Rozdział 8

9 1 0
                                    

Marcus

Miałem ochotę kopnąć się w swój durny, pseudoodważny tyłek. Co ja narobiłem? I co za skończony kretyn wpisał rycerskość do chromosomu Y?

Zachciało mi się popisywać. Fakt, gnojek, który nas zaczepił, był irytujący i należała mu się nauczka, ale przecież wciąż słyszałem podobne teksty. Dlaczego więc przy Aleksandrze nagle wpadłem w szał? Czyżbym nie chciał, żeby źle o mnie myślała? Jeśli tak, to mój plan był do dupy. Rzucanie wkurzającymi kurduplami jak widać nie imponuje dziewczynom. Za to skutecznie je zniechęca do rzucającego. Kto by pomyślał?

Tak, czy inaczej, byłem wściekły sam na siebie. Straciłem zaufanie dziewczyny, które udało mi się tego dnia zdobyć. Gdy te gnojki zdążyły już zwiać, zauważyłem, że Alex była przerażona. Niewiele myśląc, podszedłem bliżej i zapytałem:

- Wszystko w porządku? Nic ci nie jest?

Idiota, idiota, idiota... Właśnie została napadnięta i obrażona przez jakiegoś knypka, a później dowiedziała się, że facet, z którym spędziła pół dnia, to brutal.

- Tak, tak. Wszystko okej. - stwierdziła, odgarniając grzywkę z twarzy.

- Jakoś ci nie wierzę. - odpowiedziałem.
Trzęsła się jak osika
- Dobra, masz mnie. - roześmiała się histerycznie. - Jestem cholernie wystraszona.

- Boisz się mnie? - upewniłem się.

A kogo innego, ty idoto?

Chwała wewnętrznym głosom rozsądku. Co byśmy zrobili, gdyby nie one?

- Uhm. - potwierdziła. - Jesteś bardzo silny. I szybko się denerwujesz. Nie wiem, czego jeszcze mogę się po tobie spodziewać.

Nie, nie byłem zdziwiony jej słowami. To byłoby niedopowiedzenie roku. Raczej miałem przeczucie, że za chwilę będę zbierał szczękę z chodnika.

- Hm, okej. - wzruszyłem ramionami. Zacząłem się powoli wycofywać. - Dzięki za szczerość.

- Gdzie ty się wybierasz? - zapytała dziewczyna.

- Stwierdziłaś, że się mnie boisz, więc... - tłumaczyłem się.

Alex ponownie się roześmiała.

- Boże, ale nie aż tak! Poza tym miałeś odwieźć mnie do domu.

Czy ktoś widział moją szczękę?

Ruszyliśmy w stronę mojego samochodu. Po drodze dużo rozmawialiśmy. Aleksandra wypytywała o wszystko, co przyszło jej do głowy, a trzeba dziewczynie przyznać, że była pomysłowa. Dużo się śmiała, patrzyła mi prosto w oczy. Zniknęła ta nieśmiała dziewczynka, którą spotkałem poprzedniego dnia. I to jakimś cudem mi się spodobało.

- Marcus, gapisz się.

Jej głos wyrwał mnie z zamyślenia. Staliśmy już przy aucie. Alex opierała się o maskę gruchota, a ja stałem obok.

- Serio? - mruknąłem zdziwiony. - W takim razie przepraszam.

- Nic się nie stało. - uspokoiła mnie. - Ale chyba czas ruszać.

Wydawała się jakby smutna.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - stwierdziłem. Zrobiłem może jeden krok, kiedy zorientowałem się, że coś zatrzymuje mnie na miejscu. To Alex splotła swoje palce z moimi, chociaż nie jestem pewien, kiedy to się stało.

Kontrast między jej skórą a moją był ogromny. Tja, pomyślałem, z tego będą probemy... A jednak nasze dłonie wydawały się do siebie idealnie pasować. Możliwe, że już wtedy zacząłem się zakochiwać, ale nie zauważyłem tego. A później... później było już za późno.
Wyplątałem się z uścisku i usiadłem za kierownicą, a kiedy dziewczyna zajęła swoje miejsce pasażera, włączyłem silnik. Jechałem dość powoli, chociaż na drogach było czysto. Prawda jest taka, że chciałem przedłużyć ten moment w nieskończoność.
Drugim powodem było to, że nie miałem pojęcia, dokąd jechać.
-Możemy pokręcić się po okolicy. -wtrąciła Aleksandra, jakby czytając mi w myślach.
-Jak sobie życzysz.
Więc krążyliśmy po obrzeżach miasta. W pewnym momencie znaleźliśmy się w pobliżu ogromnego budynku, prawie zamczyska. Miał trzy piętra, wielopoziomowy, spadzisty dach i nawet dwie symetryczne wierzyczki. Wymysł Wiedźmy z jej młodzieńczych lat.
-Wiesz może, kto tam mieszka?- spytała Alex, zafascynowana budowlą.
-Jasne. -odpowiedziałem. - znam mieszkańców bardzo dobrze.
-Jak dobrze?
- Znam ich wszystkich od urodzenia.
Nie kłamałem, tak?
Oczy dziewczyny rozjażyły się dziwnym blaskiem. Już go kiedyś widziałam.
-Myślisz, że wpuściliby nas do środka?
-Słucham?- zdziwiłem się.
-Czy wpuściliby nas do środka?- powtórzyła. -Jestem ciekawa, jak ten dom wygląda wewnątrz.
Czy ktoś widział moją szczękę?
-Jesteś jakimś architektoświrem?
-Tak. - potwierdziła ze śmiertelną powagą. -Kiedyś jeszcze o mnie usłyszysz. Będę projektować najwspanialsze budynki w kraju, może nawet na świecie.
- Ale dlaczego akurat ten dom?
-Większość budynków w okolicy to brzydkie, proste bryły, koszmarnie nudne. Natomiast ten... Ma w sobie czar, jak te wszystkie dworki szlacheckie. Aż przyjemnie wejść i popatrzeć.

Wierzcie lub nie, ale mówiąc, Aleksandra miała w oczach taką pasję, że po prostu musiałem pozwolić jej na wycieczkę po tym domu.
-Okej- odezwałem się. -Da się to załatwić. Zobaczysz cały dom.
-Mówisz poważnie?
Brzmiała, jakby dopiero co zdała sobie sprawę z tego, co wcześniej mi opowiadała.
-Absolutnie. To co, jesteś gotowa poznać moją rodzinę?

Tam ta da dam! Witajcie ponownie! Jesteście ciekawi, jak potoczy się spotkanie z rodziną? Ja też. Już niedługo kolejny rozdział, tymczasem czekam na gwiazdki i komentarze :)
P.S. dziękuję wam, już niedługo dobijemy do 100 odsłon :D


Nie wszystko złoto, co się świeciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz