W końcu czuję się wolna. Tak bardzo beztroska. Niczym się nie przejmuję. Mam ochotę tańczyć.
Czuję się o wiele lepiej niż kilkanaście minut temu. Chyba na chwilę straciłam przytomność, ale teraz to bez znaczenia. Przynajmniej już ten okropny szum ustąpił.
Tylko ten dziwny koleś. Ciągle za mną chodzi. Śmieszny jest. Ma zielone włosy. Ciekawe czy z takimi się urodził. W sumie to do twarzy mu w nich. Wygląda seksownie w tych jeansach. Czemu nie jesteśmy razem? Mielibyśmy naprawdę przystojne dzieci. A no tak... Przecież jestem zajęta. To niesprawiedliwe.
On dalej mnie nie odstępuje. Chcę go zgubić, ale jest naprawdę szybki. A może to ja jestem zbyt wolna? Nie ważne.
- Lil! No zaczekaj! Uciekasz czy co? - słyszę, jak chłopak mnie woła, ale nie zamierzam się odwracać.
Kiedy już mam nadzieję, że mój opiekun dał sobie spokój, ten zastępuje mi drogę. Próbuję go ominąć, jednak moja zwinność pozostawia wiele do życzenia.
- O co ci chodzi? - piorunuję go spojrzeniem. Czy ja go skądś nie znam? Nie, chyba bym zapamiętała kogoś z trawą zamiast włosów.
- Ja, po prostu nie chcę, żeby coś ci się stało. - wypalił. Nienawidzę, gdy obcy ludzie się o mnie troszczą. Nie mam pięciu lat.
- Super. Idę do kibla. Tam też masz zamiar za mną iść? Sprawdzisz czy spuściłam wodę? - próbuję go odepchnąć, ale mięśnie mam jak z gumy.
O dziwo chłopak mnie przepuszcza. Kiedy stoję już obok drzwi do toalety, patrzę w jego stronę. Nie mogę się powstrzymać. Stoi do mnie plecami. Ma fajny tyłek. Dlaczego to my nie możemy się przespać? A tak...
On dalej czeka tam, gdzie go zostawiłam. Wkurza mnie. Samarytanin się znalazł.
Strasznie mi się nudzi na tej imprezie. Głośno i nudno. A ci wszyscy ludzie... Za dużo ich. Wiem! Mam genialny pomysł!
Podbiegam do Arii i chwiejnym krokiem ciągnę ją w stronę wyjścia. Dziewczyna ma dziwny wyraz twarzy.
Nie wiem jak, ale znalazłyśmy się w jakimś garażu. Kojarzę skądś to wnętrze.
Nerwowo rozglądam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu prześladującego mnie chłopaka. Na szczęście zniknął. Aria pije coś kolorowego, ale gdy proszę, by mnie poczęstowała, odmawia.
Wkurza mnie to. Chcę się stąd zabrać, gdzieś gdzie nikt nie będzie mnie ograniczał. Nie wiele myślą idę na schody. Ta podłoga jest cholernie krzywa. Ktoś powinien coś z tym zrobić.
Z wielkim wysiłkiem wdrapałam się na szczyt i ogromnie zmęczona idę do kolejnego pomieszczenia. Mam nadzieję, że będę sama.
W środku siedzi jakiś chłopak, jest ciemno, nie widzę jego twarzy, ale muszę go pocałować. Jakiś głos w mojej głowie karze mi to zrobić.
Podchodzę bliżej, mam lekko zamazany obraz, ale chłopak chyba chce, żebym to zrobiła.
Nie wiele myśląc całuję go. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nawet nie panuję nad tym co robię.
Kiedy się rozdzielamy, jest jakby jaśniej. Chociaż może to moja wyobraźnia? Wiem tyle. Na przeciwko mnie siedzi Lucas.
Boże, co?! Nie wierze... Całowałam Lucas'a. To jakiś koszmar. My nie możemy.
Zaczynam krzyczeć. Chłopak gwałtownie wstaje i dopiero teraz orientuje się w sytuacji.
- Kurwa... - wycofuje się do drzwi. - Nie mogę... Nie wierze... - co on bredzi? Chcę coś powiedzieć, ale nie mogę. Zaczyna mi się kręcić w głowie, a ostatnie co widzę to znikającego za drzwiami Lucas'a.
CZYTASZ
Which one?
Romance"Shakespeare: Chyba zaryzykowałem, co? To może, później dowiem się na co cię stać? Calonita: Możesz mieć nadzieję w końcu ona umiera ostatnia." Nieznajomy z internetu? Seksowny nauczyciel? Wakacyjna miłość? Zdradziecki były? Stary znajomy? A może kt...