Piiip! Piiip! Piiip!
Budzik. Lilly zamknęła komputer. Nie mogła dłużej czekać. Musiała zbierać się na lekcję. Czuła się zawiedziona, liczyła, że chłopak zmieni zdanie. Jednak tak się nie stało. Nie będzie się przejmować, dzisiaj ma inne rzeczy na głowie. Podniosła się z wygodnego łóżka i ruszyła w stronę szafy. Jak zawsze przepełniona. Każdego dnia wmawiała sobie "dzisiaj wieczór to posprzątam". Jednak musiała to przyznać, była zatwardziałą bałaganiarą. Rodzice bez przerwy jej to powtarzali, ale ich uwagi na nic się nie zdały. Lilian była mistrzynią powierzchowności, z pozoru czysty pokój, po otwarciu jakiejkolwiek szuflady, tracił na doskonałości. Taki był jej urok, jedna z jej słabości.
Patrzyła na góry ubrań. Skąd miała wiedzieć co założyć na ten mecz? Nie często chodziła tam jako "ważny" gość. Pozostało jej tylko zdać się na intuicję. Wypadałoby wyglądać w miarę seksownie, ale nie powinna przesadzać z wyzywającymi strojami. Po dłuższym namyśle podjęła ostateczną decyzję. Szara, rozkloszowana spódnica do połowy uda, krótka, odsłaniająca jej płaski brzuch, bordowa bluzka z pól okrągłym dekoltem i białe zakolanówki. W czasie tego męczącego strojenia zerkała miliony razy w stronę telefonu z nadzieją, że w końcu ujrzy migające światełko, informujące o nowej, tak długo wyczekiwanej wiadomości. Wszystkie te wzrokowe zaklinania nie dały oczekiwanego rezultatu. Spokój jej telefonu wciąż był niezakłócony.
Kiedy zakończyła zabawę z lokówką i odhaczyła zabiegi upiększające, zeszła do jadalni, gdzie zastała rodziców. Siedzieli przy stole, jedząc posiłek. Kontem oka zauważyła wolne nakrycie. Już dawno nie spędzali czasu przy wspólnym śniadaniu. Dziewczyna nie była specjalnie głodna, jednak perspektywa choćby chwili w rodzinnym gronie, sprawiała, że jedyne na co miała ochotę to zostać tutaj z nimi. Zajęła miejsce i w ciszy patrzyła na rodzicielkę.
- Zjedz coś skarbie - usłyszała troskliwy głos swojej mamy, która gestem zachęcała ją do rozpoczęcia posiłku. - Tata zrobił przepyszną jajecznicę, nałóż sobie, zanim jest ciepła. - Lilly wstała od stołu i udała się do kuchni, aby wykonać polecenie kobiety. Kiedy szła w stronę jadalni rodzice o czymś rozmawiali.
- Porozmawiamy o tym kiedy indziej. Musimy znaleźć lepszy moment. - mama Lilian wydawała się być lekko zdenerwowana. Jej głos drżał, chociaż starała się to ukryć.
- Lepszy moment na co? - zapytała wyraźnie zaciekawiona.
- Na nic córciu, nie przejmuj się tym. - ojciec ewidentnie próbował ją zbyć. Dziewczyna nie dała się przekonać, jednak postanowiła nie naciskać. W końcu nadejdzie ten "lepszy moment" i dowie się o co im chodziło. Usiadła, po czym skupiła się na śniadaniu.
&&&
Przez większość dnia w szkole nic specjalnego się nie działo. Kilka informacji na temat pogrzebu Pani Lowery. Ciągłe zamieszanie związane z zbliżającą się wymianą. Dopiero w czasie długiej przerwy obiadowej Lilly wyciągnęła najlepszą przyjaciółkę na dziedziniec, aby ta nareszcie mogła się wytłumaczyć. Czekała na to od rana. W końcu jakieś sensowne wyjaśnienia. Kiedy już usiadły z dala od codziennego, szkolnego gwaru rozpoczęły rozmowę.
- Dobra powiedz, jak to się wszystko stało. Po kolei, od początku. - ponaglała ją, czekając ze zniecierpliwieniem.
- Ok - zgodziła się Aria - Trzy tygodnie po tym, jak zerwaliśmy, spotkałam go w lodziarni, wiesz tej niedaleko mojego domu. - zaczęła opowiadać. Lilly chłonęła każde jej słowo z coraz większym zaciekawieniem. - Nie chciałam z nim rozmawiać. Od razu wyszłam, a on pobiegł za mną. Chciał, żebyśmy do siebie wrócili, mówił, że mnie kocha... - ucichła na chwilę, dobierała odpowiednie słowa. - Ja... Ja mówiłam mu, że nie mogę, że nie powinniśmy. On nie dawał za wygraną. Później nie było już dnia bez wiadomości z prośbą o spotkanie. Wciąż mnie przekonywał, że nie możemy bez siebie żyć, że jesteśmy sobie przeznaczeni... - ponownie przerwała.
CZYTASZ
Which one?
Romance"Shakespeare: Chyba zaryzykowałem, co? To może, później dowiem się na co cię stać? Calonita: Możesz mieć nadzieję w końcu ona umiera ostatnia." Nieznajomy z internetu? Seksowny nauczyciel? Wakacyjna miłość? Zdradziecki były? Stary znajomy? A może kt...