Rozdział 20: Jared.

306 16 4
                                    

-Was nie. Nas tak.-odburknęłam.
Lincoln skrzywił się słysząc to a potem zamyślił się wpatrzony w ścianę przed sobą. Po długiej chwili milczenia które powoli zaczynało mnie denerować nareszcie ktoś się odezwał. Tomas. Podszedł do mnie powoli.
-Czy moglibyśmy dostać się do wioski niezaóważeni?- Spytał powoli.-Ukrylibysmy się gdzieś i czekali. Jeśli Melani uda się uwolnić Newta odejdziemy jakby nas tam nigdy nie było. Ale jeśli ją zaatakują pomożemy jej.
Lincoln patrzył na niego z niekrytą niechęcią i trudno było mu się dziwić, gdyby nie był związany łańcuchami i wycieńczony głodzeniem Tomas napewno by go nie pobił bo był dużo słabszy a wykorzystał czas kiedy Lincoln nie mógł się bronić co było chamskie i niehonorowe.
-Teoretycznie jest taka możliwość, ale jeśli by was odkryto zabito by was i mnie za zdradę wiec nie wiem czy warto tak ryzykować. -Mruknął.
Sonia i Minho którzy cicho do nas podeszli nie odzywali się i wyglądali tak jakby plan Tomasa ich do końca nie przekonywał.
-Nie narazimy jej, puszczając ją samą do waszej wioski. -Powiedział bardziej stanowczo.
-Wiec ty idź z nią. Ale oni zostają tutaj. Jest was zbyt wiele.- Lincoln pozostawał nie ugiety.
-Nie ma opcji. Skoro już jesteśmy skazani na labirynt to idę z wami. Nie będę stać bezczynnie kiedy ona i Tom będą się narażać ratując także mojego przyjaciela. -Powiedziała Sonia szybko a Minho jej przytaknął.
-O ranyyyy.-Westchnęłam i uniosłam głowę do nieba. Jej przyjaciela? Prawie nie znała Newta i miała w tej sprawie akurat najmniejsze znaczenie.
-"O rany?"-przedrzeźniła mnie Sonia. Popatrzyłam na nią pytająco a ona wydeła usta w geście pogardy. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się czy naprawdę odważyła się mnie ośmieszać.
-Masz jakiś problem?-spytałam ją powoli.
Dziewczyna pokreciła głową jakbym właśnie powiedziała najgłupszą rzecz na świecie.
-Od początku kiedy się tu znalazłam wiedziałam że jesteś skrajnie głupia ale teraz naprawdę potwierdziłaś wszystko co w tobie najgorsze. -Mruknęła a ja poczułam że zaraz wybuchne. Najgorsze było to że powiedziała to przy wszystkich bez zająknięcia. Naprawdę tak myślała i to bolało. Chciałam pomóc Newtowi to był mój jedyny cel, nie byłam głupia.
-Mam w dupie to co o mnie myślisz ale nie obrażaj mnie przy moich przyjaciołach bo to się dla ciebie źle skończy mamuśko.-warknełam zanim zdążyłam się ugryźć w język. Ostatnie słowo było już lekkim przegieciem bo wiedziałam że opieka nad chłopcem wiele dla niej znaczyła. Ale chciałam ją uciszyć zanim ta kłótnia przerodzi się w coś większego.
-Może spytaj tych przyjaciół co naprawdę o tobie myślą? Zrobiłaś jedną wielką głupotę narażając nas wszystkich z powodu tego że chcesz grać bohaterkę.
Patrzyłyśmy sobie prosto w oczy mrożąc się spojrzeniami które mogłyby zabić.
Niewiem jak długo tak na siebie patrzyłyśmy, czy parę sekund czy parę minut ale świat stanął w miejscu i byłam tylko ja i ona. I wtedy nagły urywek z mojego przeszłego życia mignął mi przed oczami.

Moj brat którego widziałam w poprzednim wspomnieniu, jedynie parę lat starszy, siedział na plastikowym krześle pod białą ścianą i patrzył na mnie szeroko otwartymi ze strachu oczami. Jego włosy lekko opadały na czoło a chude ramiona odznaczały się na tle obcisłej białej bluzki lekko zarysowanymi mięśniami. Mógł mieć z piętnaście lat.Ja zaś leżałam na zimnym twardym stole i nie czułam nic od szyji w dół.
-Pożegnaj się Jared.-usłyszałam stłumiony głos z innej części pomieszczenia.
Jared. Mój brat miał na imię Jared. Chłopak posłusznie wstał z krzesła. I podszedł do mnie kładąc rękę na moim ramieniu. Niestety nic nie czułam jakby ktoś mnie sparaliżował.
-Czy ona umrze?-Spytał cicho osobę której nie mogłam zobaczyć.
-Być może. Nie jesteśmy pewni czy przeżyje noc. Jeśli jej się uda trafi do Strefy Śmierci.
Głos nagle wydał mi się skądś znajomy. Ostatkami sił obruciłam głowę i spojrzałam na dziewczynę o bląd włosach która stała ubrana tak jak mój brat. Sonia. Trzy lata młodsza ale to jednak nadal ona.
-To moja bliźniaczka, zrozumcie że to dla mnie trudne.-powiedział po chwili mój brat.
Popatrzyłam na niego szybko i zobaczyłam jak jego twarz łagodnieje.
-Tak.-powiedziała tylko sucho Sonia.- Masz pięć minut, zaraz odcinamy też myślenie żeby jak najbardziej odciążyć jej mózg.
Powiedziała spokojnie jakby to było coś normalnego po czym stukot butów wskazał że opuściła pokój.
Jared pochylił się nade mną i pocałował mnie delikatnie w czoło.
-Nie wiem co zrobiłaś ale nie gniewam się na ciebie. Jesteś silna, przeżyjesz a potem dasz sobie radę w strefie. Odnajde cie i wyciągnę z tamtąd.
Ostatanie słowa wyszeptał łamiącym się głosem i wtulił twarz w moje sparaliżowne ciało.
-Tak strasznie mi przykro.Mam tylko ciebie. -Dodał po czym podniósł się i nie patrząc na mnie więcej odszedł szybko w stronę gdzie zniknęła Sonia.

-Melani!-krzyk Tomasa nad moją twarzą sprowadził mnie do rzeczywistości w szybkim tepmie. Usiadłam prostując się jak struna po czym obruciłam głowę na bok i zwymiotowałam. W głowie kręciło mi się jakby ktoś właśnie mieszał mój mózg łyżką jak zupę która się przypala.
-O Boże. Co jej jest?!-Spytał Tomas lekko spanikowanym głosem.
-Nic mi nie będzie. Dajcie mi tylko chwilkę. -Powiedziałam zachrypłym głosem.
Wszyscy posłusznie umilkli i stali bez ruchu patrząc na mnie. Z biegiem czasu wirowanie w mojej głowie zaczęło łagodnieć. Gdy wreszcie mogłam na nich spojrzeć wzięłam głęboki oddech. Lincoln podał mi wodę którą przyjęłam z wdzięcznością. Gdy opróżniłam połowę zawartości podniosłam się na nogi i stanęłam chwiejnie.
-Jesteś jeszcze słaba. -Powiedział Tomas z troską i złością.
-Nie chodzi o chorobę. -Mruknęłam i spojrzałam na Sonie z wyrzutem.- Miałam kolejne wspomnienie. Widziałam ją i mojego brata. To ona mnie tu przysłała. Otruła mnie czymś co sprawiło że nie mogłam się ruszać a potem powiedziała mojemu bratu że wyślą mnie do Strefy Śmierci. -Powiedziałam szybko robiąc kilka kroków w stronę zdezorientowanej moimi oskarżeniami blądynki. Albo naprawdę nic nie pamiętała albo była dobrą aktorką. Po chwili założyła ręce na wysokości piersi i zrobiła twardą minę która miała być jej tarczą.
-Kłamiesz. Niby po co miałabym cie tu wysyłać a potem sama tu trafiać? To głupie.
-Prychneła.
- Chyba że wysłali cie tu bo zrobiłaś coś co im się nie spodobało, tak jak ja. Mam nadzieje że czułaś się tak samo strasznie jak ja kiedy skazałaś mnie na to piekło i oddzieliłaś od Jareda!-wrzasnęłam bo nie mogłam już zachować spokoju kiedy słone łzy wypełniły moje oczy.
-Co takiego wam zrobiłam?! -Krzyknęłam jej w twarz. -Dlaczego mi go odebrałaś? Miał tylko mnie! - Dziewczyna odsuneła się parę kroków do tyłu i zagryzła warge najwyraźniej także próbując się nie rozpłakać.
-Nie wiem.-wyszeptała w końcu. - Pamiętam że zrobiłaś coś bardzo złego, zniszczyłaś coś nad czym długo pracowali i musieli cie ukarać. Chcieli cie zabić ale przekonałam ich że przydasz się w strefie. -Wyjąkała a jej blada twarz pokryła się strużkami łez.
Popatrzyłam na nią pusto. Nic nie rozumiałam, nic nie miało sensu. Brakowało najważniejszego elementu układanki.
-Widziałaś to wspomnienie?-spytałam ją cicho. Dziewczyna pociągnęła nosem po czym skineła lekko głową.
-W snach, czasto widzę urywki z przeszłości ale są nie jesne, zazwyczaj nie mówią nic konkretnego, dają mi tylko więcej pytań...
Nabrałam głęboko powietrza w płuca. Cała złość i ból które przed chwilą odczuwałam ustąpiły miejsca spokojowi.
Obje najwyraźniej byłyśmy winne. Skoro przysłali ją tu musiała w jakiś sposób zaszkodzić stwórcom tak jak ja. Byłyśmy takie same. A jaki był Jared?

Więzień Labiryntu: Nowa historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz