15 - To Chyba Po Ojcu

16 3 1
                                    

Obudziłem się bardzo wcześnie bo już koło 6. Była sobota więc spokojnie mogłem pospać dłużej, ale niestety nie było mi to dane.

Usłyszałem męski głos dobiegający gdzies z dołu. Nie ubierając się zszedłem podążając za głosem.

- Kim jesteś? - spytałem mężczyzny siedzącego wraz z moją mamą przy stole. Ten wstał, podszedł do mnie i wyciągnął do mnie dłoń.

- Lorenzo Loretti.

Mężczyzna, jest dobrze zbudowany, szeroko ustawiony w ramionach. Nie jest młody, ale myślę, że nie jedna powiesiłaby na nim oko. Nie jeden taki był w klubach oblężany przez stado dziewczyn. Nie powiem czy jest przystojny, nie jestem gejem. Ma czarne włosy i takie oczy jakie widzę codziennie w lustrze i jest zdecydowanie szerszy niż ja, ale nie wyższy. Jest bardzo podobny do mojego ojca, a zarazem przypomina mnie.

- Leo to brat twojego ojca, twój wuja. - odezwała się mama.

Bingo!

Uścisnąłem jego dłoń. Jego uścisk był bardzo silny w porównaniu do mojego.

- Musimy chyba pogadać. - zwrócił się do mnie.

- Mam rozmawiać z obcym facetem? Nie czuję potrzeby.

- Leo! - upomniała mnie mama.

- No co?! Pierwszy raz go na oczy widzę i o czym mam z nim rozmawiać. No dobra gadaj co chcesz.

- Trochę szacunku to twój wuja. - dodała trochę groźniej.

- Gadaj co chcesz wujku. Teraz dobrze? - spytałem z ironią.

- Masz charakterek, ale to chyba po ojcu? - spytał tym razem poranny gość. - Tylko myślę, że jesteś na tyle dorosły, żebyśmy mogli na spokojnie obgadać kilka rzeczy.

Spojrzałem na niego jak na durnia. Chociaż szczerze mówiąc zaczyna trafiać w moje punkty.

Ekstra będziemy sobie "psipsiać" jak stare dobre znajome. Tylko, że ja gościa nie znam. Pominę jednak tę przemyślenia ze względu na mamę.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Więc ruszyłem się otworzyć.

- Co robisz? - spytał wuj Gargamel, to może nie to, że jest brzydki bo ja się na tym nie znam. Nie o to chodzi. Wkurza mnie jak Gargamel smerfy.

- Idę otworzyć drzwi? Logiczne prawda? - spytałem z ironią.

- Musisz być ostrożny, oni są tu wszędzie mamy tylko nadzieje, że jeszcze się nie zorientowali, że tu jestem i że chcemy uciec.

Rozległo się tym razem pukanie do drzwi.

- A to ty wszedłeś oknem i bez pukania tak? - spojrzał na mnie z politowaniem. - Do tej pory żyliśmy normalnie, więc róbmy to dalej. Myślę, że zorientują się jak przestaniemy wogóle wychodzić z domu. Nie sądzisz? Albo jak zobaczą ciebie, więc odsuń się bo otwieram drzwi.

Nic nie odpowiedział stanął z boku i patrzył. Ja spojrzałem przez wizjer.

- Cholera to Kim! - puknąłem się w głowę.

- Musisz ją spławić, nie może nic wiedzieć. Jakoś musisz to załatwić.

- Spławiam ciebie, a jakoś nie wychodzisz. - zacisnąłem szczękę, a w tym czasie on skierował się do salonu.

Otwieram pomału drzwi...

- Cześć skarbie.

- Czy tyś zwariował? Wydzwaniam, martwię się, a ty co? Mam nadzieję, że masz jakiś konkretny powód!

Chwile NamiętnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz