozostawiło po sobie coś w stylu depresji.
Jedyne co wbijam sobie do głowy to to, że jestem dziwką i każdy chce mnie zgwałcić.
Może tak jest?
No bo, z Harrym było inaczej. Tak wiem, on też chciał to zrobić. Ale on był nie znajomym.
Erica znam od małego. Godziny spędzone razem w piaskownicy i na huśtawkach poszły w nie pamięć. Nie rozumiem dlaczego chciał mi to zrobić. Co go do tego podkusiło. Przecież mnie zna. Byliśmy przyjaciółmi. Takich rzeczy nie robi się przyjaciołom.
Na moim telefonie jest kilkadziesiąt nieodebranych połączeń i wiadomości od Mika. Gdy tylko przychodzi kolejna, chce mi się płakać jeszcze bardziej.
Mogłam tu nie przyjeżdżać. Mogłam zostać z Connorem w domu. Nic by się nie wydarzyło i nie szlochała bym teraz w poduszkę.
- Eve... - Usłyszałam cichy głos zza drzwi. Szybko wytarłam zapłakane oczy i wciągnęłam nosem.
- P-Proszę. - Powiedziałam odkaszlując. Do środka weszłam babcia. Miała smutny wyraz twarzy. Podeszła do mojego łóżka i usiadła na wysokości mojego pasa.
- Jak się czujesz? - Położyła swoją ciepłą, pomarszczoną dłoń na mojej. Popatrzyłam na nasze ręce a potem w jej niebieskie oczy.
- Nadal słabo. - Powiedziałam starając się powstrzymać łzy. Patrzyła na mnie przez chwilę a potem spuściła wzrok.
- Charlie mi powiedział. - Wyszeptała wręcz.
- Co? - Udawałam że nie wiem o co chodzi.
- Eve, myślę że powinnaś z tym iść na policję. To była próba gwałtu. Nie wiadomo czy ten chłopak nie zgwałcił wcześniej innej dziewczyny... - Znów moje policzki pokryły się łzami.
- Jutro wracam do Australii. Nie ma na to czasu. - Powiedziałam bez uczuć.
- Możesz zostać...
- Mam szkołę, babciu. Nie chcę zeznawać. Nie obchodzi mnie to co on robił.
- Myślę że powinnaś się zapisać do psychologa. Dla twojego dobra.
- Wyjdź. - Powiedziałam zdenerwowana. - Proszę, wyjdź. - Przełknęłam ślinę. Staruszka chwilę patrzyła na mnie po czym wstała wzdychając.
- O piętnastej obiad. Liczę że przyjdziesz na ostatni rodzinny obiad. - Powiedziała i wyszła.
Przez chwilę opanowywałam płacz i atak złości. Potem chwyciłam komórkę.
Odebrał po jednym sygnale.
- Eve?! - Usłyszałam zaspany, przejęty głos.
- Tak, to ja. - Powiedziałam pociągając nosem.
- Znów płaczesz? Boże, co tam się dzieje?! - Był zdenerwowany.
- Obiecuję ci, że wszystko wytłumaczę. Jutro o trzynastej ląduje w Sydney. Około czternastej będę w domu. Przyjedziesz?
- Oczywiście! - Powiedział. Czułam jak łzy napływają mi do oczu, ale udało mi się je powstrzymać. - Jak się masz?
- Dobrze. - Odpowiedziałam krótko.
- Abby się o ciebie martwi. Nie odpisujesz jej...
- Przeproś ją i powiedz że zobaczymy się jutro. Mike, muszę kończyć. Kocham cię, do zobaczenia jutro. - Powiedziałam.
- Co, nie roz... - I w tym momencie zakończyłam połączenie bo znów nie mogłam powstrzymać płaczu.
Co się ze mną dzieje?!

Gdy była za kwadrans trzecia, zeszłam na dół. Wcześniej przeglądnęłam się w lustrze. Wyglądam jak wrak człowieka. Jestem blada i wychudzona. Mam okropne wory pod oczami a moje oczy są opuchnięte. Popękane wargi. O włosach już nie wspominam.
- O! Eve nas zaszczyciła! - Powiedział wujek a ja już miałam ochotę zrezygnować i iść płakać w łóżku.
Wszyscy siedzieli przy stole. Charlie rzucił mi spojrzenie pełne współczucia i troski a ja odpowiedziałam mu uniesieniem kącika ust. Zajęłam miejsce pomiędzy dziadkiem a wujkiem, na przeciwko Charlsa.
- Jak się czujesz? - Zapytał dziadek.
- Już chyba lepiej. - Powiedziałam. Moja noga szalała pod stołem. Gdy kłamię, mam dziwny odruch trzęsienia nogą.
- Cieszę się. Jutro wracacie do Sydney, myślę że się cieszysz.
- Tak. Mój chło... - Nie dokończyłam.
Cholera. Miałaś im nie mówić!
- Chłopak?! - Dziadek wręcz podskoczył na krześle. - Moja mała wnusia ma chłopaka?! -  Zachwycił się. Jego twarz od razu się rozpromieniła. Moje policzki zalały się rumieńcami.
- Em... No tak. - Przyznałam się w myślach przypominając sobie Michaela.
- A któż to taki? - Babcia weszła do jadalni z garnkiem zupy.
- Um... To jest... Michael. - Powiedziałam niepewnie.
- Młody Clifford?! - Dziadek nie dowierzał.
- No, tak. - Przygryzłam wargę i zaczęłam bawić się palcami.
- Czy on nie jest starszy od ciebie o dosyć dużo...? - Dodał Charlie.
- Tylko cztery lata. - Powiedziałam i podziękowałam babci za nalanie mi zupy. Wyglądała odrażająco. Ale nie chciałam dzisiaj wybrzydzać.
Szybko pozbyłam się zupy która była całkiem niezła... Potem przyszedł czas na drugie danie w postaci kurczaka z warzywami. Smakował trochę jak podeszwa... Ale nie wybrzydzałam. Podziękowałam za deser i poszłam na piętro pakować swoje rzeczy.

UNPREDICTABLE | M.C ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz