Rozdział 30:Wracamy do domu.

212 17 3
                                    

Sonia

Po krótkiej rozmowie z Lincolnem wróciłam do pokoju w którym siedzieli Tomas i Minho. Obaj stali oparci o szafę i rozmawiali o czym ściszonymi głosami. Gdy stanęłam w progu Minho skinął lekko głową w moją stronę na co Tomas spojrzał na mnie spokojnie.
-Przed wyjściem chce pogadać z Melani, to mój warunek.-powiedział głosem któremu nie mogłam się sprzeciwić.
-Trudno będzie się do niej dostać. A ona jest obserwowana wiec nie może tu przyjść to będzie zbyt podejrzane.- zastanowiłam się na głos.
-Lincoln ustali miejsce spotkania. Gdy się ściemni pójdziemy do nich. Porozmawiamy co myślą o powrocie do domu. Może będą chcieli iść z nami. Jakoś uda nam się stąd wymknąć.
-Nie sądzę żeby Melanie ruszyła się stąd bez brata.-powiedział Lincoln który stanął za mną.
-Przynajmniej usłyszę to od niej.-powiedział Tomas.
-Zorganizujemy z Bellamym spotkanie. Wy zabierzcie swoje rzeczy. Nic nie może tu zostać.-powiedział jakby ciszej Lincoln. A potem zwrócił się do mnie.-Sonia ty weź coś do jedzenia. W spiżarni jest worek, weź wszystko co znajdziesz.
Kiwnęłam głową i ruszyłam do spiżarni. Nie liczyłam że znajdę tam dużo jedzenia. Nigdy nic tam nie było. Nie miałam pojęcia czemu. Czy Lincoln nie mógł wziąść sobie więcej jedzenia? Czy wszyscy ludzie labiryntu jedli tak mało? A może trzymali jedzenie w jednej wspólnej spiżarni tak jak my w strefie. Miałam wiele pytań do tych obcych i tajemniczych ludzi ale teraz chciałam wrócić do strefy. Do Bellamyego. Chwila. Bellamy...spróbowałam sobie przypomnieć dlaczego wybrałam dziecku właśnie takie imię. Miałam nadzieję że był to tylko dziwny z bieg okoliczności i mój mały podopieczny nie miał nic wspólnego z Bellamym z ludzi labiryntu. Głupota. Dlaczego każda rzecz kojarzyła mi się teraz ze spiskiem wagi państwowej. Zaczynało mi już odbijać...

Gdy zrobiło się ciemno Lincoln wreszcie wrócił do domu w towarzystwie przystojnego bruneta.
-Bellamy.-powiedziałam uśmiechając się delikatnie.
-Hej śliczna. -On także się uśmiechnął a potem puścił mi delikatnie oczko. Poczułam jak wypełnia mnie przyjemne ciepło. Po za Tomasem nie czułam za bardzo cieplejszych więzi z nikim w strefie, a Bell był dla mnie naprawdę cudowny. Zawsze pytał czy niczego mi nie brakuje i starał się być dla mnie jak najmilszy. W sumie było mi trochę szkoda że prawdopodobnie więcej się z nim nie zobaczę.
-I co? Rozmawiałeś z Mel?-spytał Tomas podchodząc do chłopaków.
-Tak. Nie powiedziałem jej o co konkretnie chodzi, uzgodniliśmy że tylko ty się z nimi spotkasz. Tak będzie najbezpieczniej. Po za tym tylko ty jesteś na liście poszukiwanych- wyszczerzył się Bellamy, jakby powiedział coś niezwykle zabawnego.
Skrzywiłam się słysząc jego słowa. Wiec będę musiała tu zostać i nadal czekać w tym małym domku. Odwróciłam się powoli i wyszłam do pokoju w którym stała wanna. Miałam nadzieję że Tomas szybko załatwi sprawy ze swoją ukochaną i będziemy mogli wreszcie wrócić do domu.
-Hej. Mogę wejść? -Usłyszałam za sobą męski głos. Odwróciłam się w stronę Bellamyego który stał oparty o framuge drzwi. Kiwnełam głową potwierdzająco.
-Jak się czujesz?-zapytał powoli.
-Jak zwykle.  Nie mogę się doczekać kiedy wrócę do domu. -Uśmiechnęłam się myśląc o tym że niedługo będę już na otwartej przestrzeni, słonecznej łące pełnej zieleni.
-Zobaczysz Bellamyego.
-Tak. Tęsknię za nim.- przed moimi oczami stanęła twarz małego chłopca. Jego wesoły uśmiech i roziskrzone oczy pełne życia...
-Chciałbym go zobaczyć. W końcu dałaś mu moje imię.- zaśmiał się ale w jego głosie wyczułam bardziej smutek niż radość.
-Tak. To przypadek ale dość śmieszny. Przecież twoje imię nie jest specjalnie popularne w moich kręgach. -Zaśmiałam się.
-Racja.-on też lekko się zaśmiał.
-Może kiedyś będę mógł cie odwiedzić. Octavia czasami zabiera mnie do labiryntu na patrole. -Westchnął.
-Bardzo bym się cieszyła. -Powiedziałam już nieco poważniejąc. Chciałam go jeszcze zobaczyć te parę wizyt które odbył tutaj. Nasze rozmowy. Poczułam jakąś delikatną więź między nami. Nie było to w prawdzie tak silne jak to co czułam do Tomasa ale on nie mógł i nie chciał być mój. Jego serce należało już do Melanie i nic nie mogłam na to poradzić.
-Wiesz...mogę zdradzić ci sekret? To bardzo ważna sprawa. Wie o niej tylko kilka osób. -Powiedział uśmiechając się łobuzersko.
-Uwielbiam sekrety.- zaśmiałam się a on podszedł bliżej i stanął niecały metr ode mnie. Musiałam lekko unieść głowę żeby spojrzeć na jego twarz.
-Octavia, ja i parę innych osób odnalezliśmy wreszcie to czego szukała Lexa...-zaczął tejemniczo.
-A czego szuka Lexa?-ponagliłam go gdy zamilkł robiąc dramatyczną pauze dla podkreślenia swoich słów.
-Nareszcie.....-zaczął ale w tym momencie do pokoju wpadł Lincoln z przerażoną miną. Nie patrząc na nas podszedł do skrzyni pod ścianą i wyciągnął pare noży i dwa łuki wraz ze strzałami.
-Co się dzieje?-zapytał poważnie Bellamy.
-Dostałem sygnał od znajomego, przeszukują domy, wszędzie szukają Tomasa. Musimy uciekać teraz.-mówił szybko i krótko składał zdania jakby nie chciał marnować ani sekundy czasu.
-A co ze spotkaniem z Melanie?-zapytałam wychodzą za Lincolnem z pokoju. Przeszliśmy do miejsca gdzie stali Minho i Tomas którzy z roztargnieniem upychali jak najwięcej broni.
-Ona już na nas czeka. Pójdziemy wszyscy a potem odrazu ruszymy do strefy.-poinformował nas Tomas zakładając szybko plecak który dał mu Lincoln.
Kiwnełam głową na znak że wszystko zrozumiałam i podeszłam żeby wziąć dla siebie jakąś broń. Chwycilam dwa długie noże wielkości moich przed ramion które okazały się być niesmaowicie lekkie i wygodne. Będę mogła się z nimi swobodnie i szybko poruszać.

Na zewnątrz powitała nas ciemność. Tylko gdzieniegdzie paliły się jeszcze niewielkie niedogaszone ogniska albo świece w oknach domów. Ruszylam za Lincolnem i Bellamym starając się zachowywać jak najciszej. Nie widziałam nikogo do okola i nie wiedziałam czy powinnam to uznać za dobry czy zły znak. Wszędzie panowała głucha cisza, żadnych głosów rozmów albo dźwięków zwierząt. Byłam roztrzęsiona ale zrzuciłam to na chłód i osłabienie organizmu. Nie bałam się, byłam silna, lub zdesperowana żeby wrócić do domu. Tak czy siak zamierzalam dziś wyjść z tej przeklętej wioski żywa.
Parę domów dalej natrafiliśmy na trzy postacie ukryte pod kapturami. Jedna z nich zdięła go szybko z głowy i moim oczom ukazała się piękna twarz Melani. Dziewczyna na nasz widok uśmiechnęła się ciepło i szybko podeszła przytulając każde z nas z osobna. Potem w końcu po tak długim czasie udało nam się zobaczyć Newta. Chłopak wydawał się być lekko zmieszany i przestraszony jednak szybko wyszczerzył się gdy Tomas i Minho zamknęli go w niedźwiedzim uścisku.
-Stary wyglądasz jeszcze lepiej niż przed tym głównem. -Zaśmiał się Minho i klepną Newta po plecach. Chłopak wybuchł tłumionym śmiechem nie chcą żeby ktoś go usłyszał. Melanie przywowała gestem dłoni trzecią postać. Był to wysoki brunet z pięknymi oczami i pełnymi wargami. Gdy nasze spojrzenia się spotkały wstrzymałam oddech.
-To jest mój brat Jared. - Uśmiechnęła się i pogładziła ramię brata.
-Miło cie w końcu poznać.-powiedział Tomas i uścisnął rękę chłopaka.
-Wzajemnie. Ty pewnie jesteś Tomas.-powiedział miło a potem spojrzał na Minho i wyciągnął do niego rękę.- A ty Minho.
-Tak. A więc tak wygląda męska wersja Melanie.-zaśmiał się a inni do niego dołączyli.
Na chwilę zapadła cisza i zastanawiałam się kto pierwszy powinnien ją przerwać. Czy mieliśmy przekonywać Melanie żeby wróciła z nami do strafy? Sama pewnie miała mętlik w głowie chociaż najlepszym rozwiązaniem było zostawienie jej tutaj. Inaczej naraziłaby strefę na atak Ludzi labiryntu.
-Więc... Melanie możemy pogadać chwile na osobności?-zapytał nieśmiało Tomas. Dziewczyna spojrzała pytająco na Newta a ten na Tomasa jakby chcąc wyczytać z jego twarzy jakąś podpowiedź. Czyżby Melanie zagroziła ich przyjaźni?  Czy już sobie nie ufali?
-Tam są! - głośny męski głos przerwał ciszę panującą wokół nas. Spojrzałam szybko w jego stronę. Był to wysoki mężczyzna z długimi czarno siwymi włosami. Po chwili ruszył na nas machając swoim nożem. Zdretwiałam podczas gdy Bellamy i Lincoln ruszyli na przeciwnika. Powalili go szybko jednak w oddali było już słuchać głosy innych.
-Znaleźli nas.-powiedział Newt. -Znowu zamknął nas w więzieniu. -Jego głos brzmiał tak jakby chłopak miał się zaraz rozpłakać. Odrazu oczami wyobraźni zobaczyłam co musiał tam przeżyć że teraz tak panicznie bał się tego miejsca.
-Musimy iść. -Ponaglił nas Lincoln.
Zza jednego z domów wybiegła kolejna postać w łukiem jednak ani Lincoln ani Bellamy nie ruszyli w jej stronę.
-Octavia. Skąd się tu wzięłaś?-spytał ze złością Bellamy.
-Ktoś wezwał wszystkich łowców i strażników. Kazali nam szukać ludzi ze strefy. Ponoć próbowaliście zabić Lexe. -Powiedziała patrząc na nas z wyrzutem.
Melanie spojrzała na Jareda i Newta pytająco ale ich miny również wyrażały tylko zdziwienie.
-Nie jesteście tu juz bezpieczni. Musicie uciekać teraz. Mamy rozkaz zabijania was na miejscu.-powiedziała szybko a potem gorączkowo rozejrzała się do okoła.
Lincoln i Bellamy zamyślili się na chwilę jakby układając w głowach plan działania.
-Wszyscy ruszamy do strefy. Teraz.-powiedział Lincoln i ruszył do przodu.
-Ale ja...nie mogę zostawić Lexy.-powiedział Jared nie ruszając się z miejsca.
-Ona jest jedyną osobą którą znam tak dobrze, jedyną która zna mnie. Jesteśmy sobie potrzebni.-powiedział stanowczo.
-Jesteś moim bratem Jared. To my jesteśmy sobie potrzebni. Jesteśmy jedyną rodziną jaką znamy, Musiny trzmać się razem. Błagam chodź ze mną. -Powiedziała Melanie biorąc w dłonie twarz chłopaka. Ten nie patrzył jej jednak w oczy i co chwilę spoglądał na dom w którym mieszkała Lexa.
Współczułam mu. Musiał wybierać między jedną miłością a drugą.
Po długiej chwili która zdawała się trwać godzinami w końcu kiwnął głową. Melanie uściskała go szybko i wyszeptała mu coś do ucha.
Ruszyliśmy wszyscy skradając się za Lincolnem w stronę wyjścia z wioski. Oczywiście okrężnymi drogami. Pare razy nastrafiliśmy na jakiegoś wojownika jednak pozbywaliśmy się go bez trudu zachowując przy tym jak największą ciszę. Gdy wreszcie znaleźliśmy się w Cisnej przestrzeni labiryntu ruszyliśmy truchtem w srone strefy. Nie wierzyłam że wreszcie wracamy di domu. Nareszcie będziemy w domu, bezpieczni,  z resztą naszych ludzi. I nie będziemy musieli się ukrywać...chciało mi się krzyczeć ze szczęścia jadnak uznałam że to nie może być dobry pomysł.
-Nareszcie wracamy do domu.- powiedział radośnie Newt, a Minho zagwizdał cicho...

Więzień Labiryntu: Nowa historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz