Rozdział 29

271 17 5
                                    

#Nareszcie udało mi się skończyć kolejny rozdział. Mam nadzieje że będę dodawać już nieco częściej 😘 dziękuję za cierpliwość

Pare dni później nadal byłam w ślepym zaułku. Nie miałam okazaji porozmawać z Lexą dłużej niż tylko parę minut. Miałam wrażenie że nie tylko jej sprawy państwowe odcinają ją ode mnie ale także ona sama mnie unikała. Czy domyśliła się że chce zabrać jej Jareda?  Czy może bała się że jej doradcy znów się do czegoś przyczepią? Nie wiedziałam. Ale coraz bardziej miałam ochotę ją znaleźć i powiedzieć jej, że chce odejść. Wiedziałam że mimo iż nie traktowano nas jak więźniów, powoli się nimi stawaliśmy. Nie miałam też żadnego kontaktu z resztą moich przyjaciół ponieważ Lincoln ciągle przebywał gdzieś z Lexą, po za moim zasięgiem. A Bellamy nie mówi mi nic konkretnego gdy go o coś pytałam. On także zdawał się mnie unikać. Musiałam w końcu coś zrobić. Całe dnie spędzałam na jeździe konnej po lesie albo na rozmowach z Newtem który zdawał się powoli dochodzić do siebie. Nie wiedziałam czy zrozumiał już, że to nie jest kolejny sen czy myślał, że umarł i jest w innej rzeczywistości ale czasem zdawał się być myślami po za tym światem.

Gdy razem z Newtem wracaliśmy ze spaceru jeden z ludzi siedzących przed swoim domem nagle wstał i podszedł do nas z groźną miną. Zdrętwiałam i odruchowo ścisnęłam rękę chłopaka.
-Nie chcemy was tutaj.-warknął na tyle głośno że jego koledzy siedzący parę metrów dalej uśmiechneli się zwycięsko.
-Nie chcemy tu być. Ale to skąplikowane.- powiedziałam starając się ukryć moją niechęć do tego człowieka.
-Skąplikowane? -Prychnął i mocno mnie popchnął . Poleciałam parę kroków do tyłu ale udało mi się złapać równowagę i nie upaść na ziemię. Zauważyłam jak Newt wyciąga nóż z buta i rusza w kierunku naszego przeciwnika.
-Newt przestań! - Krzyknęłam gdy zamachnął się na gardło mężczyzny. Nie wiedziałam jak skonczyłoby się zamordowanie kolejnego z ludzi labiryntu ale nie chciałam się nawet domyślać.
Chłopak nie słuchał mnie i nadal machał nożem próbując trafić większego przeciwnika. Ten jednak celnie unikał jego ciosów i sam zaczął celować w niego.
-Cholera.-warknełam i ruszyłam by oddzielić walczących.
Gdy byłam już obok Newta nagle zza domku obok wyskoczył chłopak. Przystojny wysoki brunet, niesamowicie przypominający Tomasa, ale to nie mógł być on, nie tutaj.  Chłopak ten szybko silnym uderzeniem drewnianego przedmiotu powalił mężczyznę. Poczułam jak świat nagle zwolnił. Wszystko działo się jednocześnie z prędkością światła i w spowolnionym tępie. Newt z szałem na twarzy rzucił się na ciało omdlałego faceta i chciał go zadźgać jednak brunet bez wachania ogłuszył uderzeniem również jego. Obaj padli na ziemię. Wiedziałam że ciosy nie były mocne i obaj zaraz się obudzą wiec szybko spojrzałam pytająco na obcego. Obcego. To nie był obcy, nie myliłam się. Przed mną stał ten sam chłopak o tej samej cudownej twarzy, którą zobaczyłam jako pierwszą po przebudzeniu. Chłopak podszedł do mnie i w sekundę zamknął mnie w mocnym uścisku. Wtuliłam się w jego pierś wdychając jego zapach.
-Tomas, dlaczego tu jesteś?! -spytałam z przerażeniem po chwili się od niego odsywając. Mój mózg ogarnął się z szoku wywołanego tą nagłą sytuacją i zaczął podsówać mi czarne scenariusze. Chłopak wzruszył ramionami i spojrzał na mężczyzn którzy towarzyszyli naszemu napastnikowi.
-Rozpoznają mnie. Musze się ukryć zanim zorientują się że nie powinienem istnieć. -
Powiedział tylko szybko, ignorując moje pytanie, a potem delikatnie pocałował mnie w czoło tak jak robił to kiedyś i pobiegł w stronę z której się pojawił. Zamrugałam parę razy próbując poukładać sobie w głowie co właśnie się wydarzyło. Tomas wyszedł z domu Licolna, teraz ci dwaj mężczyźni wiedzieli że jest tu jeszcze trzecia osoba ze Strefy. Jeśli doniosął o tym Lexie będziemy skończeni...

Sonia

Gdy Tomas opowiedział nam co zaszło poczułam że robi mi się niedobrze.
Jak mógł zachować się tak bezmyślne, teraz byliśmy na przegranej pozycji, ludzie labiryntu napewno doniosął władzom o całym zajściu i niedługo będziemy poszukiwani w całej wiosce.
-Musismy uciekać póki mamy czas. -Powiedziałam spokojnie. Reszta spojrzała na mnie pytająco jakbym właśnie powiedziała najgłupsze zdanie na świecie.
- Nie zostawimy Newta i Melanii.-powiedział Tom a potem spuścił głowę i zamyślił się pocierając ze zdenerwowania brodę. Minho niespokojnie kręcił się po pokoju i co chwilę stukał paznokciami w rękojeść swojego podręcznego noża. Nie odezwał się odkąd Tomas wrócił.
-Tom, im nic nie grozi, żyją tu lepiej niż w strefie. Mieszkają z królową w jej wielkim domu, dostają najlepsze jedzenie i jeżdżą na przejażdżki na tych zwierzętach...koniach.
My jesteśmy teraz w niebezpieczeństwie. Jeśli nas znajdą skończymy gorzej niż Chuck. -Spróbowałam przemówić mu do rozumu, nie chciałam być niemiła dla Melani i Newta ale prawda byla jedna. Tak dużo czasu spędziłam w tym domu że czułam się jak w więzieniu. Mój mózg powoli przechodził w stan nieaktywny ponieważ nie mogłam go użyć nawet do najsłabszego wysiłku umysłowego, całymi dniami siedziałam na łóżku lub w wannie starając się przeżyć i nie martwić o to czy zaraz nie wpadnie do środka tuzin uzbrojonych po szyję dzikich ludzi.
-Zostajemy. Dwaj ludzie widzieli jak przytuliłem Melani, wiedzą że jestem z nią i teraz ona też jest w niebezpieczeństwie.-
Powiedział ze zdenerwowaniem.
Zamilkłam próbując wymyślić jeszcze jakiś argument. Melani była jedną z tych osób które zawsze jakoś wyjdą z tarapatów. Jej uroda pomagała jej przeciągnąć na swoją stronę potencjalnych męskich przyjaciół a spryt przekonywał do siebie także resztę. Zagryzłam wargę starając się nie krzyczeć. Bo tego właśnie pragnęłam, od paru dni miałam tylko ochotę wybiec na dwór i krzyczeć w prost przed siebie, pokazać się ludziom i światu, żeby udowodnić sobie że nie jestem jeszcze tak martwa na jaką zaczynałam się czuć w tej klatce. Podeszłam do Tomasa i uklękłam przed nim próbując złapać z nim kontakt wzrokowy. Przy okazji miałam sekundę żeby spojrzeć na swoje kolana, moje nogi były wychudzone od jedzenia małych porcji które udało się ukraść Lincolnowi, a moja skóra była szarawosina od braku ruchu, słońca i witamin. Nawet Bellamy nie był w stanie poprawić mi już humoru chciaż jego rzadkie wizyty były miłym urozmaiceniem tej bezemocjonalnej egzystencji.
-Przemyśl to Tommy. Streferzy pewnie umierają już ze strachu o nas wszystkich, ja niedługo tu oszaleje, zresztą nie obraź się ale mam wrażenie że Ty też. Zrozum, ona nie potrzebuje twojego ratunku. Powinniśmy wrócić do domu tak będzie najlepiej i najbezpieczniej. Zresztą jeśli nas znajdą to Melani,Lincoln i Newt też będą skazani. -Powiedziałam wzdychając ciężko bo tak duża ilość słów już od dawna niewydostała się z mojego gardła.
-Ona ma rację Tomas. Kocham Newta i Mel wiesz o tym. Ale oni nas nie potrzebują. Mają tu jak w raju, a my się wyniszczamy.-powiedział pierwszy raz Minho. Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Chłopak jednak całkowicie mnie zignorował i wpatrywał się w swój nóż jakby ze wstydem.
-Jeśli chcecie to możemy wracać do strefy. Udawać że oni wcale nie są w obcej wiosce u ludzi których nie znamy, którzy są agresywni i niebezpieczni. Zróbmy to ale jeśli coś im się stanie wyrzuty sumienia nie pozwolą mi spać w nocy, a moje serce pęknie. -Wyszeptał Tomas zaciaskając dłonie tak mocno że zbielały mu kłykcie.
Nie wiedziałam dlaczego ale to że go przekonałam wcale nie tak bardzo nie ucieszyło. Tomas cierpiał a widziąc jego ból ja także czułam się okropnie.
-Wyruszymy dziś w nocy. Pogadam z Lincolnem. -Powiedziałam po czym poszłam do pokoju obok gdzie siedział chłopak...

Więzień Labiryntu: Nowa historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz