Rozdział 17: Czas ratować Newta

319 23 4
                                    

Melani

Następnego dnia udało mi się wstać z łóżka. Nie miałam pojacia do jak okropnego stanu doprowadziłam swoje ciało i psychikę.
Moje nogi i ręce były słabe i kościste, wciąż chciało mi się pić, słońce raziło mnie w oczy a usta wciąż piekły mnie od suchości.
Tomas który szedł teraz u mojego boku trzymając mnie za ramię tak że mógłam się o niego oprzeć był widocznie zadowolony.
Pierwszy raz widziałam że szczerze się uśmiechnął.
-Piękny dzień prawda?-Spytał gdy mijaliśmy ogród. Westchnęłam wdychając zapach roślin i mokrej ziemi. Wszystko wyglądało pięknie jak nigdy wcześniej. Kształty, zapachy, kolory...wszystko było niesamowite.
-Piękny.-zgodziłam się i uśmiechnęłam widząc idącego w naszą stronę Minho.
Chłopak miał lekko zmęczoną twarz a jego włosy były tłuste i oklapłe na bok.
Gdy znalazł się przy nas przytulił mnie mocno tak że musiałam się zaśmiać.
-Narobiłaś nam stracha, myślałem że Ty jesteś najbardziej wytrzymała z nas wszystkich a tu proszę, mięczak.-powiedział z sarkazmem. Zaśmiałam się i szturchnełam go lekko w ramię. Minho skrzywił się teatralnie jakby go to potwornie zabolało a potem potarł swoje ramię.
-Ale siły mi nie ubyło. -Zażartowałam.
Chłopak uśmiechnął się i pokręcił głową.
Po chwili odwrócił się w stronę Tomasa i szepnął mu coś na ucho. Tomas spojrzał na mnie a potem skinął głową. Minho odszedł żegnając mnie przepraszającym uśmiechem. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Tomasa pytająco.
-O co chodziło? -Spytałam z naciskiem.
-O nic, mam sprawę, nic ważnego, odprowadze cie. -Kłamał, a to jak zawsze dawało się wyczuć.
-Tomas, o co chodziło? -Spytałam znowu.
Chłopak spojrzał na mnie.
-Nie powinnaś się jeszcze stresować. Jesteś słaba, musisz odpoczywać. -Powiedział łagodnie co mnie zdenerwowało.
-Jestem silna Tomas. Nie próbuj niczego przed mną ukrywać. -Powiedziałam trochę się denerwując.
Tomas westchnął z rezygnacją.
-Jest narada. W sprawie dzikusa.-powiedział cicho chyba liczą na to że to umniejszy ważność tego zdania.
Obrzuciłam go zdwnerwowanym spojrzeniem i wyjęłam ręke z jego ramienia. Sama ruszyłam w stronę domku narad i o dziwo szło mi to całkiem dobrze. Najwyraźniej niewielki skok adrenaliny dodał mi trochę sił bo mogłam spokojnie iść tępem którym normalnie się poruszałam.
-Melani, proszę, nie dzisiaj.-prosił Tomas idąc parę kroków za mną.
Chwilę później znalazłam się w domku narad cała zdyszana. Jakim cudem tak krótki spacer mógł mnie tak zmęczyć?
Usiadłam na moim zwyczajowym dla tego typu zebrań miejscu i podwinęłam nogi tak by siedzieć po turecku. Powoli we wnętrzu zaczynali się zbierać pozostali streferzy. Na mój widok uśmiechali się radośnie co jeszcze bardziej podniosło mnie na duchu.
Tomas siedział wyraźnie zdenrwowany tym że go nie posłucham.
Paru chłopaków przyszło się że mną przywitać i powiedzieć jak bardzo cieszą się z tego że przynajmniej ja jestem cała.
Nikt nie wymawiał jego imienia i ja też nie chciałam go słyszeć, z szacunku do tego chłopca i dlatego że na samo wspomnienie jego pulchnej dziecięcej twarzy bolało mnie całe wnętrze.
Gdy byli już wszyscy Tomas odchrząknął lekko żeby ich uciszyć.
-Tom, gdzie jest Sonia?-spytałam go szybko nie mogąc dostrzec blądynki.
-Została z Belamim.-powiedział a potem wstał i stanął na środku jak zawsze.
Westchnęłam z rezygnacją, miałam nadzieję że Sonia powie mi coś nowego o Lincolnie.
-Streferzy cisza.-zaczął Tomas głośno.- Dziś musimy postanowić co zrobimy z jeńcem.
Jeśli nie wiecie to przebywa teraz w lecznicy bo jest w kiepskim stanie.- ktoś w tłumie zaśmiał się cicho a ja zacisnęłam pięści tak że zbielały mi kłykcie. - Już wcześniej ustaliliśmy że go nie zabijemy wiec czy ktoś ma jakiś pomysł? -Dodał po chwili a ja się uśmiechnęłam. Przynajmniej tyle dobrego że nie zamierzali go zabić. Nadal miałam szanse żeby go stąd uwolnić.
Na sali zapadła żadko tu spotykana absolutna cisza. Zastanawiałam się o czym myślą, czy chcieli go wypuścić ale bali się że inni ich wysmieją, czy chcieli go jakoś skrzywdzić za to co jego ludzie zrobili? Nie miałam pojęcia czy moje zdanie nadal się liczy ale postanowiłam chociaż spróbować zabrać głos.
-Sądzę że on wystarczająco już wycierpiał a nawet nie mamy pewności czy wie że jego ludzie porwali Newta. Pozwólmy mu dojść do siebie na tyle żeby mógł przetrwać w labiryncie i wrócić do swoich. Może jeśli zobaczą że my oddaliśmy im człowieka oni oddadzą nam naszego.- logika mojej wypowiedzi może nie była powalająca ale dawała do myślenia na tyle że na sali zapanował znów chałas kilku prowadzonych chaotyczne między sobą rozmów.
-Cisza, cisza. To zły plan.-powiedział Tomas gdy któryś ze streferów krzyknął głośno że myśli tak samo jak ja.
Chłopcy spojrzeli na Tomasa trochę zdziwieni ale ucichli.
-Nie wypuścimy go żeby wrócił tu z posiłkami. Nie wiemy ilu ich jest, czy mają lepszą broń, ale napewno są od nas starsi i więksi. My nie musieliśmy do tej pory walczyć z innymi ludźmi. Czy potrafilibyście zabić w walce wręcz? To nie to samo co dozorcy, nie będą wam patrzeć w oczy.
Tomas był liderem wiec jego słowa miały duży wpływ na streferów, bałam się że wybiorą to co on uważa za słuszne.
-Owszem Tommy, on może wrócić tu z armią, ale może też oddać nam Newta? Czy on nie jest warty podjęcia takiego ryzyka? Jeśli nie spróbujemy nigdy się niedowiemy. To może być nasza jedyną szansą na ocalenie go.-starałam się mówić stanowczo ale mój głos miękł gdy wymawiałam jego imię.
-Tomas, uważam że powinniśmy zaryzykować, dla Newta.-powiedział Minho gdy Tomas już otwierał usta żeby się nie zgodzić.
-Tak, jeśli chcą nas zabić to i tak tu przyjdą, a Newt może tam czekać na ratunek.-Dodał Ben kiwając lekko głową.
Po chwili kilka pomróków obwieściło że wszyscy są za wypuszczeniem Lincolna.
Byłam już pewna wygranej kiedy głos Tomasa zagrzmiał na cały domek.
-Nie! Nie wypuścimy go i koniec!- wrzasnął z gniewem jaki żadko można były zobaczyć na jego twarzy. Nie miałam pojęcia dlaczego tak bardzo nie chciał żeby Lincoln przeżył ale teraz nie mogłam już tracić czasu na ugodowe prośby, musiałam działać bo Tomas najwyraźniej nie zamierzał odpuścić. A streferzy za bardzo wierzyli w jego nieomylność i bałam się że zrobią Lincolnowi jeszcze większą krzywdę.
Wstałam cicho i nie patrząc na nikogo wyszłam z domku. Słyszałam jak chłopaki szepczą coś między sobą, miałam nadzieję że nie są aż tak ślepo zapatrzeni w Tomasa.
Teraz musiałam się brać do roboty, koniec leniuchowania, musze ratować osoby na których mi zależy...

Więzień Labiryntu: Nowa historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz