Rozdział 6: Coś.

506 27 0
                                    

Rozejrzałam się po polanie skąpanej w bladych promieniach ledwo wznoszącego się na niebie słońca. Zielona trawa pokryta warstwą rosy odbijała blask słońca, domki w których smacznie chrapali streferzy stały milczące i spokojne, jakby uśpione razem ze swoimi lokatorami. Cudowną kojącą ciszę przerywał tylko słodki dźwięk ptasiego śpiewu. Samotnego szaro zielonego ptaszka który skrył się w cieniu gęstych gałęzi drzewa. Trzymałam Tommyego za rękę gdy razem w ciszy przemierzaliśmy polanę. Nie odzywaliśmy się żeby nie obudzić któregoś ze streferów,gdy dochodziliśmy do otwartego już wejścia do labiryntu, przeszedł mnie dreszcz strachu gdy spojrzałam w ciemny głąb korytarzy.
Tomas najwyraźniej to poczuł bo ścisnął moją dłoń i pochylił się w moją stronę.
-Wszystko okej Mel? -Spytał ściszonym głosem. Wymusiłam szybki uśmiech i skinełam głową, on także skinął a potem przyspieszyliśmy. Cieszyłam się że spędzimy tyle czasu sam na sam ale już zapomniałam jaki stroch towarzyszył mi przy wizytach w labiryncie. Znów przyjrzałam się wnętrzu, było tam dużo ciemniej i chłodniej niż na polanie, wszędzie tarzały się kupy martwego bluszczu który usechł na betonowej ścianie zanim udało mu się dotrzeć do słońca. Ciemnografitowe ściany były pokryte wgnieceniami, szparami i szmarami, zapewne po szponach dozorców.
Przy bramie stało już pozostałych czterech biegaczy. Newt i Gally rozmawiali a raczej spierali się o coś, Minho opierał się plecami o wielką ścianę i patrzył na nas uważnie, a George kucał i grzebał w swoim plecaku, najwyraźniej sprawdzając czy wszystko spakował. Ja spakowałam plecak Tomasa i swój dopiero dzisiaj rano ponieważ wczoraj oboje mieliśmy już dość i chcieliśmy się położyć, wypocząć.
-Cześć gołąbeczki, jak zwykle spóźnieni.-powiedział Minho i odbił się plecami od ściany po czym narzucił sobie na plecy swój plecak.
-Przypomnijcie mi kto wczoraj był na dzikiej imprezie a dzisiaj był tu pierwszy?-spytał Newt z niekrytą dumą z siebie.
-Ale Newt nie wiadomo jak długo oni wczoraj "rozmawiali" - wtrącił Minho i pokazał coś do Newta. Ten zaśmiał się trochę zbyt głośno ale po sekundzie przypomniał sobie że to tajna misja i mamy nie budzić streferów wiec tylko zachichotał.
Wzniosłam oczy do nieba a potem uśmiechnęłam się do Tomasa którego ta cała sytuacja również bawiła, faceci.
-Okej spokój. Trzymajcie.- George który zajmował się także sprzętem i elektroniką wyją ze swojego plecaka trzy krótkofalówki które dzięki wielu modyfikacjom i masie czasu zostały udoskonalone na tyle że łapały zasięg w prawie całym labiryncie, dzięki temu mogliśmy się ze sobą porozumiewać.
Jedną dostał Minho, drugą Gally a trzecią ja.
Potem wszyscy jeszcze raz upewnili się że mają wszystko co potrzebne do przetrwania całego dnia na bieganiu po labiryncie.
-Okej. Szukamy wszystkiego co nie jest ścianą bluszczem kamieniem lub dozorcą, jeśli coś znajdziecie bierzcie to ze sobą, nie traćcie czasu na zastanawianie się skąd się to wzięło i co to jest, nad tym zastanowimy się razem po powrocie, najważniejsze to wrócić na czas na polanę. Nie mamy tyle zapasów i broni żeby spędzić w labiryncie noc wiec lepiej się nie spóźnijcie. -Powiedział Newt poważnym dyplomatycznym głosem którego używał tylko w ważnej chwili.
-Okej ludzie,widzimy się tu wieczorem. -Powiedział Tomas a potem pokazał żebyśmy już ruszali. Nie pamiętałam już w którą stone mieliśmy iść ale Tom ruszył przodem.
-Uważajcie na siebie. -Powiedziałam na pożegnanie i spojrzałam na Newta, w jego oczach dostrzegłan to samo co sama czułam teraz w środku ból że musimy się rozstać, strach że któremuś z nas coś mogłoby się stać albo mogliśmy się widzieć ostatni raz. Chciałam do niego podejść, przytulić go i objecać że wrócę ale nie mogłam.
-Do zobaczenia Newt.-wyszeptałam i odwróciłam się żeby pobiec za Tomasem. Chłopak był już jakieś pięćdzisiąt metrów przedmną ale zatrzymał się widząc że jestem w tyle i czekał aż go dogonię.
Labiryncie oto znów się widzimy, pomyślałam z lekkim zdenerwowaniem...

Biegłam ramię w ramię z Tomasem, jego ciało zdawało się wpaść w płynny ruch, biegł idealnie prosto, jego nogi poruszały się szybko a ręce podążały z nimi w tanecznym rytmie, twarz miał spokojną i skupioną. Bystrymi oczami rozglądał się w poszukiwaniu jakiejś poszlaki...
Nie mówiliśmy zbyt wiele żeby się nie męczyć ale co chwile Tom wybuchał krótkim śmiechem gdy się o coś potykałam albo gdy odskakiwałam na widok wielkiego pająka.

Oceniając pozycję słońca na niebie spędziliśmy około pięću godzin na biegu, dwa razy zatrzymaliśmy się na jedzenie i picie a teraz dochodziło południe a to oznaczało że przez półgodziny w labiryncie będzie jasno.
Za kolejnym zakrętem za którym nie znaleźliśmy nic wartościowego, zaczęłam wątpić w trafność tej wyprawy.
Bolały mnie nogi, właściwie to bolało mnie całe ciało, śmierdziałam potem i miałam ochotę wypić na raz cały zapas wody.
Tomas też wyglądał już na lekko zdołowanego ale jak to chłopak nie mógł przyznać że chce odpocząć.
-Tom możemy trochę zwolnić? -Spytam wreszcie chowając dumę do kieszeni.
Chłopak uśmiechnął się głupkowato, nie często widział jak daje po sobie poznać zmęczenie.
-Jasne mięczaku.-wysapał i gwałtownie się zatrzymał, ja musiałam zwolnić nieco bardziej stopniowo ale po chwili zatrzymałam się i podeszłam do chłopaka który już siedział na kamiennej posadzce.
Usiadłam obok niego po stronie która była w cieniu.
-Myślałem że do tej pory już coś znajdziemy.-Powiedział sięgając do plecaka po butelkę z wodą.
-Może innym poszło lepiej. -Powiedziałam starając się go pocieszyć ale ja również byłam zdołowana że nic nie udało nam się znaleźć. To tak jakby ktoś przez cały dzień kopał dziurę w ziemi bo myślał że znajdzie tam skarb a gdy doszedł do kamienia, zobaczył że kopał na marne i zmarnował tyle czasu i siły na nic.
-Możliwe, zapytaj.-podpowiedział i wskazał głową naszą krótkofalówkę.
-Zapomniałam o niej.-prychnęłam myśląc o własnej głupocie.
Wyciągnęłam mały zielony telefonik z przymocowanym metalowym przedłużeniem anteny i odrazu wcisnęłam czerwony guzik, oznaczający że można nadać wiadomość.
-Gally,George, Minho,Newt, jesteście? -Spytałam przykładając urządzenie bliżej ust.
Przez chwilę z głośnika wydobywał się tylko równy szum. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Tomasa, chłopak też marszczył brwi i nasłuchiwał.
-Ale nas przestraszyłaś!-ryknął wreszcie głos po drugiej stronie. Odetchnęłam z radości że słyszę głos Newta, całego i zdrowego. W tle drugi głos śmiał się głośno, zapewne to nie Minho się przestraszył.
-Wybacz. Jak wam idzie? Znaleźliście coś? -Spytałam próbując się nie zaśmiać gdy w wyobraźni zobaczyłam jak blądyn na dźwięk mojego głosu poskakuje jakby zobaczył ducha, zazdrosciłam Minho że to widział.
-Nic. A wy?-spytał odrazu.
-Nic.-powiedziałam ze smutkiem.
-Hej panienki,wybaczcie że przerywam waszą pogawedkę ale mamy "coś". -Usłyszałam głos Gallyego, był zmachany jakby nadal biegł.
-Co???-spytaliśmy jednocześnie ja i Newt.
-"Coś". Wracamy na polane, wy też się zbierajcie, zostało niecałe osiem godzin.-odpowiedział. - Widzimy się na miejscu, bez odbioru. -Ciche kliknięcie oznajmiło że rozmowa skończona.
Popatrzyłam radośnie na Tomasa który już się podnosił. Chłopak uśmiechnął się szeroko i pociągnął mnie za rękę pomagając mi wstać. Całe nogi piekły mnie jakby przypalane ale gdy chłopak zerwał się znów biegiem w stronę polany ruszyłam za nim bez zastanowienia. Ostatnim czego teraz chciałam było nie zdąrzenie na czas do bramy.

Do bramy dotarliśmy parę minut przed czasem, na polanie kręciło się jeszcze paru streferów ale większość była w jadalni na kolacji. Przecieśliśmy polane nie zwalniając i ruszyliśmy odrazu w stronę domku który stał nieco z boku w lesie, tam spotykali się tylko biegacze. Ja otworzyłam drzwi pierwsza, ale to co zobaczyłam wewnątrz domku....

Więzień Labiryntu: Nowa historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz