Rozdział 24

9 1 0
                                    

Marcus

-Marcus, ja... - załkała. - Przepraszam. Nie chciałam tego. Proszę, uwierz mi...  Nie chciałam cię zdradzić... ale on... nie mogłam się z tej łazienki wydostać i...

O czym ona mówiła?

Chwileczkę...

Bolesna prawda uderzyła mnie prosto w twarz. Ponownie zobaczyłem obraz Oli, na podłodze w tamtej łazience. Wtedy nie zwróciłem uwagi, jak wysoko miała podciągniętą sukienkę, ani czerwonych śladów na jej udach, do złudzenia przypominających odciski dłoni...

Zabiję sukinsyna.

- Ćśśś, skarbie. Spokojnie. - szepnąłem. Nie bardzo wiedziałem, jak podejść do tematu. Osoby po takich przeżyciach mogły się bać dotyku... z drugiej strony czułem, że powinienem ją przytulić, jakoś wspierać. Ostatecznie postanowiłem trzymać ją za rękę i sprawdzić, jak zareaguje. - Czy on cię... - te słowa nie mogły mi przejść przez usta. - Skrzywdził cię?

Spojrzała na mnie tymi wielkimi, załzawionymi oczami...

- To moja wina... - jęknęła. - Tak cię przepraszam.

- Ćśśś. Żadna twoja wina. Za nic nie przepraszaj. - Gotowałem się z wściekłości. Bydlak zrobił jej krzywdę, a ona jeszcze przyjmuje winę na siebie. - Zrobił ci coś?

- On... próbował...- drżała, najwyraźniej przerażona. - Ale go kopnęłam w... i było jeszcze gorzej...

- Chociaż tyle - wymamrotałem. - kochanie, masz naprawdę mocny cios. Ten skurwiel przez miesiąc nie będzie...

- Przestań. - poprosiła. - Nie jesteś na mnie zły?

- Za co miałbym być?

- Bo on... i mnie pocałował...

Spokojnie, spokojnie... tylko spokojnie...

- Jestem zły. - przyznałem. - Ale nie na ciebie. Tylko na tego...

- Na pewno?

- Na pewno. - upierałem się. Co z tego, że wściekłość roz... rozwalała mnie od środka?


Przyznaję się, planowałem już zemstę na tym kutasie. Nie koniecznie rękoczyny, chociaż Edwin, jako genialny prawnik, pewnie by mnie z tego wyciągnął. Wiem co powiecie: zemsta to żadne rozwiązanie. Lepiej się skupić na opiece nad Alex. Ale zrozumcie mnie też - nie mogłem przecież patrzeć obojętnie na to, co ten zapchlony złamas wyprawia, bo któregoś dnia to się skończy tragicznie.

Faceci podobno nie lubią okazywać uczuć. Jest jeden wyjątek: wściekłość, obrona "terytorium". Tym epatujemy nawet nieświadomie, dlatego zorientowałem się, że aż mną telepie ze złości dopiero, gdy Aleksandra zwróciła mi na to uwagę. Wciąż wpatrywała się we mnie tymi wielkimi, sarnimi oczami, pewna, że za moment na nią nawrzeszczę i wyjdę, trzaskając drzwiami. Jak miałem ją przekonać, że nie uważałem ostatniego wieczoru za zdradę? I skąd, do cholery jej się do wzięło?

Przepraszałem ją i przekonywałem niezliczoną ilość razy. Powoli się uspokajała, chociaż nastąpiło to i tak szybciej, niż się spodziewałem. Cóż, przyzwyczajenie robi swoje, prawda? W końcu, gdy już przestała płakać, poprosiła cicho:

- Marcus... mógłbyś... mnie przytulić?

Rzuciłem się, żeby spełnić jej prośbę. Nie było to łatwe, nie wplątać się w stertę kabli i jeszcze uważać na te pęknięte żebra. Ostatecznie usiadłem na brzegu jej łóżka, po stronie ręki w gipsie i delikatnie objąłem ją w pasie. Tak jak wiele razy wcześniej, oparła się o mój tors. Jeśli coś ją bolało, dobrze to ukrywała.

- Kochanie? - odezwałem się po jakimś czasie siedzenia w takiej pozycji.

- Hm?

 - Czemu stwierdziłaś, że to twoja wina?

- Muszę odpowiadać? - jęknęła.

- Musisz. - potwierdziłem.

- Bo... zaczęła, biorąc głęboki wdech. Ponownie się skrzywiła. - Kiedy to wszystko się zaczęło, jeszcze w gimnazjum...

Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam. Więc to nie był pierwszy raz?! Ten złamas... ugh, spokojnie. Jeszcze trochę i skończą mi się przekleństwa.

- Jeszcze w gimnazjum powtarzali nam, że jeśli mamy jakiś problem, możemy przyjść i porozmawiać z nauczycielem, poprosić go o radę i tak dalej... no więc na samym początku poszłam do szkolnej psycholożki.  To była starszawa pani, chyba dobiegała już sześćdziesiątki... i była raczej nieprzyjemna. Kiedy powiedziałam jej o sytuacji z Mateuszem, najpierw mnie wyśmiała. Przekonawszy się, że to nie żart, zlustrowała mnie surowym wzrokiem, po czym stwierdziła, że gdybym nie prezentowała się tak wyzywająco - zaznaczam, że ubierałam się wtedy niemal jak zakonnica - to do niczego by nie doszło.

Zastanawialiście się, dlaczego "dorośli" tak żywiołowo rozprawiają nad wiekiem emerytalnym? Właśnie dlatego: od pewnego wieku człowiek po prostu nie nadaje się do pracy. Ja osobiście, jako dumny rodzic, nie chciałbym, żeby mojemu synkowi krew pobierała sześćdziesięcioparoletnia, niedowidząca pielęgniarka z trzęsącymi się dłońmi, albo żeby o jego psychikę dbał konserwatywny jak diabli moherowy beret - gra słów niezamierzona.

- Że też tacy ludzie pracują w szkołach... - westchnąłem. - Może jeszcze wmówiła ci, że skoro Mateusz cię wybrał na partnerkę, to, jak nakazują wszystkie znaki, powinnaś być mu posłuszna jak żona ze Stepford?

- Bingo.

- Żartujesz?

- Nie. Nawet leciała już z petycją do księdza uczącego w naszej szkole religii i co bardziej... uduchowionych nauczycieli, że skoro doszło do... pewnych sytuacji, należałoby nas ze sobą pożenić.

Przydałaby się kobiecie emerytura. I wakacje, gdzieś daleko. Może w kraterze wulkanu? Albo na księżycu?

- A był powód, żeby was żenić? - wiem, że wiele ryzykowałem tym pytaniem. Ale byłem cholernie ciekawy, bo w tych czasach młodzi biorą ślub, gdy zdarzy się im wpadka. Coś o tym wiem.

- Nie, głupku. - zachichotała. - Może i jest ode mnie dużo silniejszy, ale tak długo, jak będę w stanie ruszyć palcem, nie pozwolę, żeby...

- Może nie będziesz musiała. - przerwałem jej. Naprawdę, miałem taką nadzieję.



Hej! Kochani, czuję, że muszę powiedzieć tu kilka słów. Wiem, że krążę wokół niebezpiecznego tematu, jakim jest molestowanie i tak dalej. Problem z tą sprawą jest taki, że za często ma miejsce, a za rzadko się o niej mówi. Jeśli zauważyliście coś, co wam w tym wątku nie pasuje, albo w jakiś sposób was uraziłam, szczerze i już w tym miejscu przepraszam. Oczywiście, jak zawsze możecie pisać w komentarzach i na priv. Starałam się jak najlepiej przypomnieć to, co kilka lat temu miało miejsce u mnie i pokazać, jak wygląda życie takiej osoby. Mam nadzieję, że zrozumiecie i będziecie wciąż ze mną :) Do zobaczenia wkrótce, kochani.



Nie wszystko złoto, co się świeciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz