Rozdział 24

1.2K 62 8
                                    

~Dedykowane Weronice~


- Ale tu jest pięknie - westchnęła Jess, rozglądając się po salonie naszego nowego mieszkania. Zaraz za nią wszedł Louis z dwiema walizkami, w ogóle nie zmęczony niesieniem ciężarów. 


- A Harry nie będzie z nami mieszkał? - zapytał Louis, a ja wsłuchałam się uważnie w jego charakterystyczny, wielbiony przeze mnie głos. Serio, dla takich dźwięków powinno robić się oddzielne religie.

Dobra, jestem chora psychicznie.

- Będę - nagły, znajomy, ochrypły głos rozprzestrzenił się po domu. Uśmiechnęłam się szeroko na widok loczka. Podeszłam do chłopaka i cmoknęłam go w usta na przywitanie. Dołeczki ujrzały światło dzienne a ja zrobiłam, to co zawsze chciałam i przejechałam opuszkiem palca po nich. Były takie urocze.

- Wyglądacie tak słodko, że chyba zaakceptowałam Stylesa w rodzinie - mruknęła Jessica. Zaśmialiśmy się krótko.

Opłacało się tyle cierpieć dla tak wspaniałych chwil.

- Ktoś cię w ogóle zapraszał do mieszkania tu, kochanie? - zwróciłam się w stronę Harrego, zaraz po tym, jak objął mnie ramieniem. Jego oczy aż błysnęły po tym zwrocie. Cóż, niezbyt potrafię okazywać uczucia innym, na szczęście pewna osoba zmienia mnie na lepsze.

- Trudno było mi wyprowadzić się z bractwa, no ale cóż. Nie pozwolę żebyś spała sama na tym ogromnym łóżku - cmoknął mnie w usta.

- Dosyć tych czułości czas się rozpakować - po tych słowach mojej przyjaciółki poszliśmy do swoich sypialni.

Tak, Harry przyszedł spakowany.

Zaczęliśmy się wypakowywać w naszym pokoju. Cały czas zastanawiałam się, czy to nie za szybko na mieszkanie razem, ale, gdy brunet zaczął się do mnie dobierać odgoniłam złe myśli, po prostu rozkoszując się chwilą.

***

Głośny, nieprzyjemny dźwięk budzika przerwał mój pierwszy od dawna pozytywny sen. Już miałam w nim zobaczyć pierwszego Stylesowego potomka. Powoli wysunęłam się spod mocnego objęcia Harrego, które dawało mi niezwykłe poczucie bezpieczeństwa. Chłopak nadal spał twardym snem. Poprawiłam szarą pościel, po czym podreptałam cicho do kuchni. Zegar wskazywał 6 AM. Jak zwykle nalałam sobie soku pomarańczowego. O tej porze mój żołądek nie był w stanie nic przyjąć, więc wróciłam do sypialni. Ściągnęłam swoją bieliznę do spania. Gdy stałam naga usłyszałam mruknięcie za mną.

- Harry! - skarciłam chłopaka widząc, jak ślini się na mój widok. W ekspresowym tempie ubrałam wczoraj przygotowane ciuchy, na co Styles westchnął smutny.

- Wstawaj, wstawaj bo za dwie godziny wyjeżdżamy - przypomniałam mu, całując go w policzek na pocieszenie. Pokiwał lekko głową, niechętnie wychodząc z ciepłego łóżka.

- Idę wziąć prysznic - powiedział, opierając się o framugę drzwi. Doskonale wiedziałam o co mu chodziło.

- Już wczoraj się kąpałam, poradzisz sobie - cmoknęłam w powietrzu w jego stronę. Skrzyżował ręce na piersi, udając obrażonego, po czym poszedł do łazienki. W tym czasie ja przepatrzyłam nasze walizki, upewniając się, że wszystko wzięliśmy.

Nie mogłam doczekać się, gdy będziemy już na Dominikanie, żegnając okropną pogodę w Londynie.

***

Usiadłam na niewygodnym krześle lotniskowym, czekając na samolot. Po kilku minutach pojawił się obok mnie Harry z gorącą kawą. Wzięłam napój w celu zanurzenia w nim warg i rozkoszowania podniebienia aromatem. Czas oczekiwania spędziłam na rozmawianiu z loczkiem, co bardzo lubiłam, bo ciągle wplatał jakieś żarty w nasze konwersacje.

Im bardziej zbliżaliśmy się do samolotu, tym bardziej odczuwałam stres. Po wejściu na pokład moje ręce były już całe mokre. Chorobliwie bałam się podróżować tym rodzajem transportu, od czasu, gdy moja ciocia z wujkiem zginęli w katastrofie lotniczej.

- Spokojnie, jestem tu - wyszeptał Harry, zaraz po tym, jak zajęliśmy swoje miejsca. Przełknęłam głośno ślinę, gdy w głośnikach ogłoszono startowanie. Styles złapał mocno moją dłoń, którą ściskałam z całych sił. Mój mózg nie myślał nawet o tym, że sprawiam mu ból. Samo wzniesienie się w powietrze było okropne, ale gdy już wszystko szło gładko rozluźniłam się.

1 klasa miała swoje ogromne plusy. Jednym z nich był darmowy szampan, który pozwolił mi ochłonąć.

Niestety, nieprzyzwyczajony do wczesnego wstawania Harold zasnął, zostawiając mnie samą na pastwę losu. Postanowiłam rozejrzeć się po pokładzie. Trzyosobowe siedzenia były beżowe z czerwonymi zdobieniami. Siedzieliśmy na samym końcu samolotu, więc mogłam kątem oka zauważyć stewardessę. Miała blond włosy i schludny, zadbany strój w kolorach linii lotniczych. Jak chyba 80% kobiet, które spotkałam, gapiła się na mojego chłopaka zauroczona.

Nie, do tego nie da się przyzwyczaić. Za każdym razem mam ochotę uderzyć taką laskę. Mam go podpisywać czy jak? W sumie, to by i tak nic nie zmieniło. Dziewczyny mają tupet, nawet gdy jestem obok Harrego potrafią z nim flirtować.

- Hej, widzę że się nudzisz - usłyszałam podejrzanie znajomy głos obok siebie.

- Luke? - prawie zachłysnęłam się powietrzem.

- Ale zbieg okoliczności co? Też wybieracie się do Punta Cana? - poruszył zabawnie brwiami.

- Tak! - pisnęłam cicho.

- Mike też leci, co? - dodałam szybko, rozglądając się po samolocie. Niebieskooki pokiwał blond czupryną.

- Ale super - uśmiechnęłam się szeroko, przytulając go. Uwielbiałam te dwójkę. Byli niezwykle szaleni, nie podchodzili do życia zbyt poważnie. Rzadko kiedy mogłam ich zobaczyć w negatywnym nastroju.

Dzięki Hemmingsowi całkowicie zapomniałam o strachu i przegadałam z nim dobre dwie godziny.

- Wracam do Michaela, będziemy w kontakcie - pożegnał mnie uśmieszkiem Luke, po czym wrócił na miejsce.

Moje powieki same się lepiły, więc postanowiłam dołączyć do Harrego. Zasnęłam zaskakująco szybko.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Macie Luka ♥♥♥ Pozdrawiam Weronikę W.  XD ♥

A teraz trochę matmy:

weekend = rozdziały

kom + gwiazdka = motywacja






Zapomnij mi |h.s|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz