Rozdział 1: Zmiany

2.1K 61 6
                                    

Coraz częściej przyłapuje się na myśleniu o niczym. Zapatrzam się w dal na szaroczarne ściany pokryte bluszczem, ściany zasłaniające zachodzące już złote słońce.
Po chwili ktoś klepie mnie w ramię albo pyta czy wszystko ze mną w porządku. Chciałabym żeby było w porządku ale myślę że zaczyna mi odbijać.

Poraz kolejny wbiłam w suchą ziemię ogródka łopate. Usłyszałam chrzęst zaschniętych grudek piasku, a potem blada chmura suchego kurzu wzbiła się do góry i uderzyła mnie w twarz. To takie irytujące, od paru tygodni nie spadła ani kropla deszczu, a woda którą pobieramy z jeziora może się skończyć w każdej chwili, musimy ją oszczędzać a zamiast tego wylewamy ją na ziemię żeby wszystko nie usechło.
-Wracają! -usłyszałam krzyk Gallyego i odrazu odwróciłam się w stronę przejścia. Po sekundzie z między ścian wyłoniły się cztery postacie. Tomas biegł drugi, a gdy po chwili padał na trawę zdyszani, wpadł na Newta i poturlali  się kawałek. Dzieciaki.
Streferzy zbiegli się wokół nich śmiejąc się i krzycząc, niewiem czego oczekują, że chłopakom udało się znaleźć wyjście z labiryntu? Nie, chyba każdy zdrowy psychicznie pogodził się już z tym że stąd nie ma wyjścia, zostaniemy tu aż do...
-Tomas!-usłyszałam wesoły krzyk Chucka. Wbiłam łopate w ziemię a mój spocony od długiej pracy odsłonięty brzuch pokrywała kolejna warstwa piaskowego kurzu. Dzięki twardej ziemi mogłam chodź trochę wyładować napięcie , wale i rozcinam ziemi . Gdybym nie była z Tomasem byłoby lepiej, nie musiałabym wciąż się o niego martwić. Ale sama dobrze wiem że bez niego oszalałabym tu od razu, tylko on trzyma mnie przy zdrowych zmysłach,a raczej przy resztce.
Krzyki i śmiechy wciąż rozległy się na polanie gdy skończyłam swój rząd, swój i trzech innych osób które porzuciły swoje zadania żeby pogadać i posłuchać biegaczy.  Byłam spocona i zmęczona, a przede wszystkim zła, jak miałam nad nimi panować. To tylko banda dzieciaków, a ja próbując nimi rządzić czuje się jak matka dwadzieściorga dwojga dzieci.  Upartych, leniwych dzieci...

Gdy pozbierałam wszystkie łopaty i odniosłam je do składowni mogłam wreszcie odpocząć. Zamknęłam za sobą bambusowe drzwi i oparłam się o nie plecami. Wszystkie mięśnie i kości zdawały się płonąć żywym ogniem.
Zamykam oczy i zsuwam się na podłogę ukrywając twarz między kolanami.
Oddycham głęboko żeby dostarczyć płucom więcej tlenu bez piachu i kurzu.
-Nie wiedziałem że moja nieobecność doprowadza cie do takiego stanu.- otworzyłam szybko oczy i spojrzałam na drugi koniec domku. Tomas siedział na krześle i bawił się metalową kulką. Jego ciemne włosy wydawały się dłuższe, chodź nie było go tylko parę dni, skóra była ciemniejsza a prawe ramię było owinięte zbrązowiałym bandarzem.
-Tomas przestraszyłeś mnie.- powiedziałam  podnosząc się z podłogi.
Chłopak również wstał i podszedł do mnie. Jego twarz spowazniała a ciemne oczy skupiły się na moich, znów to zobaczyłam , miłość, taka sama jak w oczach kobiety z moich snów.
Gdy byliśmy wystarczająco blisko siebie wziął w dłonie moją twarz i przyciągnął tak że dzieliły nas zaledwie centymetry.
-Tak cholernie tęskniłem.-szepnął a potem przyciągnął moje usta do swoich. Odrazu odwzajemniam jego pocałunek. Nasze usta były dla siebie storzone, idealnie do siebie pasowały, współgrały ze sobą jak orkiestra.
Owinęłam ręce wokół jego szyji i przywarłam do niego całym ciałem, jego bliskość sprawia że jestem szczęśliwa, tylko gdy jestem blisko niego, on jest moim szczęściem, moją bezpieczną oazą...

-Mel?-zaczął jeżdżąc palcem po nagiej skórze moich pleców. Po wspólnej kompieli marzyłam tylko o tym by znów zasnąć wtulona w jego ciepłe ciało. Jego wyrzeźbiony brzuch, szerokie barki, lekki zarost, cały był idealny.
-Tak?-szepcze, w ciemności mogłam rozróżnić tylko krawędzie jego twarzy.
-Co się dzieje? - zapytał z wachaniem. Zamknęła oczy żeby nie pozwolić łzom wypłynąć, musiałam być silna jak zawsze. Odkąd ponad rok temu skrzynia przywiozła mnie tutaj ani razu nie płakałam. Jeśli ja się poddam oni też, byłam prawą ręką szefa i moim zadaniem było trzymanie tych chłopaków w pewności że stąd wyjdziemy.
-Nic. Poprostu martwiłam się. Nie było was tak długo że myślałam... -Nie mogłam dokończyć, okłamywanie go w kwestii mojego zdrowia psychicznego przychodziło mi gładko ale on i tak wiedział że jego śmierć by mnie zniszczyła.
Poczułam jak mocniej zaciska rękę wokół mojej tali.
- Sektor 7 zamknął się dzień za wcześnie i musieliśmy go obejść żeby dotrzeć do przejścia w 6. -Powiedział spokojnie ale nawet nie chciałam sobie wyobrażać tych przerażających nocy w labiryncie.
Dlatego nie byłam już biegaczem, w nocy labirynt był dla mnie tak straszny że nie myślałam racjonalnie. Zastąpił mnie Newt i od tamtej pory ja zastąpiłam go jako prawa ręka Albyego. Oczywiście do czasu kiedy zginął, zabity przez dozorce, potem Tomas został przywódcą, ale jego ciekawość nie pozwoliła mu zrezygnować z roli biegacza. Wiec był jednym i drugim, chociaż Gallyego na każdej naradzie trafiał szlag, wydawał się już bardziej akceptować kolej rzeczy.
-Ilu dozorców widziałeś? -Spytałam trochę głupio, bo przecież oni wyglądali niemal identycznie, trudno byłoby określić czy ten to ten który go gonił czy jakiś nowy.
-Wielu, trzech udało nam się zabić. -odparł po chwili.
-To dobrze, ale mam wrażenie że za każdego zabitego przybywa dwóch nowych.
Tomas westchnął ciężko.
-Lepiej żebyśmy się przespali, jestem wykończony. Nawet niewiesz ile razy w labiryncie marzyłem żeby znów zasnąć z tobą przy mnie. Bezpieczną. -Ostatnie słowo wyszeptał, a ja nie mogłam mu nic odpowiedzieć, nie byłam bezpieczna, on też nie był, nikt nie był tu bezpieczny. Mogliśmy tylko czekać na kolejny ruch ze strony tych idiotów którzy nas tu zamknęli.
Zamykam oczy i staram się zasnąć jak zawsze mijaja wieczność zanim udaje mi się odpłynąć w ciemność.

Więzień Labiryntu: Nowa historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz