Rozdział 2 ~ Ostrze skąpane we krwi

287 18 0
                                    

Spadłam z łoskotem z krzesła i nim cokolwiek do mnie dotarło, zostałam kopnięta. Wpadłam na pobliski stolik. Uderzenie zaparło mi oddech w piersiach.
O co im, kurna, chodzi?!
Podnoszę się z trudem. Usiłuję spokojnie myśleć. Nie wychodzi mi to za bardzo. Do tego czasu nigdy się nie biłam, a na jakiekolwiek sztuki walki prychałam, mówiąc coś o bezsensownej przemocy. No to teraz mam za swoje, za swoją ignorancję.
Chyba obiłam sobie ramię. Boli w cholerę. Łapię się za nie i podnoszę wzrok na oprychów. Skierował się na mnie większy, bardziej barczysty facet o niezbyt urokliwej twarzy. Chyba szwab. Japonka jest ładniejsza. Dużo. Choć teraz nic mi to nie daje. Od obojga emanuje niebezpieczna aura. Drugi facet, niższy i chudszy, pozostał przy blondynie, która uśmiechała się do mnie z wyższością.
- Tylko na tyle cię stać, Tsu? - mruczy, krzyżując ręce.
Nie dociera do mnie co mówi. Jaki Tsu? Chyba, że...
- Kurwa... - przekleństwo wymknęło mi się z ust. Facet uznał to za prowokację i nim zdążyłam się cofnąć, zawalił mi z pięści w prawy policzek. Zatoczyłam się, ale nie upadłam. Przytrzymałam się stołu.
Rozejrzałam się po lokalu. Barman udawał, że niczego nie widzi, a wszyscy, którzy byli w środku, pośpiesznie z niego wyszli. Czy Opatrzność rzuciła na mnie jakiś urok, czy co?
Spojrzałam na przeciwników. Po ocenie ich budowy ciała, umięśnienia jestem pewna, że nawet z blondyną miałabym problem. Jestem do bani. Na co mi teraz, do cholery, koszykówka czy pływanie?!
Rzucam spojrzenie w stronę plecaka. Nawet jeśli zdążyłabym do niego dobiec, to nie dam rady wystarczająco szybko wygrzebać scyzoryka.
Nigdy bym nie pomyślała, że będę się zastanawiać nad rzuceniem się na kogoś ze scyzorykiem w ręce. Nigdy bym nie myślała, że zamordują mi rodziców. Nigdy.
Nie dają mi dużo czasu na rozterki. Dziewczyna sięga przez ramię. Słyszę specyficzny dźwięk, który wolałam słyszeć tylko na filmach. Dźwięk wyciąganego miecza.
Nogi mam jak z waty. Paniczny strach mnie paraliżuje. Jakby nie wystarczyło, że we 2 atakują 14-latkę. A teraz mnie zamordują. Zamordują. Na pewno. Nie chcę.
Facet rusza w moją stronę, kierując pięść prosto w moją twarz. Strach jeszcze nie spowolnił moich ruchów, więc zasłaniam głowę rękoma. Kiedy pięść uderza mnie w ręce, wydaję zduszony odgłos. Siła uderzenia odbiera mi równowagę i tracę kontakt z podłożem. Zanim jednak runę na ziemię, facet wali mnie prosto w odsłonięty brzuch.
Walę w podłogę plecami i odbijam się od niej. Nawet nie próbowałam asekurować upadku. Ból rozchodzi się szybko po całym moim ciele. Zanoszę się kaszlem. W ustach mam metaliczny posmak.
Ogarnia mnie lęk. Wiem, że jeśli szybko nie ucieknę, będzie po mnie. Ta... Jeśli szybko ktoś mnie nie uratuje. O ucieczce nie ma mowy. Nawet jeśli, to i tak nie dałabym rady.
Moje oczy rejestrują błysk. Gwałtownie spinam wszystkie mięśnie i przetaczam się na bok. Ostrze miecz rozpruwa mi kaptur na wysokości moich oczy. Mimowolnie wypuszczam z ulgą powietrze. Odwlekam nieuniknione.
Miałaś rację, kurna, Ichigo. Szwendaj się o 5 rano po Ikebukuro. Na pewno nikt cię nie zaatakuje.
Nim zdążę wyjść z szoku, facet bierze mnie za bluzę i podrywa do góry. Kaptur zsuwa mi się z głowy, a ja zaciskam dłoń na jego ręce. Nogi dyndają mi nad ziemią.
- Te, Jiro... - zaczyna. Czyli ten niższy to Jiro. - Czy ten zabójca nie miał być przypadkiem chłopakiem, a nie dziewczynką. - Akcentuje ''dziewczynką'' i macha mną mocno.
- Cholera... - mruczy Japonka. - Co z nią zrobimy, Kat-sama? - zwraca się do blondyny. Wiedziałam, że nie jest Japończykiem.
- Jak to co? - uśmiecha się szyderczo. Oblewa mnie zimny pot. - To niepotrzebny świadek. Aya, James, pozbyć się jej. - macha na mnie ręką jakbym była papierkiem, który trzeba wyrzucić. Mimo iż prawie zachłysnęłam się śliną na jej polecenie, teraz ogarnia mnie złość.
- Tak jest. - odpowiadają jednocześnie. Usiłuję się wyrwać, ale jest to co najmniej żałosne. James się śmieje. Po chwili jednak z policzka ścieka mu krew z podłużnej rany. W ścianie za nami dynda wbity przed sekundą nóż.
- Puszczaj ją - słyszę chłopięcy głos. Facet mnie puszcza, a ja spadam na kolana. Wychylam się by zobaczyć kto to.
Widzę chłopaka lekko wyższego ode mnie, zapewne w moim wieku. Ma rozczochrane brązowe włosy i ciemnobrązowe oczy. I ma prawie identyczny dres jak ja.
- No i się pojawił... - prycha Jiro. Sięga za siebie i wyciąga długi sztylet. - W końcu coś ciekawego.
Chłopak sięga za siebie. Dopiero teraz widzę, że ma miecz. Gładkim wyćwiczonym ruchem tnie powietrze i koniec miecza celuje na Jiro.
- Nie bierz tego do siebie, ale mam cię zabić.
Rusza błyskawicznie w jego kierunku. James i Aya zupełnie mnie zignorowali i ruszyli na chłopaka. Siedzę jeszcze oszołomiona i obserwuję. Walczy sam z trójką na raz. Paruje cios od Japonki mieczem jednocześnie blokując cios od Jamesa. Od razu reaguje na gwałtowny ruch Jiro i odchyla się do tyłu nie tracąc równowagi. Sztylet śmignął mu kilka milimetrów od twarzy. Natychmiast tnie od dołu mieczem i rozcina ramię Jamesowi.
Po tych kilku sekundach walki dochodzę do siebie. Podnoszę się na tyle szybko na ile daję radę i ścieram krew którą wykaszlałam. Ruszam najciszej jak mogę do plecaka. Scyzoryk. Muszę go mieć.
Widać, że chłopak powoli nie nadąża za przeciwnikami. Zranienie Jamesa wyraźnie go spowolniło, jednak tym samym rozwścieczył Japonkę, która okazała się najgroźniejszym przeciwnikiem. Wyprowadzała pchnięcia błyskawicznie i nim zdążyłam się zorientować, wyprowadzała następne. Jednak chłopak nie dał się zranić ani razu.
Jiro natomiast praktycznie wyłączył się z walki. Albo czeka na dobry moment, albo zdał sobie sprawę, że o mnie zapomnieli. I chyba to drugie.
Wygrzebałam już scyzoryk, ale nie bardzo wiedziałam co zrobić. Na myśl, że miałabym kogoś zaatakować, ciąży mi bardzo w dłoni. Obracam się w stronę walczących. James praktycznie walczy na oślep. Ma rozwaloną głowę, ale raczej nie ostrzem tylko głowicą. Japonka jest w swoim żywiole, a chłopak ma szramę na policzku. Nie widzę Jiro.
Czuję kopnięcie i nim zdążę zareagować, przetaczam się o kilka metrów. Z dłoni wypada mi scyzoryk i leci gdzieś pod stolik. Podnoszę się ale podpierając się z tyłu rękoma momentalnie nieruchomieję. Jiro trzyma sztylet kilka centymetrów od mojej twarzy. Oj, niedobrze.
Analizuję sytuację tak szybko jak się da. Nic nie przychodzi mi do głowy. Pustka. Niedobrze.
Facet uśmiecha się tryumfalnie i przygotowuje się do zamachu. Jestem w stanie tylko śledzić łuk jaki zatacza bronią. Rusz się do cholery, a nie siedzisz jak ciołek!
- Giń. - mówi cicho i wyprowadza atak. Zaciskam zęby i zamykam oczy. Jestem do bani.
- Na dziewczyny nie podnosi się ręki. Tym bardziej ze sztyletem. - słyszę. Otwieram oczy. Słyszę, że sztylet wbija się nieopodal. Przede mną stoi chłopak i kieruje ostrze w stronę Jiro. - Jesteś martwy, ty skurwysynie. - mówi groźnie i nadzwyczaj chłodno. Ma rozdarty rękaw na lewej ręce. Tnie od dołu, robiąc długą, głęboką szramę na tułowiu faceta. Po chwili niedowierzania, zaczyna dławić się własną krwią. Chłopak przyjmuje pozycje do kolejnego ciosu, ale Jiro upada. Jego ciało wije się w bólu.
- Jesteś cała? - pyta się mnie chłopak, uśmiechając się. Jestem w stanie tylko przytaknąć, ruszając cały czas ustami. Jestem tak przerażona, że nie mogę wydobyć z siebie głosu. - Jestem Tsuneari. Wybacz, że sprawiłem ci kłopot.
Rusza na Japonkę, która niezbyt przejęła się śmiercią towarzysza. James natomiast zastygł, zlekceważony przez Tsuneariego. Widzę, że podchodzi do stolika i bierze krzesło. Docierają do mnie jego zamiary. Jeśli chłopak dostanie tym w łeb, natychmiast straci przytomność.
Rzucam się w stronę scyzoryka.
Tsuneari paruje ciosy Ayi i zdecydowanie wygrywa. Nie zdaje sobie jednak sprawy z zagrożenia ze strony Jamesa. Chwytam scyzoryk, wyciągam nóż i... zastygam.
No przecież nie rzucę się na człowieka z nożem.
Ale jeśli tego nie zrobię to Tsuneari straci przytomność. Albo gorzej... Zamordują go... A potem mnie.
Przełykam głośno ślinę i wgapiam się w scyzoryk. James porusza się powoli ale też bezszelestnie. Wydaj jakiś odgłos, gruby tłumoku.
Albo ja zabiję jego. Albo zabiją mnie.
Cholera.
Ściskam scyzoryk i nim cały mój umysł każe mi przestać, biegnę w kierunku mężczyzny. Zaciskam zęby z uporczywością i nim zdążę cokolwiek pomyśleć, biorę zamach.
Puszczam scyzoryk ale on nie spada. Patrzę się na swoje dłonie.
Dźgnęłam człowieka w plecy. Ja pierdolę.
James odwraca się i wbija we mnie zaskoczony wzrok. Z ust cieknie mu strużka krwi. Wyciąga w moją stronę dłoń, a ja szybko się cofam. Po chwili pada jak długi na ziemię. Z rany sączy się krew. Dużo krwi.
Zabiłam go.
Zakrywam usta rękoma, zdając sobie sprawę z czynu jaki popełniłam. W oczach kręci mi się łza. Nakazuję sobie myśleć o tym, że mnie uderzył. Usiłował zabić. ''Ale to ty zabiłaś jego.'' Nogi mi miękną. Osuwam się na kolana. Przed oczami mam ciała moich rodziców. Boli mnie głowa. Nim ukrywam ją w dłoniach, niezdolna by myśleć dalej rejestruję krzyk dziewczyny.
- James-san!!! - jest pełen goryczy, strachu i rozpaczy. - James!!! - Aya krzyczy tak mocno, że jestem w stanie myśleć tylko o tym co zrobiłam. - James... - wypuszcza miecz z dłoni i nim zabrzęczy on o podłogę, chłopak przeszywa ją mieczem na wylot, prosto w serce.
Jej wzrok mętnieje, a z oczu popłynęły 2 łzy. Wypluwa krew. Kiedy Tsuneari wyciąga miecz, spada bezwładnie na plecy.
Chłopak wygląda na przybitego. Ma spuszczoną głowę, a wzrok wbija w ciało kobiety. Jednak przecząc całej mowie ciała, a pewnie też umysłowi mówi:
- Gra skończona, Katerino... - zwraca swój wzrok w moją stronę. Po chwili zdaję sobie sprawę, że kobieta stoi za mną. - Odsuń się od dziewczyny. - rozkazuje.
Jestem prawie pewna, że nadal ma ten swój figlarski, wnerwiający uśmieszek. Wali mnie mocno czymś w głowę, ale cios słabnie w połowie. Nawet nie zauważyłam ruchu Tsuneariego, a on już był koło nas. Zadał cios blondynie.
Uderzam o podłogę głową. Czuję, że coś ciepłego zlepia mi włosy, skleja mi oczy. Mam rozbity łeb.
Co to ma być?
Zamordowali mi rodziców. Uciekłam gdzieś daleko. Wdałam się w bójkę. Chcieli mnie zabić. Pojawił się mój rówieśnik. Był mordercą. Ja stałam się mordercą.
Ciekawe ile on miał lat. Pewnie koło 30-stki. Ludzie mogą żyć przez masę dekad, a można odebrać im tą możliwość w przeciągu kilku sekund. Co za absurd.
Czuję, że Tsuneari mną tarmosi.
- Ej... Ej... Em...? Ej... - chce mnie zawołać, ale za bardzo nie wie jak.
- I... chi... go... - wyduszam cicho. Mam mroczki przed oczami. Chociaż nie. To tylko krew.
W sumie. Ciekawe co ze mną zrobi. Dlaczego od razu wykluczyłam to, że mnie zamorduje? Nie mam teraz żadnej gwarancji, że nie będzie chciał się pozbyć świadków.
Nim całkowicie tracę przytomność, czuję, że podrywam się do góry. Tsuneari coś do mnie mówi, ale nie jestem w stanie tego usłyszeć.


Krwawa Truskawka ~ Prolog MorderczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz