Rozdział 3

2.5K 133 8
                                    

 - Idę dziś o 19 na randkę z Louisem! - pisnęła Jessica, wpadając do pokoju, jak burza.
 - To fajnie - odparłam, uśmiechając się lekko i pokazując kciuki do góry.
 - Jesteś na jakiejś diecie? Strasznie schudłaś w ostatni tydzień - zmieniła drastycznie temat, siadając obok mnie na łóżku.
 - Um-tak, tak, jestem - mruknęłam.
 - Na jakiej dokładnie? - kontynuowała. Próbowałam opanować stres, który rozchodził się po moim całym ciele.
 - Yhm... Nie ma szczególnej nazwy. Po prostu trochę... ekhem... czytałam, wybierałam i ustaliłam sobie - odpowiedziałam, próbując się nie jąkać.
 - To fajnie, widać efekty - skończyła z uśmiechem, a mi spadł kamień z serca.
 - Czyli nici z wypadów do Nando's? - puściła oczko.
 - Ta - mruknęłam. Wstałam z łóżka, po czym usiadłam przy biurku włączając laptop. Postanowiłam zacząć już pisać referat o wybranym kompozytorze.
 ***
 - Czarna czy granatowa? - jęknęła Jessica, przykładając do siebie na przemian dwie sukienki.
 - Zdecydowanie czarna. To wycięcie na plecach dodaje ci wdzięku, a do tego zdobienia z cekin sprawiają, że lśnisz i rzucasz się w oczy. Jej długość jest bardzo seksowna - wygłosiłam swoją epopeję. Przyjaciółka zaśmiała się.
 - Zawsze mogę na ciebie liczyć -
 - Do usług - ukłoniłam się. Po 30 minutach Jess była gotowa do wyjścia. Odprowadziłam ją na dół.
 Pod akademik podjechało czarne, sportowe auto. Wysiadł z niego Louis, ubrany w czarne rurki, odpiętą marynarkę w tym samym kolorze i szary podkoszulek. Włosy zaczesane miał na bok. Wyglądał bardzo elegancko, ale i stylowo. Jessica zeszła po schodach, podchodząc do Tomlinsona.
 - Ślicznie wyglądasz - powiedział, a ta pocałowała go w policzek. Otworzył jej drzwi jak prawdziwy gentelman. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nadal tu stoję i wpatruję się w nich jak głupia. Blondynka pomachała mi, po czym odjechali. Wróciłam na górę. Zamiast szarej, luźnej bluzki ubrałam ulubioną, czarną bluzę z białym napisem"97". Do tego włożyłam czerwone conversy. Usta pociągnęłam szminką, w kolorze butów. Popryskałam się perfumami, chwyciłam portfel oraz telefon i zeszłam na dół. Nie miałam pojęcia co chcę robić. Poszłam w kierunku parku. Powietrze było bardzo przyjemne.
 - Nie boisz się chodzić sama po parku wieczorem? - usłyszałam za sobą głos. Gdzieś go słyszałam.
Odwróciłam się i zobaczyłam niebieskookiego blondyna, przyjaciela Harrego.
 - Jestem za brzydka, żeby ktoś mnie porwał, czy coś - zaśmiałam się.
 - Nie ma ludzi brzydkich, są tylko biedni - powiedział, wzruszając ramionami. Uśmiechnęłam się, bo zdałam sobie sprawę, jakie to zdanie jest prawdziwe.
 - Przyjaźnisz się z Harrym, tak? - zadałam mu pytanie retoryczne.
 - A więc go znasz! - pisnął. Ledwie powstrzymałam śmiech. Zaraz po tym zdałam sobie sprawę, że może przyszedł tu po prostu mnie wyśmiać. Przecież to znajomy Stylesa...
- Spokojnie, nie jestem tak nie wychowany i chamski jak on - mruknął, jakby czytał mi w myślach.
 - No, więc skąd się znacie? -
 - Długa historia - machnęłam ręką. 
 - Opowiadaj! - jego oczy aż zabłysły. Powoli ruszyliśmy z miejsca, wolno się przechadzając.
 - Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi od piaskownicy. Jak mieliśmy 16 lat znalazł sobie prawdziwą dziewczynę, a po tym kontakt się urwał. Teraz spotykam go, gdy wyzywa mnie od spaślaków i świń - streściłam szybko naszą historię. Chłopak był zszokowany.
 - Już ja mu przemówię do rozumu - warknął. Przegryzłam wargę, żeby nie parsknąć śmiechem, porównując jego mięśnie do mięśni Harrego.
 - Tak w ogóle to jestem Niall. Niall Horan - przedstawił się, wyciągając rękę.
 - Cassandra McCartney, dla przyjaciół Cassie - na moich ustach uformował się ciepły uśmiech.
 - Czy ja się do nich zaliczam? -
 - Hę? -
 - Mogę mówić Ci Cassie? -
 - Och! No jasne -
 - Nie mam pojęcia, czemu Harold cię przezywa, to takie dziecinne. Zresztą, nie jesteś gruba, jesteś idealna z wyglądu - zaczął nowy temat. Chciałabym, żeby to była prawda.
 - Miły jesteś, ale niestety, Harry ma rację - odparłam smutno, oglądając swoje ciało, które było jak u słonia. Jednakże moja "dieta" naprawdę szybko działała. Już widać było efekty.
 - Zależy Ci na jego zdaniu - szepnął, poruszając zabawnie brwiami.
 - No wiesz panie Horan, przyjaźniliśmy się długo, byłoby dziwne, gdybym się nie przejmowała - westchnęłam z sarkazmem.
 - Tęsknisz za nim? - zapytał.
 - Wiesz co, ty to masz pytania. Przecież wiadomo, że tak. Gdybyś był z kimś tak blisko taki szmat czasu, a potem stracił go niespodziewanie, też byś chyba tęsknił, co? -
 - Wiem, wiem, chciałem usłyszeć twoją inteligentną odpowiedź - wyszczerzył się. I wtedy zorientowałam się, że przeszliśmy cały park, a teraz, znajdowaliśmy się na chodniku przy sklepie.
 - Tak w ogóle, to czemu tu byłeś? - wskazałam na alejkę, z której wyszliśmy.
 - Źle się czuję, a dodatkowo w naszym bractwie rozkręcili imprezę, w której nie miałem najmniejszej ochoty uczestniczyć - odparł, po czym przeczesał blond włosy. Biała koszulka lśniła w blasku lampy ulicznej.
 - A Ty? - ponownie poruszył brwiami. Wyglądał uroczo, gdy to robił.
 - Moja przyjaciółka poszła z twoim przyjacielem Louisem na randkę i nie miałam co robić -
 - Mieszkasz z nią? -
 - Tak - zorientowałam się, że jesteśmy już pod moim akademikiem.
 - Um...chcesz wejść czy coś? - zapytałam niepewnie, trochę bojąc się zapraszać obcego gościa do domu. Nagle zadzwonił jego telefon. Po krótkiej rozmowie, przeprosił mnie i poprosił o mój telefon. Zobaczyłam, że wpisuje swój numer. Oddał mi go i wyciągnął swój w moją stronę. Wzięłam go ostrożnie, również zapisałam się w kontaktach.
 - To do zobaczenia, dzwoń, pisz kiedy będziesz chciała! - powiedział entuzjastycznie, po czym pocałował mnie w policzek. Ten mały gest był bardzo miły, uśmiechnęłam się i zanim pchnęłam podwójne, brązowe drzwi pomachałam mu. Przez głowę przemknęła mi myśl, że trzeba zjeść kolację. Ach, no tak, od dwóch dni nie jadam kolacji. Na całe szczęście, psychika dostatecznie zablokowała mój żołądek. Wróciłam do pokoju. Gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze poczułam łzy.

Zapomnij mi |h.s|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz