Kiedy już wjechał na podjazd, otworzył drzwi i wygramolił się z samochodu.
-Co się stało? - skoczył w moją stronę i objął mnie w pasie - Płakałaś?
-Thomas się na mnie wkurzył, bo wyszłam z imprezy. - pociągnęłam nosem - Nigdy się nie kłóciliśmy!
-Kretyn. - mruknął do siebie, ale kiedy zmierzyłam go wzrokiem uśmiechnął się przepraszająco - Wejdź, proszę.
Otworzył drzwi pasażera i gestem dłoni zaprosił mnie do środka. Było tam dużo cieplej, a sam Garritsen podał mi kubek termiczny z parującą herbatą.
-Naprawdę doceniam to, że przyjechałeś tu dla mnie. - stwierdziłam przerywając ciszę i wlepiłam wzrok w ulicę.
-Nie ma sprawy. I tak nie robiłem nic ciekawego. - kątem oka zobaczyłam, że się wyszczerzył - Znaczy, Jezu, to nie miało tak zabrzmieć...
-Nie szkodzi. - zachichotałam i wytarłam policzki wierzchem dłoni - Co robimy? Gdzie jedziemy?
-Chciałbym ci pokazać jedno bardzo ważne miejsce, które szykuję od kilku tygodni.
-Wyprowadzasz się od rodziny? - zdziwiłam się.
-Nie, nie! Będę tam mieszkał do usranej śmierci... - przewrócił oczami wyraźnie niezadowolony, ale zaraz zmienił wyraz twarzy - Na pewno ci się w tym miejscu spodoba.
-Cóż, trzymam cię za słowo.
Jechaliśmy w stronę centrum, a im dalej byliśmy od mieszkania Christiana, w którym zostawiłam Thomasa tym gorzej się czułam. Zdawałam sobie sprawę, że tym sposobem nie tylko fizycznie oddalam się od niego, ale też i emocjonalnie. Wiedziałam, że między nami nie będzie już tak "idealnie", a co za tym idzie cała nasza paczka na tym ucierpi. Em, Eddy i Ben nie będą chcieli wysłuchiwać ani naszych skarg na siebie nawzajem ani wielkich awantur.
-Oto mój drugi dom. - z dumą stwierdził Martin hamując pod gigantycznym biurowcem.
-Mówisz o całym budynku? - uniosłam brew do góry.
-Chyba oszalałaś. - zaśmiał się - Jeden apartament.
-Czyli jednak chcesz się wyprowadzić?
-Kto powiedział, że to pomieszczenie mieszkalne? - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wejścia.
Kiwnął głową w stronę portiera i kilkanaście razy nacisnął guzik przywołujący windę.
-Jak wejdziemy to naciśnij dziesiątkę i zamknij oczy. Nie otwieraj dopóki nie powiem. - instruował mnie.
Zrobiłam jak kazał, zasłoniłam dłońmi oczy i nawet nie starałam się podglądać. Dało się słyszeć jak "strzela" palcami u rąk.
-Denerwujesz się? - odezwałam się po chwili.
-Nie, dlaczego?
-Zaraz wyłamiesz sobie wszystkie palce...
-Może trochę. Jesteś jedyną kobietą, która dostaje pełne zaproszenie.
Na samą myśl o tym, że Martijn mógłby teraz stać w tej windzie z inną dziewczyną, zapaliła mi się czerwona lampka w mózgu. Ale fakt, że nazwał mnie kobietą, rekompensował wszystko inne. Usłyszałam cichy dźwięk sygnalizujący, że jesteśmy na wybranym piętrze oraz ostrzeżenie chłopaka.
-Nie podglądaj!
Położył jedną dłoń na moim ramieniu, a drugą na biodrze i wyprowadził na korytarz. Sterował mną chwilę żartując, że zaraz wpadniemy na ścianę lub schody, ale po chwili się uspokoił.
-Dobrze, już prawie jesteśmy. - wyjął klucze i przekręcił zamek w drzwiach - Możesz odsłonić oczy.
Zdjęłam dłoń z twarzy i zamrugałam. Oślepiły mnie lekko niebiesko-fioletowo-różowe światła, które okalały pokój.