6.

76 7 3
                                    

Szarpali się. Dziewczyna nie wiedziała jak skutecznie mogłaby ich rozdzielić. Początkowo postanowiła, że nie będzie interweniować, w końcu mogłaby w ten sposób wiele zyskać. Widziała całkiem sporo plusów w ich niewinnej bójce. Przez dłuższą chwilę, zwyczajnie stała na uboczu, obserwując całą sytuacje z perspektywy nieuwikłanego w konflikt przechodnia. Jednak, gdy zrozumiała, że robi się naprawdę poważnie i któryś z nich może ponieść groźniejsze obrażenia, zdobywając się na odrobinę człowieczeństwa, wkroczyła do akcji. Nie przemyślała tego, że jej całkiem drobna postura może nie wystarczyć i w ten sposób niczego nie wskóra. Działała szybko, nie tracąc czasu na rozmyślanie nad sensem jej planu. Jak się okazało wbiegnięcie pomiędzy dwóch bijących się, dobrze zbudowanych mężczyzn, nie było najlepszym pomysłem. W jednej chwili stała z wyciągniętymi rękami próbując ich od siebie odsunąć, a w drugiej leżała na twardej, betonowej posadzce z ogromnym bólem głowy. Tak, została znokautowana. Dosłownie oberwała i to dość mocno.  Wciąż do końca nie rozumiała jak to się wydarzyło, była jednak pewna, że po tym zostanie jej parę siniaków i jeden dość spory guz na środku czoła.

Wstała i zmierzyła przestraszonych towarzyszy wzrokiem. Byli tak zszokowani, że nie mogli wydusić z siebie nawet jednego słowa. Wpatrywali się w nią tak intensywnie, że miała wrażenie, iż próbują zajrzeć do jej wnętrza. Dziewczyna pocierała bolącą skroń, która z każdą sekundą zdawała się być większa. Chłopacy czekali w zniecierpliwieniu, aż w końcu się do nich zwróci. Byli przygotowani na ostry wykład na temat tego, jak bardzo ją irytują i o tym co sobie wyobrażali. Jednak wbrew ich wszelkim podejrzeniom, ona postanowiła, że nie będzie tracić na nich więcej czasu. Odwróciła się na pięcie i odeszła w kierunku swojego domu. Bolała ją głowa. Liczyła, że na dzisiaj koniec nieprzyjemnych zdarzeń.

Po kilku samotnych minutach droga robiła się coraz spokojniejsza. Dziewczyna odetchnęła, jednak jej odosobnienie nie trwało długo. Usłyszała za sobą wyraźne kroki, pieszy się zbliżał. W końcu się z nią zrównał. Teraz po swojej prawej miała postawną sylwetkę Petera, który najwyraźniej zdążył się już otrząsnąć z wcześniejszego szoku. Dopiero teraz zauważyła, jak dobrze chłopak wyglądał w niebieskim dopasowanym topie, podkreślającym kolor oczu.

- Przyszedłem sprawdzić czy żyjesz. Wiesz ten upadek wyglądał dość groźnie, bałem się, że będziesz łatwą zdobyczą dla gwałcicieli w takim stanie. - jego słowa od razu przywołały ją do porządku. Peter uważający się za bohatera, był jeszcze bardziej arogancki, a co za tym idzie irytujący niż zwykle, a wydawało się jej, że to niemożliwe.

- Uwierz, gwałciciel jest sto razy lepszą opcją, niż ty. - odpowiedziała niezadowolona z jego towarzystwa. Chciała chwili spokoju, a jego obecność to skutecznie uniemożliwiała.

- To dziwne, bo jakoś parę minut temu, kiedy napastował cię nasz miły kolega, wołałaś o pomoc. - rzucił z szyderczym uśmieszkiem. Irytowała ją jego bezczelność.

- Gdybym wiedziała, że akurat ty przyjdziesz z pomocą nawet nie otwierałabym ust. - po tych słowach przyśpieszyła kroku. Chciała, żeby ta rozmowa się zakończyła. To wszystko całkowicie zniszczyło jej humor.

- Nie bądź już taka złośliwa, kiedyś nie narzekałaś na moją obecność. Powiem więcej, podobało ci się. - złapał ją za rękę i przytrzymał tak, że musiała się zatrzymać, co więcej stali na przeciw siebie, patrząc sobie w oczy. Uśmiechnął się do niej uwodzicielsko, odsłaniając idealnie białe zęby. Lilly na ten widok przewróciła oczami. To było takie typowe.

- Oj, skarbie. - zaczęła, przybierając równie uwodzicielski ton. - Faktycznie, kiedyś mi się podobałeś, ale wiecznie ślepa nie będę. - po tych słowach odsunęła się na bezpieczną odległość. Jego dłonie były zbyt blisko, co jej się autentycznie nie podobało. Myśl, że mogliby znów być razem, przyprawiała ją o dreszcze. Bynajmniej nie z podekscytowania.

Which one?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz