Rozdział 40

7 1 0
                                    

Alex

W pewnym momencie straciłam poczucie czasu. W pomieszczeniu wciąż było ciemno... a może to ja na przemian traciłam i odzyskiwałam przytomność?

Sama już nie wiem.

Zastanawiacie się pewnie, co Mateusz mi do tej pory zrobił. Mówiąc szczerze, łatwiej wymienić to, czego się jeszcze nie dopuścił.  Jakkolwiek długo to trwało, bił mnie, okaleczał i wykorzystywał w każdy sposób, jaki przychodził mu do głowy. Nie jestem w stanie opisać, co wtedy czułam. Jednak w pewnym momencie przestawałam czuć ból, jakby mój mózg przestawał przyjmować do wiadomości to, co działo się z ciałem. Ten moment był najbardziej znośny, otępienie dawało mi ukojenie.

Ale wszystko ma swój kres.

Jakiś czas - może kilka sekund, a może całe godziny- temu się ocknęłam. Ból paraliżuje mnie. Rozrywa płuca, ciągnie każde włókienko mięśni po kolei. Nie mogę się skupić, bo w głowie słyszę pulsującą z  trudem krew.

Jedynym pocieszeniem jest lekki, zimny wiatr otulający moje nagie ciało, niwelujący uporczywe pieczenie z otwartych ran.

Czuję, że coś się zmieniło.

Dobiega mnie głos Mateusza. Rozmawia z kimś przez telefon, co kilka sekund wybuchając tym swoim obrzydliwym rechotem.

- Nie wmawiaj mi, że nie miałeś ochoty jej przelecieć. - prycha.

Wzdrygam się, wspominając to, co mi zrobił zaledwie...

Po raz kolejny łapię się na tym, że nie umiem dokończyć zdania.

- Słyszysz? - pyta. - Twoja mała dziwka za tobą tęskni.

Z kim on rozmawia?

Zaczynam się szamotać.

Jego rozmówca powiedział coś, co się Mateuszowi nie spodobało, bo nagle zmienił ton głosu.

Chyba ponownie tracę przytomność.

- ...gdzie jego brat ma swój dom. - dociera do mnie.

Mateusz rozłącza się i rzuca telefonem o podłogę. Urządzenie uderza o zimny beton, roztrzaskując się na setki elementów.

- Twój kochaś niedługo tu będzie. - oznajmia mi.

Więc rozmawiał z Marcusem.

Z gardła wyrywa mi się ochrypły krzyk. Już dawno nadwyrężyłam sobie struny głosowe, wrzeszcząc i błagając o litość. Teraz staram się zachować ciszę. Prawie nie reaguję, gdy dłonie chłopaka krążą po moich biodrach. Nie poruszam się, gdy po raz kolejny bierze mnie za swoją własność. Nie odpowiadam, gdy wyzywa mnie i grozi śmiercią. Wiem, że i tak to zrobi, więc na co się zdadzą moje protesty?

Pogodzona ze swoim losem, bardzo późno orientuję się, że nad naszymi głowami słychać kroki. Ktoś krąży po malutkim pomieszczeniu, drewniane deski skrzypią pod ciężarem intruza. Klapa w podłodze otwiera się. Przybysz klnie. Jakimś cudem rozpoznaję głos Marcusa.

Mateusz rechocze obrzydliwie. On też słyszy zbliżającego się chłopaka. Podchodzi, łapie mnie za biodra. Wyrywam się, krzyczę. Próbuję ostrzec Marcusa, żeby zawrócił, żeby tu nie wchodził. Przecież on nie ma pojęcia, że Mateusz ma broń!

Drzwi się otwierają z jękiem, do pomieszczenia wpada odrobina sztucznego światła jakieś latarki, rażąc moje przyzwyczajone do ciemności oczy. Przez bolesną łunę widzę zarys sylwetki Marcusa. Już prawie zdążyłam zapomnieć, jaki jest piękny...

Ale teraz jest wściekły.

Stoi przez chwilę w bezruchu, lustrując uważnie piwniczkę. Obrzuca mnie jedynie krótkim spojrzeniem, przenosi uwagę na Mateusza, który wciąż trzyma ręce na moim ciele. Twarz chłopaka wykrzywia się w jakimś dziwnym grymasie. Pędem rusza w kierunku mojego oprawcy, wydając coś w rodzaju okrzyku wojennego. Rzuca się na Matta, przewraca i przygwożdża do betonowej posadzki. wytrąca nóż z dłoni potwora w ludzkiej skóry. Okłada raz za razem po twarzy. Słyszę jęki, krzyki bólu i zgrzyty łamanych kości.

Znów nic nie widzę, słyszę tylko odgłosy walki, ale jakaś absurdalna część mnie postanawia się wydostać. To nic, że próbowałam już setki razy i nic z tego nie wyszło, ponownie szarpię za kajdany utrzymujące mnie w pionie, rozrywając strupy, które zdążyły już powstać na poranionych nadgarstkach.

Wszystko na marne.

Jedyne, co się dzieje, to krzyk bólu, który ucieka z mojego gardła. Z oczu ponownie tryskają łzy, nie mogę powstrzymać szlochu.

Marcus natychmiast zrywa się na równe nogi. Raczej czuję to, niż widzę, bo zimne powietrze, które poruszył, owiewa moje ciało. Dostaję gęsiej skórki.

Jestem przerażona, gdy do mnie podchodzi. Protestuję głośno, czując otaczające mnie ramiona.

- On zaraz ucieknie. - skomlę, mając na myśli Mateusza.

- Stracił przytomność. - odpowiada cicho chłopak. Przytula mnie.

Szamoczę się, wyrywam. Nie chcę, żeby mnie dotykał. Nie chcę, żeby ktokolwiek mnie dotykał...

Wtedy słyszymy syreny policyjne.


Witajcie ponownie! Kochani, chciałabym Wam niesamowicie podziękować, bo niedawno przekroczyliśmy 300 odsłon i 50 głosów! To dla mnie... wow, nawet jeśli ktoś twierdzi inaczej. Bo widzicie, zaczęłam pisać nie po to, by ludzie mnie lubili, ale by wyrazić siebie (komunał jakich wiele, lecz cóż zrobić, skoro to prawda?). Dlatego jestem naprawdę wdzięczna za każdy znak, jaki po sobie zostawiacie.

Obiecuję, że usiądę do następnej części jeszcze dzisiaj - głowa pełna pomysłów, aż nie mam czasu ich wszystkich zapisać :p

Do zobaczenia wkrótce :)

Nie wszystko złoto, co się świeciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz