Rozdział 9: Czas sie czegoś dowiedzieć

398 28 1
                                    

Tę noc spędziłam w lecznicy, jak się okazało Sonia miała już przydzielone łóżko w małym domku w którym kiedyś mieszkał Alby. Nawet nie wiedziałam że go dostała. Świetna ze mnie przywódczyni. Od spania na prowizorycznym łóżku bolały mnie całe plecy. Jak zwykle wstałam ostatnia. Gdy opuściłam lecznice słońce było już wysoko na niebie a polana była usiana streferami zajmującymi się swoimi codziennymi pracami. Gdy szłam do jadalni miałam wrażenie że wszyscy na mnie patrzą. Oczywiście mało rzeczy mogło się ukryć na tak niewielkim terenie, niestety musiałam też wziąść pod uwagę że Gally rozgadał wszystkim o tym że pokłuciłam się z Tomasem albo strefer który pełnił wczoraj wieczorem nocną warte zobaczył jak wychodzę z domu. Nie miałam pojęcia jak to wpłynie na moje stanowisko ale szczerze, teraz było to moim najmniejszym zmartwieniem. Wczoraj zerwałam z Tomasem,nadal to do mnie nie docierało. Byliśmy razem zbyt długo i dzieliliśmy zbyt dużo myśli żeby być teraz oddzielnie. A jednak, nie mogłam dłużej wytrzymać tego jak mnie potraktował i jak traktował Sonie. Może przesadzałam ale byłam wściekła i nie mogłam tego zmienić.
W jadalni nie było już nikogo. Wzięłam swoją porcję jedzenia i siadłam przy stoliku najbardziej osłoniętym od polany. Wrażenie że streferzy mnie obserwują wciąż mnie nie opuściło i doprowadzało mnie to do szału.
Nie lubiłam gdy się o mnie mówiło, szczególnie za moimi plecami, tymbardziej że nie miałam pewności czy ktoś nie podkoloryzuje tych plotek.

Nie udało mi się zbyt wiele zjeść, nie miałam apetytu i nie mogłam się skupić nawet na tak prostej czynności jaką jest wkładanie jedzenia do buzi.
Musiałam z kimś pogadać a jednocześnie nie miałam ochoty nikogo widzieć. Pozostało mi więc zastanawianie się nad swoim beznadziejnym losem w ciszy własnej głowy.
Ruszyłam w stronę ogrodu,dawno nie sprawdzałam jak rosną uprawy i miałam nadzieję że Chuck nie zaniedbał podlewania wszystkiego. Gdy dotarłam do pokrytego warzywami rzyznego piachu poczułam przyjemny zapach mokrej ziemi.
Niski chłopak owijał właśnie kłącza winogronu na wysokie pale które niedawno wbiliśmy wzdłuż rządków.
-Chuck, cześć. -Podeszłam do niego z nieco naciąganym promiennym uśmiechem. Jeśli miałam się dowiedzieć co wiedzą streferzy to ten dzieciak był najlepszym źródłem informacji.
-Melani.-odparł i uśmiechnął się ocierając z czoła stróżkę potu.
-Jak sobie radzisz?-spytałam dotykając zielonego liścia winogronu.
-Dobrze chociaż nie pogardziłbym pomocą, owijanie tego zajmuje masę czasu.-powiedział i trochę zbyt mocno klepną drewnianą podpore która zatrzęsła się.
-Jeśli chcesz zrobić sobie przerwę to możesz pójść ze mną do lasu nazbierać dobrej ziemi,musze dziś posadzić kolejną paprykę.-uśmiechnęłam się a on westchnął i pokręcił głową.
-Wykończycie mnie.-powiedział ale podniósł się z ziemi, wziął dwa wiadra i podał mi jedno. Ruszyliśmy w ciszy w stronę lasu. Dał się złapać na przynętę, w lesie o tej porze napewno nikogo nie będzie i będę mogła go wypytać o plotki.

Gdy dochodziliśmy już do lasu uslyszałam z oddali swoje imię. Zignorowałam jednak głos sądząc że to przez zmęczenie mam jakieś omamy. Jednak po paru krokach poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię.
-Głucha jesteś?! -Spytał zdyszany Gally. Był cały czerwony a jego twarz błyszczała od potu.
-Przepraszam, nie słyszałam cie. -Powiedziałam bezemocji,nie miałam pewności czy nie rozgadał streferom o mojej kłótni z Tomasem jakichś głupot.
-O co chodzi?-spytałam przejmując inicjatywę.
-Dziś wieczorem przed zamknięciem bramy wszyscy biegacze ruszają do labiryntu.
-Na noc?-wyjąkałam a mój głos lekko zadrżał.
-Na parę dni. Nie wiem dokładnie ile. Ruszymy na południe tam gdzie znaleźliśmy z Georgem dziecko.-dokończył.
-Dobrze. Ale ja przecież oficjalnie nie jestem biegaczem.-powiedziałam marszcząc brwi.
Widziałam że Chuck przysłuchiwał się naszej rozmowie z wielkim zaineresowaniem i nie miałam wątpliwości co będzie głównym tematem rozmów dziś przy objedzie.
-Sama mówiłaś że potrzebujemy wszystkich którzy znają labirynt.-wzruszył ramionami.
Kiwnełam głową.
-Teraz Melani musi iść ze mną na zebranie w domku biegaczy.-powiedział powoli do Chucka.
-Jasne, poradzę sobie...-powiedział lekko chłopiec ale odrazu mu przerwałam. Nie chciałam zostawiać wszystkiego na jego głowie i tak robił bardzo dużo jak na dzieciaka.
-Dokończe to tylko i niedługo przyjdę. Powiesz mi co mnie ominęło okej?-spytałam Gallyego spokojnie.
Westchnął, podrapał się po brodzie a potem pochylił się do mojego ucha tak żeby Chuck nie usłyszał co mówi.
-Tomas będzie zły, kazał mi cię przyprowadzić. -wyszeptał.
Bez zastanowienia przybliżyłam się do jego ucha.
-Tomas mi nie rozkazuje. Przyjdę kiedy będę mieć czas.-powiedziałam zdenerwowana a potem odwróciłam się do Chucka.
-Chodźmy nazbierać tej ziemi.-powiedziałam.
Chłopak skinął bez słowa głową i poszliśmy dalej zostawiając lekko skołowanego Gallyego samego. Nie miałam najmniejszych wątpliwości że przekaże Tomasowi moje słowa.

Gdy nazbieraliśmy ziemi odprowadziłam Chucka do ogrodu i pokazałam mu jak ma posadzić paprykę. Był mądry wiec szybko załapał i wziął się do roboty. Przeprosiłam go że znów musi robić wszystko sam ale on tylko wzruszył ramionami i powiedział że od pracy wyrobią mu się mięśnie.
Pobiegłam do domku biegaczy i stanełam przed drzwiami lekko dysząc. Dzień był dziś wyjątkowo upalny a powietrze suche.
Nacisnęłam z wachaniem klamkę i weszłam do środka. Wewnątrz stali Minho, Gally, George, Tomas i Newt. Nie było mamusi na szczęście. Przeszłam przez pomieszczenie i stanęłam obok nich wokół głównego stołu.
-Przeprasza za spóźnienie. -Powiedziałam do nich słodko.
Popatrzyłam szybko na Newta, on też na mnie patrzył. Spuściłam wzrok.
-Wiec, wyruszymy razem i dotrzemy do miejsca w którym znaleźliście dziecko. Tam rozdzialimy się na trzy grupy, George pójdzie z Gallym, ja z Minho, a Newt z nią. -Poczułam się jakby uderzył mnie w twarz. Znowu. Z nią. A więc teraz byłam dla niego nią. Jak mogłam tak długo wytrzymać z takim dzieciuchem. Nie mógł się zachowywać profesjonalnie tylko pokazywał wszystkim wokół jaki jest zły.
-Świetnie. -Uśmiechnęłam się do niego z entuzjazmem. Jeśli tak chce się bawić ja też potrafię być wredna.
-Wiedziałem że taki układ ci podpasuje.-powiedział patrząc na mnie zimno.
-I jak zawsze miałeś racje.-uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Reszta zgromadzonych patrzyła na siebie ukradkiem ale zignorowałam ich. Tomas zacisnął szczękę ale potem odetchnął głęboko i spojrzał na resztę streferów.
-Będziemy się komunikować za pomocą krótkofalówek, przygotuje plecaki dla każdego, będzie tam broń, jedzenie, woda i coś ciepłego na noc. Nie wiem jak długo będziemy w labiryncie wiec jedzcie jak najmniej. W południe gdy słońce będzie najbardziej doskwierać robimy cztero godzinną przerwę na sen, całą noc wykorzystujecie na bieganie.-dokończył spokojnie. Zdziwiło mnie że nie wspomniał nic o dozorcach ale chyba każdy wiedział co trzeba zrobić gdy się jakiegoś spotka.
Potem chłopcy zaczeli ustalać jeszcze jakieś inne szczegóły wyprawy ale ja się wyłączyłam.
Nawet nie wiem kiedy czas nam tak szybko zleciał. Gdy podeszłam do okna słońce było już po stronie zachodniej.
-Chodźmy zjeść kolacje.-powiedział Gally głaszcząc się po brzuchu.- Być może to ostatnia kolacja w naszym życiu wiec niewiem jak wy ale ja zamierzam się porządnie najeść. -Uśmiechnął się.
-Tylko nie przesadz bo za mną nie nadążysz.-Zaśmiał się George i klepną przyjaciela w plecy. Wyszli na zewnątrz a za nimi Minho.
Stałam nadal przodem do okna i czekałam aż któryś z nich wyjdzie, ale żaden się nie ruszył. Westchnęłam i odwróciłam się do nich. Miałam na sobie krótką bluzkę która odsłaniała mi połowę brzucha i teraz zauważyłam jak wszystki mięśnie mi się napinają. Nie wiedziałam co mam im powiedzieć, byłam wściekła na Tomasa ale nie byłam pewna czy na sto procent chce być z Newtem.
Blądyn opierał się o ścianę z założonymi rękami a ciemnowłosy stał po drugiej stronie pokoju z rękami w kieszeniach.
Patrzyli na mnie, miałam dwa wyjścia, iść w lewo do Newta albo w prawo do Tomasa. Niewiem jak długo tak staliśmy w milczeniu, oni obaj nie spuszczali ze mnie wzroku. Nie,jeszcze nie potrafiłam wybrać. Musiałam skorzystać chwilowo z opcji trzeciej, poszłam przed siebie do drzwi i wyszłam nie patrząc na żadnego z nich.

Godzinę później przebrana w czarne obcisłe spodnie i czarną obcisłą koszulkę na ramiączkach oraz w mocne trekkingowe szare buty stanęłam przed bramą gdzie zgromadziła się reszta. Plecaki stały pod ścianą wypchane różnymi potrzebnymi rzeczami. Gdy zobaczyłam umocowany od dołu skręcony koc odrazu zrobiło mi się niedobrze. Będę spędzać noce w labiryncie, martwiąc się nie tylko o chłopaków ale też o siebie.  Znacznie bardziej odpowiadałoby mi gdybyśmy się nie rozdzialali. Co sześć głów to nie dwie,ale cóż.
Tomas zaczął coś mówić ale ja stałam z boku i patrzyłam w stronę domku Albyego gdzie w oknie stała Sonia i trzymała na rękach dziecko, on patrzyła na mnie, z tak daleka nie mógł być pewna co wyraża jej uśmiech ale na pewno nie było to coś miłego. Stała tam teraz jak królowa trzymając na rękach księcia i patrząc jak nieistotni żołnierze idą na pole walki by jej bronić. Idiotka.
Newt szturchnął mnie w ramię żebym się skupiła. Wysłuchałam bohaterskiej przemowy Tomasa z lekkim zniecierpliwieniem a potem wszyscy ubraliśmy swoje plecaki i zanurzyliśmy się w ciemność labiryntu chwile przed tym zanim kamienne ściany labiryntu odgrodziły nas od polany...

Więzień Labiryntu: Nowa historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz