Minęły dwa dni od tego felernego meczu. Dwa ciągnące się niemiłosiernie długo dni. Lilly początkowo była zawiedziona, z każdą godziną to uczucie się pogłębiało, w pewnym momencie zupełnie zniknęło, a miejsce po nim zajęła wszechogarniająca wściekłość. Nie ze względu na Mike'a, czy na całą sytuację, jaka miała miejsce tamtego dnia. Chodziło o coś ważniejszego. Coś co, nie wiedzieć czemu, dotknęło ją o wiele bardziej. Jej tajemniczy nieznajomy wciąż nie raczył odpowiedzieć na wiadomość. Czyżby znów się rozmyślił? Był, aż tak niezdecydowany? Kilkakrotnie bardzo wyraźnie czuła, iż pragnie jakoś przyśpieszyć jego reakcję. Chciała zadzwonić, lecz w głowie wyraźnie odzywał się głos sprzeciwu. Głos znany pod inną nazwą, duma. Honor nie pozwalał jej na danie mu tej satysfakcji. Musiała udawać, że jest jej obojętny. Nie mogła wyjść na desperatkę, którą przecież nie jest. Wiedziała jedno, dosyć jego humorów. Najpierw pisze, przyznaje się do błędu, a teraz nie odpowiada. Typowy facet.
Jednak to, o dziwo, nie było najgorsze. Od dwóch dni nie miała nawet chwili spokoju. Była bez przerwy prześladowana. Tak. PRZEŚLADOWANA. Mike nie pozwalał jej odejść, przychodził pod jej dom, poniżał się prosząc o wybaczenie. Lilly zastanawiała się tylko nad jedną rzeczą, a mianowicie, gdzie się podziała jego ogniście czerwona 'opiekunka'. Czyżby znów został na lodzie? Mimo jego nieustających błagań, dziewczyna była nieugięta. Jego czyny sprawiły, że trafił na listę osób, które nie zasługują na jej dobroć. Nie było więc, nawet najmniejszej możliwości, że ona jeszcze coś do niego poczuje, że zmieni zdanie, jednakże on tego nie mógł pojąć. Zdawało jej się, że nie słyszał co do niego mówiła. Spędzał godziny pod jej oknem, gdyby mógł to najprawdopodobniej nie opuszczałby warty. Zachowywał się jak porzucony kundelek, który prosi, o odrobinę ludzkiej litości. W innych okolicznościach takie zachowanie mogłoby wydawać się całkiem słodkie, w końcu chłopak tak bardzo się stara. Jednak Lilly nie wzruszyła się nawet odrobinę. Nie po tym jak ją upokorzył.
Kilkakrotnie rodzice prosili ją, by z nim w końcu porozmawiała, ostatnią rzeczą jaką wtedy miała ochotę robić, było spełnianie tych próśb. Nie miała mu nic do powiedzenia, liczyła że chłopaczyna ostatecznie się znudzi, a co za tym idzie skapituluje. Niestety tego dnia, w końcu została niemalże wypchnięta za drzwi przez swoją rodzicielkę, która zamykając drzwi zdążyła rzucić krótkie zdanie, które dobiło dziewczynę ostatecznie. "I nie wracaj, dopóki on stąd nie pójdzie" Kochana mama. Wtedy na usta Lil cisnęła się tylko jedna odpowiedź "To może mi powiesz jak tego dokonać?", jednak powstrzymała się przed jej wypowiedzeniem.
Nie było wyjścia, albo mu przemówi do rozsądku, albo może nie wracać do własnego domu. W myślach już szukała noclegu na najbliższą noc, gdyż skutecznych pomysłów na pozbycie się tego intruza nie miała zbyt wiele. Ostatecznie odwróciła się w stronę swojego 'największego wroga' i pewnym krokiem ruszyła w jego kierunku, niwelując dzielącą ich odległość. Kiedy była już dostatecznie blisko, sama nie wiedząc czemu, podniosła swoją delikatną rękę, z perfekcyjnie pomalowanymi paznokciami i wymierzyła mu siarczysty policzek, który sprawił, że jej dłoń przeszył piekący ból. Mimo to od razu zrobiło się jej jakoś lżej na sercu. Natomiast na twarzy chłopaka pozostał wyraźny czerwony ślad, jednak ku jej niezadowoleniu Mike nie dał po sobie poznać ani zdziwienia, ani nawet bólu. Sprawiał wrażenie człowieka, który właśnie tego się spodziewał. Po tym dłuższą chwilę stali w grobowym milczeniu, wpatrując się w siebie nawzajem przenikliwymi spojrzeniami. Tak, jakby chcieli ujrzeć swoje głęboko ukryte dusze. W końcu on przerwał tę straszną ciszę, rozpoczął swój monolog drżącym głosem pełnym wątpliwości.
- Lil, ja... Proszę cię... Pozwól mi to wytłumaczyć. Ja... Ja nie wiem co się wtedy ze mną działo. - te słowa sprawiły, że znów miała ochotę go uderzyć. Tym razem mocniej, dużo mocniej. Nie dowierzała, że wcześniej nie zwróciła uwagi na to, jak głupim on jest człowiekiem. Była, aż tak zaślepiona?
- Zamknij się Mike. Nie mogę tego słuchać. Wiem co widziałam, nie rób ze mnie cholernej idiotki i oszczędź sobie upokorzenia. Najlepiej będzie jak się stąd zabierzesz i to teraz. - bez przerwy patrzyła mu w oczy. Słowa wypowiadała niemalże z obrzydzeniem. Chciała, żeby go zabolały. Lilly nie była głupia, wiedziała, że to nie wystarczy, żeby zaniechał tych natarczywych wizyt i miała rację, on twardo trwał przy swoim, nie miał zamiaru odpuścić, chciał żeby mu wybaczyła za wszelką cenę, nie wiedział, że ona już się od niego odcięła. Wszystkie uczucia, jakimi mogłaby do niego pałać, zostały pogrzebane w chwili, w której zobaczyła "przyssane" do niego to rude coś.
- Nie ruszę się stąd dopóki mnie nie wysłuchasz. - złapał ją za rękę tak mocno, że poczuła przeszywający całe ciało ból. Lekko się wykrzywiła, próbując wyrwać ramię z uścisku, bezskutecznie, chłopak był od niej dużo silniejszy. Przestała się szarpać, po czym posłała mu poirytowane spojrzenie.
- Nie mam zamiaru cię słuchać! Nie obchodzi mnie to jak doszło do waszego namiętnego pocałunku, a już na pewno nie mam ochoty rozmawiać o tym co wtedy czułeś i tym podobne. Daj mi święty spokój! - była naprawdę wściekła. Wykrzyczała te zdania z takim gniewem, że zdawało się, iż zaraz wybuchnie.
- A właśnie, że mnie wysłuchasz! Czy tego chcesz, czy nie. Teraz będę mówił, a ty będziesz słuchała. - on też krzyczał. - Zresztą chyba nie masz wyjścia. - dodał zaciskając swoją dłoń na jej drobnym przedramieniu z jeszcze większą siłą. Dziewczyna, aż jęknęła z bólu. Chłopak ciągnął ją w kierunku ulicy. Zaczęła się bać. Nie wiedziała co on ma zamiar teraz zrobić.
- Puść mnie! Mam cię dosyć, jesteś totalnie popierdolony! Słuchasz mnie?! Dokąd mnie ciągniesz? Mike!! - wściekłość i strach strasznie podniosły jej ciśnienie. Nie wiedziała co robić. Ręka zaczynała boleć ją coraz bardziej, przez co nie mogła logicznie myśleć. Nogi jej się plątały, przez to, że chłopak miał tak szybkie tempo. Okładała go, z całej siły, wolną pięścią po barku, jednak jemu to zupełnie nie przeszkadzało.
Przez większość drogi nawet na nią nie spojrzał, co jeszcze bardziej ją rozgniewało. Kiedy zorientowała się, że znajdują się w dość sporej odległości od jej domu, a prośby i nalegania nie przynoszą żadnego skutku, postanowiła, że będzie błagać o pomoc. Tylko to jej w tej chwili pozostało. Krzyczała najgłośniej, jak potrafiła. Niestety w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby jej jakoś pomóc. W myślach przeklinała swoją głupotę, jak mogła się z kimś takim zadawać? Nie zdawała sobie sprawy, że Mike może się tak zachowywać. Kiedy już nie widziała innego wyjścia, jak kapitulacja, usłyszała męski głos.
- Zostaw ją! - w końcu właściciel głosu znalazł się na tyle blisko, że jego słowa były zrozumiałe. Teraz, gdy słyszała go z tak niewielkiej odległości, bez trudu mogła go zidentyfikować, nie musiała nawet odwracać wzroku w jego stronę. Wszędzie poznałaby ten pełen arogancji i pewności siebie ton głosu. Chyba tylko jeden człowiek na świecie jest w stanie tak mówić i akurat ten jeden człowiek musiał o tej porze się tutaj znaleźć. Jak to mówią, nieszczęścia chodzą parami. A Peter był najlepszym kandydatem na partnera dla jej nieszczęścia.
Zaczęła żałować, że wołała o pomoc.
______________________________________________________
HEJ KOCHANI! :D
Wracam :) Rozdział krótki, ale obiecuje, że teraz będę pisać więcej ;) Przepraszam, że tak długo niczego nie było, ale musiałam sobie porozmawiać z najdroższą przyjaciółką "weną", ponieważ się na mnie obraziła xD
Tak bardzo wam dziękuję za ponad 600 wyświetleń ! Jesteście wspaniali ^^ Mam pomysł na kilka najbliższych rozdziałów (będą raczej długie, albo przynajmniej średnie), więc tylko licze na waszą aktywność :*
DOBRANOC or DZIEŃ DOBRY ;)
CZYTASZ
Which one?
Romance"Shakespeare: Chyba zaryzykowałem, co? To może, później dowiem się na co cię stać? Calonita: Możesz mieć nadzieję w końcu ona umiera ostatnia." Nieznajomy z internetu? Seksowny nauczyciel? Wakacyjna miłość? Zdradziecki były? Stary znajomy? A może kt...