A może będziemy już razem na zawsze...

196 13 0
                                    

                                *Andrzej Pov*

         Spaceruje z Kamcią po ulicach Bełchatowa, tak dobrze móc znów trzymać ją za rękę i patrzeć na jej uśmiechniętą twarz, dobrze jest móc jej powiedzieć jak się ją bardzo kocha, móc ją przytulić i pocałować, czuje jak by wszystko w końcu wróciło na swoje miejsce, ale w mojej głowie dalej jest wydarzenie które zaszło pomiędzy nią a Srećko, dalej widzę jak on ją całuje mam to przed oczami i strasznie mnie to dobija, nie chcę jej tego mówić, żeby się nie zdenerwowała, chcę żeby teraz się tylko uśmiechała, żeby już zawsze była szczęśliwa, ale czy ja będę nie znając prawdy, jeszcze jestem zdenerwowany faktem, że ona chce jeszcze trochę u niego pomieszkać, aż wszystko pomiędzy nami będzie w 100% dobrze, ale nie potrafię mu już zaufać.Nagle telefon dziewczyny się odzywa, ta zgrabnie wyjmuje go z torebki, dalej się do mnie uśmiechając, odbiera telefon. 

Kamcia: Halo...No jestem już w Bełchatowie....Z Andrzejem...Opowiem ci jak wrócę do domu.- Już wiedziałem z kim gada a w moich żyłach krew się zagotowała, byłem tak strasznie zazdrosny, nawet nie umiem tego opisać.- Mogła bym jeszcze trochę u ciebie pomieszkać?...Jasne zaraz będziemy, pa. 

Ja: Srećko?- Zapytałem ze złością w głosie na co dziewczyna szybko zareagowała zdziwionym spojrzeniem.

Kamcia: Zazdrosny jesteś? 

Ja: Nie, a powinienem.- Oczywiście, że byłem i to bardzo ale się przecież jej nie przyznam, niezrozumiała bym.

Kamica: W 100% nie masz o co.- Powiedziała i lekko przywarła do moich ust, czułem jej pełne malinowe usta na swoich, uśmiechałem się przez pocałunek, przyciąłem ja mocniej do ciebie i bardziej naparłem na jej usta, nie chciałem żeby ten moment się kończył, ale po chwili straciłem tlen i oderwałem się od dziewczyny.

Ja: Jesteś moja.- Powiedziałem patrząc jej prosto w oczy, dziewczyna lekko się uśmiechnęła i już maszerowała dalej, lekko zaskoczony dogoniłem ją i złapałem za dłoń, chcę mieć jak najwięcej kontaktu z jej ciałem, muszę wszystko nadrobić. 

Kamcia: Dlaczego tak zareagowałeś?- Spojrzałem na nią, wiedziałem, że poruszy ten temat ale miałem nadzieję, że da mi chwilę na ułożenie sobie tego w głowie. 

Ja: Jestem głupim zazdrośnikiem, przepraszam.- Powiedziałem lekko, żeby nie wyszło, że jestem zazdrosny jak wariat a nie tylko jak głupek, widziałem już chytry uśmieszek na jej twarzy, chciała to usłyszeć. 

           Szliśmy już w stronę domu Srećko a ja miałem nadzieję, że dziewczyna zmieni zdanie i będzie chciała iść ze mną do mnie, ale odmówiła nawet nie zastanawiając się nad moją propozycją a ja nie chciałem nalegać. Kiedy wchodziliśmy do jego mieszkania dopadła mnie złość, której dalej nie potrafię nawet opisać, byłem wściekły, że ona woli zostać u niego niż wrócić do mnie, ale nie mogłem dać tego po sobie poznać, na pewno nie przy niej. 

Kamcia: Gdzie jesteś? 

Srećko: Kuchnia.- Usłyszałem dobrze znany mi głos, ruszyłem za dziewczyną w tamtą stronę, chłopak grzebał coś przy garach, Kamcia wpadła do kuchni i przywitała się z nim buziakiem w policzek i przytuleniem, teraz to już się całkiem zagotowałem.- Spokojnie stary, nie odbije ci jej. 

Ja: Nie miał byś szans nawet jak byś chciał.- Powiedziałem pewnością w głosie i tryumfalnym wyrazem twarzy, 1:0 dla mnie,blondynka się na mnie spojrzała, chyba nie powinienem tego mówić.

Srećko: Jak na razie to i tak jestem liderem bo mieszka u mnie.- 1:1 ma rację.

Kamcia: Ej ja też tu jestem, nie jestem własnością żadnego z was.-Miała racie a my zachowywaliśmy się jak małe dzieci, spojrzałem się na nią a ona się do mnie tylko zadziornie uśmiechnęła, 2:1 dla mnie kolego.- Idę się wykąpać a wy się nie pozabijajcie czasami.

            Dziewczyna wyszła a ja spojrzałem na "przyjaciela" który teraz jest moim wrogiem, przecież gdyby był moim przyjacielem to by nie próbował mi jej odebrać, przyjaciele tak się nie zachowują, spojrzałem na niego ale w jego oczach nie wyczułem złości czy zazdrości która panowała teraz w moich on się do mnie uśmiechał, nic z tego nie rozumiem.

Srećko: Salon.- Chłopak wyszedł a ja tuż za nim, rozsiadłem się na kanapie a on na fotelu, siedzieliśmy chwilę w krępującej ciszy ale on w końcu się odezwał.- Jeżeli złamiesz jej serce, ja połamie ci nogi jasne.

Ja: Jeżeli ty się do niej zbliżysz choćby na metr to ja nie ręczę za siebie.- Powiedziałem mu prosto w oczy a on wybuchł śmiechem nic z tego nie rozumiałem. 

Srećko: Ty serio jesteś zazdrosny?- Pokiwałem tylko głową potwierdzająco a chłopak jeszcze bardziej się roześmiał.- My się tylko przyjaźnimy.- Powiedział już bardziej opanowany. 

Ja: Ja wiem co ty do niej czujesz, nie rób ze mnie idioty.- Chłopak spojrzał na mnie, myślał, że jestem ślepy czy jak, już dawno widziałem, że się w niej zadłużył. 

Srećko: Ale ona nigdy nie odwzajemni moich uczuć, bo kocha ciebie idioto.

Ja: Wiem...

Kamcia: Co wiesz?- Zapytała uśmiechając się i usiadła na oparciu fotela na którym siedział chłopak, lekko się zestresowałem, że słyszała całą rozmowę, cholera 2:2, nie wiem dlaczego ja dalej liczę te głupie punkty. 

Ja: Nie wiem jakim cudem mi wybaczyłaś.- Powiedziałem pierwszą rzecz jaka wpadła mi do głowy.

Kamcia: No widzisz cuda się zdarzają, a teraz spadaj już do domu, bo ja rano muszę wstać, bo jak byś zapomniał to jeszcze studiuję.- Powiedziała to uśmiechając się, kochałem ten uśmiech, kochałem cała ją, podszedłem do niej i pocałowałem ją lekko, na co dziewczyna się uśmiechnęła kolejny raz utonąłem w jej oczach, 3:2 dupku. Uśmiechnąłem się do kolegi i wychodziłem już z domu kiedy usłyszałem krzyk chłopaka jak by wiedział o czym myślę.

Srećko: Ale i tak śpi u mnie.- 3:3, bitwę zremisowałem, ale wojna dopiero się zaczyna. 

                  *Kamila Pov* 

     Zupełnie nie wiedziałam o co chodzi chłopakom ale nie miałam zamiaru się nad tym zastanawiać, po pożegnaniu się z Andrzejem, dałam tylko Srećko buziaka w policzek na dobranoc i ruszyłam do łóżka, jutro kolejny dzień na uczelni a wiedziałam, że po dzisiejszym dniu pełnym wrażeń będzie mi bardzo ale to bardzo ciężko zasnąć. 

    Wstałam z samego rana, uszykowałam śniadanie dla przyjaciela i poszłam na autobus, kolejny nudny dzień na uczelni, którą pomimo to kochałam. Droga do szkoły minęła mi bardzo szybko, nawet nie spodziewałam się, że tak szybko można znaleźć się pod budynkiem uniwersytetu, kiedy wchodziłam po schodach usłyszałam jak ktoś woła moje imię nie musiałam się nawet obracać, żeby wiedzieć kto to jest, uciekłam szybko do środka szkoły i już sekundę później znajdowałam się na sali wykładowczej, było mi słabo, miałam ochotę się rozpłakać, albo schować pod ławkę, momentalnie zrobiłam się blada jak ściana ale nie miałam zamiaru dać tego po sobie poznać, siedziałam skupiona na wykładnie, próbowałam odpędzić od tego swoje myśli, miałam nadzieję, że kiedy wyjdę z uczelni, jego już tam nie będzie. Wychodząc z auli moje serce zaczęło bić coraz mocniej, z przerażeniem wyszłam z budynku ale nigdzie go nie było, szczęśliwa zaczęłam powoli zmierzać na przystanek. I znów usłyszałam jego głos, obróciłam się raptownie on tu jest, stoi kilka metrów ode mnie, przecież miałam go już nigdy nie spotkać. 

Ja: Ka..Kamil.- Byłam przerażona sytuacją w jakiej się teraz znajdowałam...

Ponad chmurami! /ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz