Rozdział 21: Wioska.

295 15 0
                                    

Jakiś czas później ruszyliśmy za Lincolnem który w końcu zgodził się ukryć moich przyjaciół w swoim domu. Nie mogliśmy wiedzieć na sto procent czy nie prowadzi nas w pułapkę ale musieliśmy podjąć to ryzyko dopóki były chociaż najmniejsze szanse na to że uda nam się uratować Newta. Nikt nie był zbyt rozmowny wiec nasze zdania ograniczały się tylko do najważniejszych pytań i najbardziej zwięzłych odpowiedzi.
Co jakiś czas napotykałam zbłąkany wzrok Soni która cały czas trzymała się blisko Tomasa i daleko ode mnie. Nie miałam zamiaru teraz zagłębiać się w to jak wiele wiedziała skoro miewała wspomnienia w snach, nie chciałam jej o to pytać gdy byliśmy tu w innym celu, nie warto było się teraz rozpraszać sprawami które mogły poczekać.
Jednak cisza która panowała i monotonność podróży sprawiały że mój umysł coraz chętniej powracał do odzyskanego wspomnienia i analizował każdy szczegół.
Jared. Mój Jared o pięknej anielsko dobrej twarzy i czułym przyjaznym głosie. Mój kochany brat którego zostawiłam samego.
Czy teraz o mnie myślał? Czy był teraz razem ze stwórcami w zimnych białych pokojach? Czy jeszcze mnie pamiętał? Czy wiedział że żyje?
-Stać. -Powiedział Lincoln zatrzymując się nagle tak że prawie na niego wpadłam.
-Co jest?-Spytał Tomas podchodząc do niego.
Lincoln schylił się i podniósł z ziemi kamyk wielkości pięści.
-Patrzcie. -Powiedział uśmiechając się do Tomasa złośliwie. Żucił kamień przed siebie a ten poturlał się około dziesięciu metrów do przodu po czym zatrzymał się. W tej samej chwili ze ścian wyskoczyły liny wyglądające jak pajęczyny i z szybkością światła zaatakowały powietrze którym mogliśmy być my. Usłyszałam jak ktoś wstrzymuje oddech a po chwili zdałam sobie sprawę że to ja wiec szybko wypuściłam powietrze z płuc.
-Cholera.-powiedział Minho ale nie dało się wywnioskować czy był przestraszony czy zachwycony tą maszynerią.
-Zbliżamy się do wioski. Będzie tu coraz więcej pułapek. Wiem gdzie są rozłożone ale trzymajcie się blisko mnie i nasłuchujcie głosów. -Powiedział Lincoln cicho po czym ruszył znów przed siebie mijając poskrecane na ziemi liny.
Ruszyliśmy za nim posłusznie rozglądając się za oznakami jakiejś pułapki i milcząc próbując usłyszeć jakieś dźwięki.

Wioskę ujrzeliśmy gdy labirynt pokrywała już szara osłona wieczora. Byłu tu nieco chłodniej niż na naszej polanie, albo poprostu miałam takie wrażenie bo było tu tak bardzo inaczej niż u nas. Domki były masywne i duże. Miały okna ze szkła osłonięte ciemnymi zasłonami i kamienne dachy. Z tej odległości mogłam zobaczyć unoszący się nad wioską czarny dym z wielu ognisk na których zapewne przygotowywano teraz kolacje. Wioskę otaczał brzydki murek ułożony z przypadkowej wielkości kamieni. Była ona dużo większa niż nasza polana ale nie widziałam jej całej wiec nie byłam pewna czy naprawdę jest tak liczna jak mówił Lincoln.
-Kiedy dotrzemy do murku schodzimy na czworaka. Ani się ważcie wydać z siebie jaki kolwiek dźwięk. Mój dom znajduje się około czterystu metrów na lewo. Nie podnoście się nawet jeśli usłyszycie jakiś głos. -Poinstrułował nas szeptem a potem ruszył kuląc się pod ścianą. Ruszyliśmy za nim kolejno ja Tomas Sonia i Minho.
Droga pod murkiem okazała się łatwiejsza niż się spodziewałam, chociaż moje serce waliło jak szalone gdy słyszałam głosy po drugiej stronie kamieni. Szliśmy posłusznie zachowując się jak najciszej. Co jakiś czas sprawdzałam czy trójka przyjaciół jest za mną i czy wszystko jest w porządku.
Nie miałam pojęcia jaki dystans przebyliśmy dopuki Lincoln nie zatrzymał się. Stanęłam obok niego czekając na jakiś jego ruch albo instrukcje. Przez chwilę się nie ruszał zapewne nasłuchując czy nikogo nie ma po drugiej stronie a potem podniósł głowę nad murek i zjarzał do wnetrza. Potem spojrzał na nas kiwnął głową i wskazał żebyśmy szli za nim. Sam przeskoczył murek pierwszy i powoli rozglądając się do okoła przeszedł do pierwszego domku. Otworzył drzwi i machnął żebym szła. Przeskoczyłam murek mniej zgrabnie niż on a potem podbiegłam do niego i weszłam do domku.
Wnętrze okazało się być jeszcze bardziej niesamowite niż sama wioska.
Dom dzielił się na trzy pomieszcenia. W jednym dostrzegłam wielkie łoże wyścielone futrami w różnych kolorach i kilka szafek wyłożonych bronią, rogami i różnym żelastwem którego nie potrafiłam zidentyfikować. W drugim pomieszczeniu stała ogromna biała wanna, nie wiem skąd to wiedziałam bo nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego ale bardzo chciałam ją kiedyś wypróbować.
Trzecie pomieszcenie było zamknięte wiec zrobiłam parę kroków w jego stronę chcąc sprawdzić co się tam znajduje ale poczułam na raminiu dłoń Lincolna. Odwróciłam się w jego stronę. Moi przyjaciele byli już w środku a on właśnie zamknął za nimi drzwi.
-Zostańcie tu. Nie mówcie zbyt głośno i omijajcie oka. Nie wiem kiedy tu wrócimy teraz będziemy się musieli spotkać z Komandor i jej głównym doradcą. -Powiedział szybko Lincoln po czym spojrzał prosto w oczy Tomasa. -To sprawa życia i śmierci.
Tomas pokiwał powoli głową.
-Idźcie. -Szepnął patrząc na mnie z bólem. Podeszłam i przytuliłam go. Poczułam jak obejmuje mnie ramionami i chciałam w nich zostać już na zawsze. Zero problemów, bólu i smutko. Tak jak kiedyś, wydawało mi się że minęły lata odkąd leżeliśmy razem w naszym łóżku wieczorem. -Uważaj na siebie.
Szepnął po czym mnie puścił.
-Wy też bądźcie ostrożni.- powiedziałam patrząc na Minho, Tomasa i Sonie. Dziewczyna posałała mi niepewne spojrzenie a potem odwróciła się i poszła do pokoju z łóżkiem. Tomas widząc to uśmiechnął się do mnie lekko jakby na pocieszenie a potem skinął głową w stronę drzwi.
Ruszyłam w stronę Lincolna. Chłopak wyszedł na zewnątrz pierwszy sprawdzając czy jest bezpiecznie.

Ruszyliśmy spowrotem tą samą drogą którą tu dotarliśmy. Nie wiem kiedy znaleźliśmy się przed głównym wejściem, byłam jak nieprzytomna dopuki Lincoln trzymając się blisko mnie nie ruszył w stronę wioski. Poszłam za nim rozglądając się do okoła. Miałam racje co do ognisk, ludzie zgromadzeni byli wokół nich i jedli śmiejąc się do siebie i rozmawiając głośno. Dzieci biegły do okoła nas i domów machając drewnianymi łukami i żelaznymi mieczami. Napotykałam na sobie wiele podejrzliwych i wrogich spojrzeń ale nikt nie ruszył się by mnie zaatakować co uznałam za dobry znak.
-Chyba narazie idzie nam nieźle. -Szepnełam do Lincolna.
-Zabiją cie tylko na rozkaz Komandor albo jej doradcy. -Powiedział równie cicho.
Och,bosko. Przeszliśmy dobrych pareset metrów aż zatrzymaliśmy się przed wielką budowlą która jako jedyna górowała ponad innymi. Była wykonana z niemal czarnego kamienia a w jej oknach świeciły się liczne ogniste pochodnie. Drzwi były zagrodzone przez dwóch wielkich mężczyzn. Mieli długie brody i włosy poskrecane gdzie nie gdzie w brudne warkocze. Ich twarze pokrywały czarne symbole namalowane palcami a ich duże oczy bystro lustrowały nas, nowy przybyłych.
Lincoln skinął im głową po czym powiedział coś w języku którego nie rozumiałam. Jeden z mężczyzn spojrzał na mnie podejrzliwie po czym warknął coś i wszedł do środka zostawiając nas z drugim strażnikiem.
-Nie widzę Newta. Gdzie go trzymają? -Spytałam Lincolna tak cicho że strażnik nie mógł usłyszeć tego co mówiłam.
-Musi być w więzieniu z innymi, chyba że Komandor chciała z nim rozmawiać wtedy trzymają go tu w środku. -Powiedział powoli. Skinełam głową.
-Co to za język? -Spytałam go znów.
-Nasz język. -Powiedział powoli. - Nie martw się większość z nas zna wasz język dzięki doradcy Komandor.- pocieszył mnie.
W tej chwili w drzwiach pojawił się znów strażnik i gestem wskazał że możemy wejść. Ruszyliśmy za nim mijając strażnika który przyglądał mi się teraz już bardziej z zainteresowaniem niż wrogością. Uśmiechnęłam się do niego lekko ale ten zachował kamienny wyraz twarzy i tylko zamknął za nami drzwi gdy znaleźliśmy się we wnętrzu...

Więzień Labiryntu: Nowa historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz