-To takie piękne. - pisnęła Emma wycierając łzy.
-Daj spokój, oglądamy to dziesiąty raz. - mruknął Thomas i przysunął się bliżej mnie.
-Em jest po prostu wrażliwa... - Eddy starał się bronić swojej wybranki.
-Dzięki Eddy. - pociągając nosem przesłała mu buziaka, a blondyn się zaczerwienił - Dlaczego ja nie mam przy sobie takiego księcia z bajki?
Zachichotałam cicho i zrobiłam pocieszającą minę łapiąc wzrok Eda na sobie. Wstałam ociągając się, wyciągnęłam ostatnią płytę naszego maratonu filmowego i włożyłam do czytnika.
-Co teraz? - Thomas ruszył w kierunku kuchni, żeby najprawdopodobniej przynieść kolejną paczkę chipsów i piwa - Mój film?
Kiwnęłam głową. Zawsze tak robimy. Każdy z nas wybiera swój film, losujemy kolejność i miejscówkę.
Akurat rodzice znów wyjechali na romantyczną podróż, Julek pojechał na pożegnalne tournee po klubach z Timem, który wracał do Norwegii, więc byłam skazana na spotkanie z tymi głupolami.-Błagam, masz jeszcze kilka chwil na zmienienie filmu. Nie chcę oglądać horroru. - marudziła Em.
-Nic nie zmieniamy. - Ed chwycił butelkę od Toma i uśmiechnął się pod nosem.
Pewnie myślał, że to jedna z niewielu szans, kiedy Emma sama będzie się do niego kleić. Każdy wie, że nie lubi takich filmów.
Film mijał szybko, akcja się rozkręcała, demony szalały, duchy straszyły, a ja z Emmą piszczałyśmy w niebogłosy.-Ej, ktoś jest w ogrodzie. - Em niespokojnie poruszyła się pod kocem.
-Wmawiasz sobie... - Thomas położył ramię za moją głową - To tylko cień.
Nagle drzwi otworzyły się, a do środka wparował Pan Mogę Wszędzie Wejść Bez Zaproszenia, Bo Nazywam Się Martijn Garritsen.
-Co do cholery? - wyrzucił z siebie Thomas i spojrzał na bruneta.
-Eee, Zoë? Jest Julian? - spojrzał na mnie i zamrugał powiekami.
-Nie, pojechali z Timem do klubów. - wstałam i zaprowadziłam go do kuchni - Co ty tutaj robisz?! Nie możesz wchodzić sobie tak o, bez pozwolenia.
-Przepraszam. Po prostu... Rodziców i siostry nie ma w domu, bardzo się nudzę i nie mam nic do jedzenia. - zrobił minę skomlącego psa - Mogę chwilkę zostać?
-Eh, jasne. I tak zaraz kończymy.
Skierowałam się z powrotem do salonu i kiwnęłam głową, żeby szedł za mną. Przedstawiłam go wszystkim i usiadłam znów na miejscu koło Thomasa. Przyjaciel objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej siebie. Złapałam zdziwiony wzrok Martina, ale szybko się odwróciłam.
Co go obchodzi z kim się przytulam?
Film skończył się rownocześnie z naszymi zapasami jedzenia i picia. Chłopcy zamówili taksówki dla siebie i Em, pożegnali się wylewnie ze mną i dość niechętnie z Garritsenem.-Zostaliśmy sami... - westchnęłam zamykając drzwi i ostatni raz machając do przyjaciół.
-Taak. - rozsiadł się w fotelu - Co będziemy robić?
-Nie mówiłeś, że masz siostrę. - zignorowałam jego pytanie.
-Mam. - przytaknął - Laura, jest chyba rok starsza od ciebie.
-Laura?! - otworzyłam szeroko oczy - Zawsze chciałam mieć na imię Laura, ślicznie. - rozmarzyłam się z zazdrością.
-Zoë też ładne.
To komplement? Ludzie, słuchajcie!
-Dzięki. - założyłam opadający kosmyk włosów na ucho - Jedziesz niedługo na Węgry?
-Tak. Właśnie... Głupio wyszło, że byłem świadkiem waszej kłótni. Sorka.
-Nic nie szkodzi. I tak po chwili się pogodziliśmy. - uśmiechnęłam się promiennie i wypięłam dumnie pierś do przodu - Ja też jadę...
-Serio?! - podniósł wzrok na moją twarz - To świetnie, serio super!
Podszedł do mnie, złapał w pasie i zaczął kręcić dookoła własnej osi.
-Martijn! - piszczałam - Puść!
-Jedziemy na Węgry! Całą ekipą! - chichotał nie zatrzymując się - Naprawdę się cieszę!
Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Kiedy uśmiechał się tak szeroko, robiły mu się małe zmarszczki dookoła oczu i ust. Oczka zmniejszyły się do rozmiaru malutkich szparek, a wargi rozciągnęły w szerokim uśmiechu. Szczerze? To najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek ktoś mi okazał. Jego tęczówki zmieniały barwę w zależności od światła. Patrząc w nie, nie mogłam oprzeć się uczuciu błogiego spokoju, które wypełniło moje serce. Przestałam krzyczeć i zaczęłam radośnie wiwatować razem z nim.
Zmęczona okrzykami, oparłam głowę na jego ramieniu i szepnęłam ziewając :-Chyba czas spać.
-Tak. - odstawił mnie na ziemię - Kanapa?
-Kanapa. - skinęłam z rozbawieniem i rzuciłam się w miękkie poduchy.