Rozdział 18

11 1 0
                                    

Marcus

Trochę to trwało, jednak gdy z trudem odkleiliśmy się od siebie, nadszedł czas na poważną rozmowę. Było mi głupio, gdy dowiedziałam się, że to przeze mnie Alex miała problemy w domu.

- Nie przejmuj się tym tak. - stwierdziła ze śmiechem. - Trochę się na mnie zezłościli, jak zwykle... a teraz chcą cię poznać.

Słucham?

- Dlaczego? - zapytałem.

- Nie wiem. - wyznała, nagle smutniejąc. - Nie mam pojęcia, co im chodzi po głowach. Ale mama uparła się ciebie poznać, myśli że jesteś moim chłopakiem.

- A nie jestem?

- A jesteś?

Zaśmiałem się.

- Jeśli tego chcesz...

Skinęła głową, zgadzając się na propozycję. Ulżyło mi, bo przynajmniej tą część mieliśmy już z głowy. Mogło być tylko lepiej. W teorii.

- To kiedy ma być to spotkanie? - dopytywałem, obejmując dziewczynę ramieniem. Oparła się o mój tors.

- Jutro.

- Szybko. - zauważyłem.

- Wiem. - zgodziłam się. - Próbowałam to jakoś odciągnąć, ale rodzice w poniedziałek rano wyjeżdżają. Nie będzie ich przez miesiąc i wychodzą z założenia, że  w tym czasie może się... wiele wydarzyć.

- Dlatego wolą załatwić sprawę od razu. - zgadłem.

Przytaknęła.

Więc wypytywałem dalej. Wolałem wiedzieć, czego się spodziewać.

- Czyli co? Luźne wieczorne spotkanie, kilka osób, dobre jedzenie i przyjemna atmosfera?

Dziewczyna parsknęła śmiechem.

- Przykro mi, muszę cię rozczarować. - stwierdziła, opanowując swój głos. - Raczej eleganckie, oficjalne przyjęcie. Pod krawatem.

- I w garniturze?

- Nie. Jeansy i koszula wystarczą.

- Traktujesz to bardzo poważnie. - wytknąłem jej. - Kręcą cię takie klimaty?

- Ani trochę. Ale jeszcze przez kilka lat będę musiała znosić wymysły mojej mamy, więc wolę nie wchodzić z nią na wojenną ścieżkę. - przyznała szczerze. - Tylko... - dodała, przypominając coś sobie. - Będziesz miał z kim zostawić małego? - spytała, przenosząc wzrok na Karolka. Coś w jej spojrzeniu wydawało się znajome... i dziwnie rozczulające.

- O to się nie martw. - poleciłem, przyciągając ją do pocałunku.

***********

Nadszedł ten wielki dzień spotkania z rodziną Aleksandry.

Poprzedniego wieczoru odwiozłem ją do domu o przyzwoitej godzinie. Przysięgam, nie robiliśmy w tym czasie nic złego. Sporo czasu Alex przeznaczyła na zachwycanie się moim synkiem i swojego rodzaju zabawę z nim. Miała podejście do dzieciaka, momentalnie zasypiał w jej ramionach. Nie żebym wątpił w tego rodzaju talenty u niej.

Wracając do tematu...

Przed domem dziewczyny zjawiłem się, zgodnie z jej wskazówkami, kilka minut przed siedemnastą. Skłamałbym mówiąc, że się nie denerwowałem. To znaczy, nie panikowałem, ale pojawiła się chwila zwątpienia, gdy nacisnąłem dzwonek do drzwi.

Usłyszałem z wewnątrz "już idę" i czyjeś lekkie kroki. Chwilę później drzwi się otworzyły i stanęła w nich Alex. Wyglądała jeszcze piękniej, niż zwykle z lekkim makijażem i włosami skręconymi w miękkie loki, ubrana w niebieską sukienkę do kolan. Zauważyłem też kilka blednących siniaków na nogach i jeden przy obojczyku. Skąd, do diabła, się tam wzięły?

- Hej. - uśmiechnęła się  dziewczyna na mój widok.

- Hej. - odwzajemniłem uśmiech, wręczając jej bukiet pomarańczowych goździków, które tak lubiła.

- Dziękuję. - zanurzyła twarz w kwiatach.

Wszedłem za nią do domu, rozglądając się dyskretnie. Chociaż urządzono to miejsce minimalistycznie, dało się odczuć bogactwo właścicieli. I dziwny chłód, jakby nikt nigdy nie przeżył tu nic dobrego.

- Dobrze wyglądasz. - rzuciła dziewczyna szeptem.

- Ty wyglądasz jeszcze lepiej. - odpowiedziałem, zbliżając usta do jej ucha.

Wydawało mi się, czy Alex się zarumieniła?

Bardzo chciałem przyciągnąć ją do siebie, albo chociaż trzymać za rękę, zwłaszcza teraz, gdy  oficjalnie byliśmy parą. Tylko, że ona celowo unikała kontaktu fizycznego. Musiała być tą chwilą przerażona.

W końcu weszliśmy do kuchni otwartej na jadalnię. Przy stole siedział już siwiejący powoli mężczyzna zbliżający się do pięćdziesiątki, blondwłosy chłopak mniej więcej w moim wieku i uczepiona jego ramienia platynowa blondynka ubrana w opiętą różową sukienkę. Zgaduję, że to właśnie była słynna Barbie. W aneksie kuchennym natomiast krążyła szczupła kobieta koło czterdziestki, z ułożonymi starannie rudawymi włosami. Jej szpilki co chwilę stukały o gres podłogowy, gdy przenosiła kolejne półmiski na stół.

- Kochani. - odezwała się Aleksandra nieco głośniej niż zazwyczaj. - Chciałabym przedstawić wam Marcusa.

Wszyscy skierowali wzrok prosto na nas, zastygając w bezruchu, jak w jakimś kiepskim filmie.



Hej kochani! Zastanawiacie się, jak będzie wyglądała rodzinna kolacja? Bo ja tak. Mówiąc szczerze, wiem tylko, jakie będzie zakończenie tej historii, ale wszystko, co dzieje się pośrodku jest dla mnie tajemnicą.

Mam jednak pewien problem: potrzebuję około dwudziestu imion, męskich i żeńskich, a nie mam już pomysłów. Jeśli coś przychodzi wam do głowy, piszcie śmiało w komentarzach, będę wam dozgonnie wdzięczna.

Do zobaczenia już wkrótce!




Nie wszystko złoto, co się świeciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz