Rozdział 1 ~ Inny początek

456 23 2
                                    

Rozdział 1
Inny początek
Niespokojny podmuch wiatru otworzył z łoskotem okno, a zimne powietrze, wdzierając się do środka przyprawiło mnie o dreszcze. Okryłam się cieplej kocem i usiłowałam dalej zasnąć. Bezskutecznie.
Nazywam się Ichigo Kanegawa. Mam 13 lat. Moi rodzice właśnie zostali zamordowani.
Wstałam by zamknąć okno. Otwierało się już któryś raz z kolei. Jak na koniec sierpnia to była dość chłodna noc.
I nie. Wcale nie mieszkam w jakimś rozwalającym się domku. To nie mój dom. Bo ja już nie mam domu. Jedyne co mi zostało to... Właściwie... Co mi zostało?
Jeszcze przed paroma godzinami wszystko było idealne - moja mama Mai Kanegawa robiła kolację, opowiadając o jakiś zaskarżeniu na jej artykuł odnośnie reakcji władz na przestępstwa i złe parkowanie. ,,Jeśli policja łapałaby terrorystów z takim zaangażowaniem jak łapią kierowców, którzy parkują pośrodku dwóch miejsc, praktycznie nic nie wybuchałoby w powietrze.'' Mój tato natomiast klnął na jakiegoś klienta - Hiroshi Kanegawa, jeden z lepszych prawników w prefekturze. Natomiast ja siedziałam w pokoju i przeglądałam nowe podręczniki do gimnazjum. Nic nie wskazywało na to, że stanie się coś strasznego.
Godzina 19:12. Usłyszałam pukanie do drzwi. Mój tato podszedł do nich i otworzył. Po chwili usłyszałam jak ktoś upadł. Nie słychać było rozmowy. Niepokoiło mnie to więc już miałam wyjść, moja ręka już spoczywała na klamce kiedy to rozległ się wrzask mojej matki.
Aaaaa!!! Co panowie robią!? Hiroshi! Co?! Proszę przestać! Pro...
Nic więcej nie usłyszałam oprócz upadku ciała na ziemię. Zmroziło mnie tak, że nie byłam wstanie się ruszyć. Będą przeszukiwać dom?
Miałam wrażenie, że każda sekunda stała się wiecznością. Czekałam, praktycznie zapominając o oddychaniu. Po kilku jakże długich minutach usłyszałam głosy. Trzy głosy. Po chwili wyszli.
Kiedy przestałam ich słyszeć, zachłysnęłam się powietrzem. Cała drżałam i to w takim stopniu, że ledwo udało mi się otworzyć drzwi. Powoli stawiałam kroki bosymi stopami, nie widząc niczego w ciemności. Nieuchronnie zbliżałam się do przedpokoju. Nie widząc nic, poczułam coś mokrego pod stopami, a po chwili do moich nozdrzy doszedł metaliczny zapach. Krew.
Okolicę przeszył mój paniczny krzyk. Upadłam i usiłowałam się jak najbardziej oddalić od kałuży krwi. Zostawiałam za sobą jednak tylko czerwone ślady. Mój oddech stał się spazmatyczny, a ja w ostatnich przebłyskach słońca ujrzałam dwa ciała skąpane w czerwonej substancji. We krwi.
- Mamo? - przełknęłam głośno ślinę. Podniosłam się chwiejnie.
- Tato? - robię kilka chwiejnych kroków w stronę rodziców.
To się nie dzieje naprawdę...
Cała drżałam. Nie wiedziałam co robić. Łzy same cisnęły mi się do oczu. Co robić? Co, kurwa, robić?
Wzięłam głęboki oddech, przygryzając wargę. Przestąpiłam przez ciało ojca, zaciskając mocno oczy. Kucnęłam przy matce. Wyciągnęłam rękę i dopiero wtedy zobaczyłam jak bardzo się boję. Wyglądałam jakbym dostała epilepsji. Jeszcze jeden głęboki oddech.
Miałam wrażenie jakby minęły godziny nim złapałam mamę za nadgarstek. Tętno. Muszę sprawdzić tętno.
- Kurwa mać... - łzy same zaczęły spływać po mojej skrzywionej twarzy. Nie ma tętna.
Pomyślałam o wszystkim. O radości z nadchodzącego początku roku. Nowym początku. Nie takim początku. Nie takim...
Spuściłam bardziej głowę, a wargę przygryzałam praktycznie do krwi, by nie łkać. Nie mogłam oddychać. Od środka coś mnie rozrywało.
Co robić?
Tylko to byłam w stanie myśleć.
Muszę się uspokoić. Muszę się uspokoić. Muszę się...
Otworzyłam oczy. To co napotkał mój wzrok zupełnie mnie uspokoiło. Do teraz nie wiem dlaczego.
Puste oczy mojej matki. Puste oczy trupa.
Wstałam z podobną pustką w oczach, ręce zaciskając w pięści. Drzwi były otwarte. Zastanawiałam się czy zostać, czy uciec. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na dom. Po raz ostatni.
Wypadłam na zewnątrz w samych kapciach, które i tak zgubiłam w biegu. Nie wiem dokąd się kierowałam. Biegłam tyle ile miałam sił, a gdy poczułam palenie w nogach tylko przyśpieszyłam. Mój umysł, moje myśli, moje ciało, wszystko całkowicie zbrukane, zaniosło mnie do starej stodoły.
***
Obudziłam się praktycznie równo ze świtem. Odkryłam się i rozejrzałam po otoczeniu. Byłam zdezorientowana. Przeciągnęłam się, mając zamiar przetrzeć oczy. Ale zamiast tego wrzasnęłam.
Na moich dłoniach była krew. Dużo krwi.
Wspomnienia ostatniego wieczoru napłynęły z takimi samymi uczuciami jakie towarzyszyły mi w tamtych godzinach. Złapałam się za głowę i siedziałam tak przez kilka minut. Oszołomienie. Zdezorientowanie. Bezsilność. Strach. Smutek. Żal. Rozpacz. I na końcu - ten przerażający, chłodny, zimny spokój.
- Co ja mam robić? - szepnęłam. Zaczynałam drżeć. - Co ja mam robić? - powiedziałam to głośniej. Ogarniał mnie ten sam spokój co wczoraj. Nic mi nie przywróci dawnego życia. Nic i nikt.
Zabij. Nienawidź. Zemścij się.
Te słowa kołatały mi się w głowie. Z miłości narodził się ból. A z bólu nienawiść. Niczym w książce.
Machnęłam parę razy włosami, by się jakoś ułożyły. Niestety wiele kosmyków nadal spadało mi na oczy. Rzuciłam okiem na moje dłonie, teraz już spokojniej. Krew zdążyła już dawno zaschnąć. Westchnęłam. Przejechałam ręką po włosach, zostawiając na nich resztki krwi.
To rzeczywistość.
***
Wyglądnęłam ostrożnie na zewnątrz. Nikt chyba nie zorientował się o moim pobycie tutaj. Stałam teraz boso, spory kawał od domu, w którym mieszkałam. Jeśli chciałam uciekać, wypadałoby coś ze sobą wziąć.
Skierowałam się w stronę domu. Droga prowadziła przez okoliczny zagajnik, więc logicznie podchodząc do sytuacji szłam kilka metrów od pobocza, ukryta wśród gęstwiny drzew.
Nigdy nie myślałam, że będę zmuszona skradać się do swojego własnego domu.
Drzwi nadal były otwarte prawie na oścież, a ja będąc parę metrów od wejścia poczułam odór krwi. Zamknęłam oczy i przeszłam przez przedpokój, ciapiąc stopami o lekko zaschniętą krew.
Cała ta sytuacja jest jakaś popierdolona.
Weszłam do swojego pokoju. Rozglądnęłam się po nim - wszystko było takie same jak wczoraj. No prawie.
Wyciągnęłam plecak z szafy i zaczęłam się pakować. Telefon. Pieniądze. Legitymacja. Latarka. Scyzoryk. Prowiant. Woda. 3 koszulki. Spodnie. Założyłam buty i bluzę. Trochę bielizny. Spojrzałam na plecak. Choć spakowałam już dużo rzeczy, nadal zostało trochę miejsca. Rozglądnęłam się po pokoju. Westchnęłam i wrzuciłam jeszcze szczotkę do włosów, wcześniej przejechawszy parę razy nią po moich czarnych włosach. Westchnęłam i poszłam do pokoju rodziców. Mama miała parę par złotych kolczyków, a tato zegarek. Można sprzedać.
Wychodząc z pokoju, zatrzymałam się przed lustrem, zahipnotyzowana swoim odbiciem. Czy naprawdę tak wyglądam?
Jestem ubrana niechlujnie. Mam stary, wygodny T-shirt, dresowe spodnie i adidasy. Na to czarna bluza. Do tego rozczochrane włosy. Boję się jak wyglądały wcześniej. Lekko się garbię. Oczy mam zapuchnięte, przekrwione, a pod nimi są wory. Nie uśmiecham się.
W jedną noc człowiek się tak bardzo zmienia?
Wczoraj zastanawiałam się jak to będzie w gimnazjum, a teraz za ile uda mi się opchać zegarek ojca.
Słyszę głosy na podwórku. Ktoś wezwał policję.
- Cholera - mówię cicho i rzucam się do pokoju. Zgarniam swoją biżuterię i przerzucam plecak przez ramię. Dosłownie skaczę ze schodów i kieruję się ku klapie na podłodze. Mój tato kiedyś mówił, że w piwnicy jest wyjście ewakuacyjne. Ciekawe ile w tym było prawdy?
Biegnę parę metrów w ciemności, w oddali słysząc krzyk sąsiadki. Po kolejnych metrach wpadam na drabinę. Wchodzę po niej sprawnie i otwieram klapę.
Rozglądam się po okolicy. Widzę ulicę na której mieszkałam. Znajduję się teraz za domem, już w zagajniku. Mądry ruch, tato.
Zamykam przejście, przysypując je ściółką. Ruszam przed siebie.
***
Kiedy dochodzę do obrzeży Ikebukuro zastanawiam się co dalej. Najbliżej było mi do tej dzielnicy, choć to niedobry pomysł by 13-latka sama się tu szwendała. A nawet gdyby to co zrobię? Nie mam teraz dachu nad głową, a w najlepszym wypadku policja uzna mnie za zaginioną.
Dumam nad przyszłością, w końcu dochodząc do przystanku. Jest dopiero koło 6 rano, ale autobusy jeżdżą. Mam w kieszeni bilet, więc dojadę co centrum.
W autobusie kasuję bilet i nakładam kaptur na głowę. Staram się na siebie nie zwracać uwagi, ale zaspani ludzie kierują na mnie swój ciekawski wzrok. No pięknie. Po kilku minutach jestem w centrum.
Gdzie teraz?
Mój organizm sam mi odpowiedział. Jestem piekielnie głodna. Rzucam okiem po okolicy. Żadnego baru. Super. Po prostu super.
Jest mi trochę zimno, ale to raczej ze zmęczenia. Kieruję się w jedną z bardziej oświetlonych ulic i oprócz zamkniętych sklepów czy kawiarenek zauważam bar 24h mieszczący się w jednym z kilkupiętrowych budynków. Wypuszczam powietrze z ulgą i staram się nonszalancko wejść.
W sumie nie dziwię się, że rozmowy milkną. Wyglądam jak jakiś dresiarz. I pewnie jak chłopak. Bluza odbiera mi lekko kobiecych kształtów, a kaptur zasłonił praktycznie całe moje włosy, które i tak sięgają mi zaledwie do ramion. Kiedyś zapuszczę.
Siadam przy barze i proszę o miskę ramen. Nie ma to jak śmieciowe żarcie ze śmieciowego baru.
Siorbię powoli zupę, kątem oka obserwując podejrzaną grupkę. 2 dość wysokich facetów - ten niższy wygląda na przysadzistego Japończyka, wyższy natomiast na obcokrajowca, oraz 2 kobiety - jedna o typowo japońskiej urodzie, również przypominająca niższego faceta, a druga blondyna w sukience. Zdecydowanie była szefową tych ciołków.
Kiedy prosiłam o takoyaki, facet i japonka skierowali się w moją stronę. Lekko się spięłam.
Co oni jakiś gang? Naraziłam się czymś?
Odwróciłam wzrok i popatrzyłam na barmana. Patrzył się tylko na tę dwójkę i po chwili kiwnął głową. Zmrużyłam oczy.
Nie idą po mnie. To nie ma sensu. Nie mają powodu.
Po chwili czuję szarpnięcie i z głośnym łoskotem zostaję strącona ze stołka barowego i wpadam na pobliski stół.


Krwawa Truskawka ~ Prolog MorderczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz