10.

76 5 17
                                    

Następnego dnia lekcje minęły jej z zaskakującą szybkością. Może to obecność Arii tak bardzo wpłynęła na jej dzień, a może to poranna nieporadność Lucas'a.

Jako dobra kuzynka, o godzinie szóstej postanowiła, że chłopak powinien już wstać, aby nie spóźnił się pierwszego dnia szkoły. Jakoś tak zachciało jej się puścić swoją ulubioną piosenkę na cały regulator. W końcu była u siebie i mogła robić co chciała, a akurat miała ochotę zrobić sobie śniadanie przy głośnej muzyce, przy okazji śpiewając (czytaj: wydając dźwięki godowe wielorybów. Tak, nie mogła pochwalić się talentem śpiewaczki). Nie minęła sekunda i usłyszała nerwowe trzaśnięcie drzwiami. Kiedy się odwróciła Lucas już stał za nią, czerwony z wściekłości.

- Cholera jasna, wiem, że jesteś popieprzona, ale teraz już przegięłaś! Jest szósta rano, przestań napierdalać tym Justin'em Bieber'em na cały regulator. - próbował przekrzyczeć głośną muzykę, a fakt, że słabo mu to wychodziło tylko pogłębiał jego poirytowanie.

- Ooo Lucas, już wstałeś? - zapytała, udając, że nie ma pojęcia o co mu chodzi. - A tak poza tym tę piosenkę śpiewa kobieta. - posłała mu triumfalny uśmiech, po czym zabrała się za śpiewanie refrenu.

- Kobieto, zlituj się i chociaż zamknij twarz. Naprawdę ludzie będą o wiele szczęśliwsi, gdy nie poznają uroków twojego głosu. - posłał jej błagalne spojrzenie, a gdy ona nie odpuszczała, zakrył uszy dłońmi. - Po prostu, jak w jakimś pieprzonym zoo. - dodał pod nosem.

- Zgodzę się z tobą, pachniesz dokładnie tak, jak tamtejsze małpy. Zdradzę ci sekret. Jest coś takiego jak prysznic. - wskazała na drzwi łazienki.

- Zamknij się. To zapach męskości. - odburknął, masując skronie. Oczy miał przekrwione, ze względu na alkohol i tylko dwie godziny snu. Dziewczyna nie odczuwała współczucia, przeciwnie to poprawiło jej humor.

- Teraz to mnie zaintrygowałeś. Wytłumacz mi, jak taki facet bez jaj, może pachnąć męskością? Myślałam, że to coś zarezerwowanego dla prawdziwych mężczyzn. - odgryzła się błyskawicznie. Przybijając sobie mentalną piątkę za tak dobry tekst.

- Dobra nie chce mi się z tobą gadać. - "jeden zero dla mnie frajerze" pomyślała. - Głowa mi chyba zaraz eksploduje, a jak słyszę twój jazgot, to mam myśli samobójcze. - mówiąc to, przeszukiwał szafki w kuchni. - Gdzie do cholery trzymacie aspirynę? - spytał, nie przerywając owej czynności. - Jest. Dzięki Bogu. - otworzył małe opakowanie z kilkunastoma białymi tabletkami i natychmiastowo wpakował w siebie co najmniej połowę. Po tym podszedł do Lilian, która zdążyła już usiąść przy stolę, gdzie zajadała się przygotowanymi kanapkami. Chłopak bez żadnych oporów sięgnął po herbatę, upijając kilka łyków. Lilly patrzyła na niego w osłupieniu.

- Ohyda. Co ty w siebie wlewasz? To na pewno jakaś trucizna. - z skwaszoną miną obrzucał ją pretensjami.

- Serio?! Trzeba było tego nie dotykać. - odparła poirytowana.

- Masz, wypij to, bo strasznie cuchnie. - podsunął jej filiżankę z herbatą.

- Uwierz, to nie moja herbata. Idź w końcu coś zrób z tym swoim zapaszkiem! - mówiła tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Dobrze, ale najpierw muszę się przytulić do mojej ukochanej kuzynki. - Lilian nawet nie zdążyła zaprotestować, a już znalazła się w jego objęciach. Nie mogła oddychać.

- Ty obleśny śmierdzielu! Puszczaj mnie! Zabieraj te łapska, bo cię o molestowanie posądzę! - w końcu udało jej się uwolnić, od razu spiorunowała go wzrokiem. Cała przesiąkła zapachem alkoholu, papierosów i potu. Musiała się ponownie wykąpać. Cóż, najwidoczniej w tej rozgrywce ponownie mamy remis. - Idiota.

Which one?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz