Rozdział 5

18 2 0
                                    

Alex

Za dużo przeklinasz.

Tak ostatnio usłyszałam. Zgadnijcie, od kogo? Tak, macie rację. To Marcus zwrócił mi uwagę.

Właściwie to powiedział: jesteś zbyt piękna, żeby przeklinać. Skąd te wnioski i jakim cudem znowu się spotkaliśmy? Już wyjaśniam.

Tego samego dnia, kiedy prawie wpadłam pod koła samochodu -no dobrze, wbiegłam, nazywajcie to jak chcecie - Sao wyciągnęła mnie na bieganie.

Ja i bieganie? Taa... Mi też coś tu nie pasowało. Ale gdy moja przyjaciółka się na coś uparła, nie było siły, która przekonałaby ją do zmiany zdania.

W ten sposób znalazłyśmy się w niewielim parku na obrzeżach miasta. Sandra wybrała najdłuższą ścieżkę i pędziła nią jak torpeda, a ja dreptałam za nią. Już po kilkudziesięciu metrach zrezygnowałam z prób dogonienia jej. Stawiałam kolejne kroki w swoim własnym, ślimaczym tempie, aż mięśnie zaczynały protestować, a płuca paliły żywym ogniem.

Tuż przed zakrętem osłoniętym kilkoma wysokimi krzakami postanowiłam związać natrętne włosy. Pochyliłam głowę do przodu i już ściągnęłam gumkę z nadgarstka, kiedy...

Bam!

Stało się.

Zderzyłam się ze ścianą.

Odbiłam się i poleciałam do tyłu. Odruchowo zamknęłam oczy. Starałam się przygotować na upadek, ale nic takiego nie miało miejsca. Kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią złapały mnie czyjeś mocne ręce i podciągnęły do pionu.

- Co za cholera... - zaczęłam.

-Wybacz- usłyszałam znajomy, schrypnięty głos. - Nic ci nie jest?

Otworzyłam oczy.

To był Marcus.

Do diabła, dlaczego on?

Spróbowałam wyrwać się z żelaznego uścisku, którym mnie otoczył.

-Ttak-stwierdziłam szybko, lekko otumaniona mieszanką dezodorantu i jego własnego zapachu.-Wszystko okej.

Uśmiechnął się przepraszająco.

- To dobrze -wymamrotał, przejeżdżając ręką po krótko obciętych włosach. - Jeszcze raz przepraszam, księżniczko.

Wzruszyłam ramionami.

-Co tu robisz? -spytałam zaczepnie. - Śledzisz mnie?

-Skąd mam mieć pewność, że to nie ty mnie obserwujesz bacznie od naszego ostatniego spotkania?

Nie mogłam się nie zaśmiać.

-Przyjaciółka zaproponowała, żebym towarzyszyła jej na treningu. -wyjaśniłam.

-Gdzie ta przyjaciółka? - rozejrzał się dookoła.

-Cholera- zaklęłam cicho. Przecież mogłam wyjść na wariatkę. - Niedługo pewnie się tam pojawi - wskazałam bliżej nieokreślony punkt na ścieżce za plecami. - Jest dużo szybsza ode mnie.

Chłopak wymruczał coś, czego nie zrozumiałam.
-Too -odezwałam się po chwili milczącego wpatrywania się w siebie nawzajem. -  Ja już będę lecieć... To zaczy biec... To znaczy...
Zrozumiałam, że pogrążam się coraz bardziej.
-Do zobaczenia- rzuciłam w końcu.
Zamierzałam wrócić na ścieżkę, ale, tak jak poprzednio, chłopak złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
-Zaczekaj- poprosił. - Nie znam nawet twojego imienia.
-Alex. -odpowiedziałam. -Mam na imię Alex.
- To od Aleksandry?- upewnił się.
Przytaknęłam.
- Piękne imię. - stwierdził. - I piękna właścicielka. Skoro już mówisz o sobie, może dasz mi swój numer telefonu?
-Po co?- zapytałam, jak idiotka.
-Szczerze? -spytał lekko zakłopotany. Skinęłam głową. - Bo zamierzam cię gdzieś zaprosić i chciałbym mieć z tobą kontakt.
Pod wpływem impulsu podałam mu ten przeklęty numer telefonu. W zamian zostałam obdarzona kolejnym zniewalającym uśmiechem.
-Odezwę się jeszcze dzisiaj. -obiecał.
Mam nadzieję, że nie pokazałam po sobie tego, jak bardzo się cieszę.
A jednak los najwyraźniej uznał, że zrobiło się zbyt słodko. W jaki sposób to zmienić? Można podesłać Sao, z jej ciętym językiem.
Dziewczyna pojawiła się u mojego boku kompletnue znikąd, takie przynajmniej miałam wrażenie.

Nie wszystko złoto, co się świeciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz