Leo
- Nie lubię walentynek- odpalił Frank.
- Może dlatego, że spędzasz je sam? - powiedziałem - Mi ten dzień wcale nie przeszkadza. Jednak nie mogę powiedzieć, że go praktykuje. Kocha się codziennie, a nie w zależności od dnia, a już na pewno nie raz w roku.
Usiedliśmy w ławce. Chwile po dzwonku ktoś zapukał do drzwi. Poczta walentynkowa- przyszli po kolorowe kartki w kopertach.
- Wysłałeś kartkę swojej Walentynce? - zażartował.
- Nie bawię się w to. I nie nazywaj Kim moją Walentynką bo taka dziewczyna nigdy mnie nie zechce. - odparłem i temat się urwał.
*****
Na przerwie usiedliśmy na wolnej ławce pod oknem. Żeby znaleźć wolne miejsce w tak dużej szkole to było nie lada wyzwanie. A nam się udało! Nie było wstanie nas stamtąd nic wygonić, a nawet przewodnicząca szkoły z mikrofonem, która właśnie podeszła rozdawać zebrane walentynki.
Spory karton aż wylewał z siebie czerwone koperty. Jedne były ozdobione brokatem inne rysunkami, a jeszcze inne nieozdobione wcale. Patrzyłem na podchodzące dziewczyny, miały zdezorientowane miny jakby faktycznie nie wiedziały, że dostaną jakąś kartkę. I miałem nadzieję, że tak było, że czasy dziecinności minęły. Że już nikt nie wysyła kartek sam do siebie aby wzbudzić w innych zaciekawienie lub uniknąć ośmieszenia, że nie dostało się żadnej.
Z rozmyślań wyrwało mnie jedno konkretne przywołanie: "Kim Pitterson!"
Co.? Może ona ma kogoś? Na pewno ma przecież tak dziewczyna nie może być sama. Jestem idiotą!
Podeszła niepewnie i odebrała swoją walentynkę. Przystanęła w pobliżu, otworzyła kopertę i zarumieniła się spoglądając na mnie z pięknym uśmiechem na twarzy.
Z pięknym uśmiechem? Nie to mało powiedziane. On był jak wschód słońca na tle oceanu. Tak piękny, tak spokojny i tak ciepły, że chcę się więcej. Policzki zarumienione na lekko różaną barwę, idealnie pasowały do głębi błękitu jej oczu teraz na mnie spoglądających. Zaraz! Dlaczego teraz patrzy na mnie?
Odwróciła wzrok, a po mojej prawej stronie zrobiło mi się zimno. Frank wstał i idzie, mam wrażenie, że wręcz pędzi. Wstałem i wtedy mnie olśniło co właśnie zaszło.
- Frank! Nie zrobiłeś tego! - krzyczałem za nim. - Frank obiecuje, że jak cie dorwę, nie będzie z ciebie co zbierać! - teraz już goniłem go w drodze do domu, nasz szybki chód przeobraził się w bieg.
W końcu go dorwałem i chwyciłem za koszulkę mocno ją ściskając.
- Co zrobiłeś! - ponaglałem - Gadaj bo nie zarobisz na dentystę!
- Dobra! Ale puść. - poprosił, a ja go puściłem. - No to... Ymmm... Eeeee...
Jąkał się, a ja chciałem go uderzyć. W ostatniej chwili powiedział:
- Wysłałem walentynkę do twojej Kim... I podpisałem ją twoim imieniem. - ostatnie zdanie powiedział niepewnie odsuwając się abym nie był w stanie go dosięgnąć.
- Pojebało cie?! - warknąłem
- Stary, nie czekaj bo ci ją sprzątną sprzed nosa! Podoba ci się, nigdy jak cię znam nie byłeś w takim stanie. - mówił a ja łagodniałem przy tym zdając sobie sprawę, że on ma rację.
- To co mam zrobić? Nie będę się ośmieszał, ona nie będzie mnie chciała.
- Jak nie spróbujesz to się nie dowiesz. - doradził mi.
- Ale to nie zmienia faktu, że dostaniesz po zębach. - zaśmiał się na te słowa.
- Ok ale najpierw spróbuj coś z tym zrobić, żebyś nie żałował. - dostał z płaskiej reki przez czuprynę, ale wiedziałem, że ma racje i on też o tym wiedział.
CZYTASZ
Chwile Namiętności
RomanceLeonardo zakochuje się w przepięknej Kim. I gdy sie wydaje, że wszystko jest tak jak być powinno, zaczynają się schody.