-Muszę do toalety... - przepchnęłam się przez plątaninę rąk i popędziłam w stronę łazienki.
Odurzył mnie smród wymiocin, perfum, papierosów i trawki, co spowodowało jeszcze większy odruch wymiotny. Oparłam się o zlew i spojrzałam w lustro. Moje wspaniale zakręcone włosy zmieniły się w poplątane siano, a twarz świeciła się od potu. Odwróciłam się i szybko weszłam do jedynej wolnej kabiny. Pochyliłam się nad muszlą i pomyślałam:
-"Przydałaby mi się teraz Em... Potrzymałaby mi włosy." -zachichotałam, bo wydało mi się to niemożliwie zabawne.
Kiedy upewniłam się, że jednak nie będę wymiotować, wstałam i wzdrygnęłam się przez smród dochodzący zza sąsiednich drzwi. Chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia, a kiedy mocno popchnęłam drzwi miałam wrażenie, że uderzyły one kogoś. Z głupkowatą miną, potykając się o własne nogi ruszyłam w stronę naszej loży.
-Stój. - usłyszałam rozkaz i z uniesionymi do góry w geście obronnym ramionami, obróciłam się - Wszystko dobrze? Wymiotowałaś?
Poznałam głos Martijna i z premedytacją zaczęłam go przedrzeźniać.
-Nie, nie wymiotowałam Marti! O co ci chodzi? - zaniosłam się śmiechem i trzymając nadal ręce u góry zakręciłam biodrami - Świeeeetnie się bawię.
Chłopak pokręcił głową, wywrócił oczami i złapał mnie za łokieć. Pociągnął mocno za sobą i wylądowaliśmy na zewnątrz - przed wejściem dla personelu.
-O co do cholery ci chodzi, Garritsen? - wkurzyłam się - Wpuść mnie do środka!
-Trzeba ci powtarzać drugi raz, żebyś nie zbliżała się do Matta?! - wrzasnął mi prosto w twarz, czerwieniąc się ze złości - Ostrzegałem cię, a ty się z nim obściskujesz na oczach całej naszej grupy, kurwa!
-Ty możesz lizać się na oczach wszystkich z FANKĄ - specjalnie podkreśliłam to słowo piszcząc jak ona - A ja nie mogę z chłopakiem, któremu się podobam?! I nie przeklinaj w moim towarzystwie...
-Będę, kurwa, bo jestem zły. Podobasz mu się?! Błagam cię Zoë, nie bądź głupia! Nie podobasz mu się.
Poczułam, że naprawdę go nienawidzę. Nawet jeśli między mną, a Mattem niczego nie ma to nie powinien się w to wtrącać. A jeżeli uważa, że mnie zmanipuluje, to się grubo myli.
-Nie dość, że jestem głupia, to jeszcze brzydka. Dziękuję ci bardzo Garritsen. Zamknij się i wpuść mnie do tego pieprzonego budynku.
Odepchnęłam go na bok i weszłam między ludzi. Odnalazłam Chloe i poprosiłam ją, aby zamówiła mi jeszcze trochę drinków. Może to poprawi mi humor... Kelner szybko uwinął się i przyniósł upragnione napoje. Wypiłam wszystkie pięć jeden po drugim i ukryłam twarz w dłoniach.
Dlaczego mi to powiedział? Aż tak się nie lubimy? Czy ja mu zrobiłam coś złego? Cholera! Zwyzywał mnie i dało mu to satysfakcję? Nie wierzę w ludzi.Spróbuję wstać...
O nie. Nie. Nie.
Nie mogę podnieść dupy z kanapy. Aż taka jestem ciężka? Haha, Zoella ty grubasku.-Wszystko okej? Halo! Zoë! - słyszałam, ale nie widziałam postaci.
A później nastała ciemność.
Obudziłam się na twardym siedzeniu, przez ryk silnika. Zdrętwiałe nogi leżały nienaturalnie wysoko, a jakiś pas wżynał mi się w brzuch. Miałam wrażenie, że gdzieś już słyszałam ten dźwięk ... Aston.
-Żyjesz? - niskim tonem zwrócił się do mnie.
-Nie. - odparłam z przekąsem i otworzyłam oczy.
Wszystko wirowało, a prędkość jaką rozwinął nie pomagała w uspokojeniu się.
-Nie piłeś? - zerknęłam na jego skupioną na drodze twarz i zdjęłam nogi z kokpitu.
-Nie, prowadzę. - zmarszczył brwi - I nie chcę martwić znowu rodziców. Wysiadaj.
Spojrzałam przez okno i zobaczyłam nasz podjazd. Nieźle, nawet nie poczułam jak hamujemy...
Położyłam nogi na ziemi i spróbowałam wstać. Odmówiły posłuszeństwa, ale spróbowałam jeszcze kilka razy.-Eee, nie mogę. - pisnęłam i zamknęłam oczy skupiając całą swoją siłę.
-Co? - Martin zatrzymał się i odwrócił przodem do mnie - Jak to? Czyżbyś była pijana? - przekrzywił głowę i uśmiechnął krzywo.
-Pomóż mi. - warknęłam.
Westchnął i ruszył mi z pomocą. Z łatwością podniósł mnie i przerzucił sobie przez bark. Zamknął samochód i wyjął z kieszeni klucze Juliana.
Czyli każdy już wie, jak się spiłam...-Do pokoju? - zagaił.
-Do pokoju. - kiwnęłam głową i oparłam się pewniej o jego plecy.
Poczułam, że zgina się w pół, by położyć mnie na łóżku i delikatnie zdejmuje mnie z siebie.
-Zoë? - szepnął.
-Hm? - mruknęłam nadal rozpamiętując sytuację sprzed klubu.
-Wcześniej... - zaczął niepewnie - Nie miałem na myśli, że jesteś brzydka czy gruba. Naprawdę.
-To dobrze. Bo było mi bardzo przykro. Chciało mi się przez ciebie płakać... - palnęłam czkając.
-No, przepraszam... - szepnął jakby do siebie - I dobranoc.
Wyszedł zamykając za sobą cicho drzwi, a ja odpowiedziałam jeszcze ciszej:
-Słodkich snów.