Rozdział 35

21 3 0
                                    

Rozdział 35

~Tokaji~

Wychyliłem się zza rogu, obrzucając wrogi oddział krótkim spojrzeniem. Schowałem się od razu z powrotem, woląc nie kusić losu.

Taaa... Jakbym już go nie kusił.

Położyłem dłoń na rękojeści miecza, starając zmusić się do myślenia. Nie miałem zegarka, ale i tak wiedziałem, że piąta się zbliża. Może i namierzyłem trzeci oddział Jishin - tylko stałem naprzeciwko niego całkiem sam. Sam, z dwoma głupimi mieczami przeciwko trzydziestce morderców z Tateyamy, na czele z Shigeo.

Może być ciężko.

Przejechałem dłonią po włosach, zamyślając się coraz bardziej. Ufałem swoim umiejętnościom, ale walka z taką przewagą liczebną przeciwnika była troszeczkę niepokojąca. Zwłaszcza gdy cały oddział jest na poziomie psychicznym Toshiyuki.

Chyba jednak postawię na dywersję.

Gdy w odległym kościele zadzwoniły dzwony, zakląłem pod nosem. Dywersja, dywersja, dywersja... Nic. Miałem pustkę w głowie. Tokaji, pogadaj z nim, zagadaj, cokolwiek zrób.

Usłyszałem krzątaninę i szczęk mieczy za rogiem.

Ja pierdolę.

Włączyłem odbiornik, chowając go w tylnej kieszeni spodni. Miałem szczerą nadzieję, że Hiroki tego nie zignoruje. Wyciągnąłem z kieszeni kurtki nieduży, okrągły bidon w ciemnozielonym odcieniu, modląc się by ciemność i odległość zniekształciły wygląd przedmiotu.

I wybiegłem zza rogu, zatrzymując się naprzeciwko biegnącej trzydziestki osób. Gdy zobaczyłem, że Shigeo uśmiecha się kpiąco na mój widok, posłałem mu słodki uśmieszek numer 4. Stanąłem nonszalancko, opierając jedną dłoń na rękojeści, a drugą wyciągnąłem przed siebie.

- Stop. - powiedziałem wystarczająco głośno, by zabójca mnie usłyszał.

On w odpowiedzi tylko się zaśmiał, wyciągając miecz z pochwy i pośpieszając swoich ludzi. Spojrzałem na niego groźnie, wyciągając do góry dłoń z bidonem, modląc się, by okazali się po prostu ślepi. Albo głupi.

- Nie radzę. - prychnąłem, błyskając przy tym niebezpiecznie zębami.

Shigeo najpierw uniósł brwi w konsternacji, po czym przypatrzył się przedmiotowi. Zbladł i zatrzymał się gwałtownie, tak samo jak reszta zabójców. Nakazał im spokój i czekał na mój ruch.

A ja myślałem, że uduszę się ze śmiechu, który bardzo nieudolnie powstrzymywałem.

Otaczają mnie idioci.

- Siemka, Shigeo Taichi. - zawołałem, podrzucając bidon w dłoni. - Jak tam? Bo u mnie bombowo. - zaśmiałem się szyderczo.

Co ja, kurwa, robię?

- Tokaji Kosai. - wysyczał to, jak najgorsze przekleństwo. W sumie mu się nie dziwię. - Czego ty chcesz?

- Ja? - wskazałem z uśmiechem na siebie, tonem małego dziecka. - Zatrzymać was. No i może trochę pogadać. Wiesz, mi też czasem nudzi się walka, jak są prostsze sposoby...

- Stul się. - warknął błękitnooki, stawiając dwa kroki do przodu i celując we mnie czubkiem miecza.

Zmrużyłem oczy, zaciskając dłoń na 'granacie'.

- Jeszcze jeden krok dalej, a wylecisz ze swoimi koleżkami w powietrze. - powiedziałem chłodno. - Myślisz, że jak z tej odległości trafię, to coś z ciebie zostanie?

Krwawa Truskawka ~ Prolog MorderczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz